środa, 12 lutego 2014

Epilog

W moim, naszym życiu wiele się zmieniło. Na szczęście na lepsze. Ostatnie miesiące były dość burzliwe. Jednak z czasem wszystko zaczęło się układać. W ostatnich tygodniach byłam zajęta naszym ślubem. Jeździłam załatwiać salę bankietową, dekoracje, kościół. Na szczęście nie byłam w tym wszystkim sama. Robert bardzo mi pomagał. 
Teraz stoję przed lustrem w sukni ślubnej i mogę śmiało powiedzieć, że jestem tu gdzie być powinnam. Koło mnie siedzi dumna mama i moja druhna – Asia. Ostatni raz przeglądam się w lustrze. Ostatnie poprawki i jedziemy do kościoła. Kiedyś dziwiło mnie, że ludzie tak stresują się przed własnym ślubem. Teraz już wiem dlaczego. Pomimo, że jestem pewna swojej miłości do Roberta, to gdzieś tam w środku boję się, żeby wszystko poszło dobrze. Nie chcę żadnych przykrych niespodzianek przed kościołem. Na przykład w postaci mojej „kochanej” babci. Kiedy dojechałam na miejsce oniemiałam. Pomimo, że to wszystko było moim i Roberta pomysłem, to jestem zszokowana. Wszystkie najmniejsze szczegóły współgrają ze sobą. Nie mam jednak teraz głowy do takich drobiazgów. Tata bierze mnie pod rękę i zaczyna prowadzić pod ołtarz. Kiedy zobaczyłam Roberta, a on mnie na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech. Stanęłam u jego boku, a cała msza nawet nie wiem, kiedy przeleciała. Teraz jestem oficjalnie panią Lewandowską. Przed kościołem czekała na nas masa przyjaciół i rodziny. Każdy był szczęśliwy. Ludzie składali nam mnóstwo gratulacji, choć do mnie nie za bardzo one docierały. Do Roberta chyba zresztą też nie. Kiedy już wszyscy skończyli, wsiedliśmy do limuzyny i ruszyliśmy do sali bankietowej. Znajdowała się ona tuż za Krakowem, więc podróż nie zajęła zbyt wiele czasu. Tak, wzięliśmy ślub w Krakowie. Zawsze podobało się nam to miasto. 
Pierwszy taniec wyszedł nam znakomicie. Wszyscy byli oczarowani. W końcu nawet pani Iwona mówiła, że jej syn uwielbiał tańczyć, gdy był mały. Ja w wieku 8 lat również chodziłam na zajęcia taneczne. Opłacało się. Kiedy potańczyłam już chyba z każdą możliwą osobą usiadłam przy stole. Przyglądałam się wszystkim ludziom. Jestem mega szczęściarą. Mam wspaniałego męża, kochającą rodzinę, prawdziwych przyjaciół. To cudowne uczucie. Widziałam, jak Robert wywija na parkiecie z małą Peszkinową. Na ten widok mimowolnie się uśmiechnęłam. Po chwili zjawiła się obok mnie Ania – żona Sławka. Nie wspominałam wcześniej, ale bardzo się polubiłyśmy. Odkąd się poznałyśmy miałyśmy świetny kontakt. Zostałyśmy nawet przyjaciółkami.
-Pięknie wyglądasz – uśmiechnęła się – Wiem, wiem – mówiłam ci to już dzisiaj chyba ze sto razy, ale powtórzę jeszcze z dwadzieścia.
-Dziękuję – zaśmiałam się.
-Ładnie Robertowi z dzieckiem. Powiem Sławkowi żeby mu przekazał – puściła mi oczko i zaczęła wstawać.
-Ania, zaczekaj – złapałam ją za rękę – Dziękuję. Gdyby nie ty i twoja pomoc, nie byłoby dzisiaj tak wspaniale.
-Oj, nie przesadzaj. To zasługa twoja i Roberta. Ja tylko troszkę wam pomogłam. No, a teraz idę pogadać z Robertem. Niech się bierze za ciebie – zaśmiała się i poszła.
Rozbawiona powędrowałam wzrokiem za jej oddalającą się sylwetką i nalałam sobie szampana. Zamknęłam oczy i cieszyłam się chwilą. Po kilku minutach poczułam ciepłe dłonie na moich ramionach i czuły pocałunek w szyję. Po zapachu perfum od razu poznałam, że to MÓJ Robert. Ten nic nie powiedział, tylko delikatnie ujął moją dłoń i zaprowadził na górę. Stanęliśmy na tarasie i przytulaliśmy się. Nie potrzebowaliśmy słów. Wystarczała tylko obecność drugiej osoby.
-Ania ze mną rozmawiała – zaczął piłkarz.
-Tak? I co chciała? - zapytałam rozbawiona.
-Powiedziała, że ładnie mi z dzieckiem i że mam się tobą zająć – powiedział całując mnie w szyję.
-Ooo, to ciekawe – wymruczałam – W takim razie jestem cała twoja.
To wystarczyło Robertowi. Jeśli chodzie o te kwestie, nie musiałam mu powtarzać dwa razy. Zaczął mnie zachłannie całować. Chwilę staliśmy na balkonie, po czym oderwałam się od niego. Spojrzał zdziwiony, a zarazem zaciekawiony, co zamierzam zrobić. Spojrzałam na niego zalotnie i pociągnęłam za krawat w głąb pokoju. Kiedy znaleźliśmy się w środku, napastnik rozpiął delikatnie moją sukienkę i położył na krześle. Nie chcąc był mu dłużna pozbyłam się jego garnituru, który w tym momencie nie był nam do niczego potrzebny. Robert trochę już mniej delikatnie pchnął mnie na łóżko i zaczął całować każdy skrawek mojego ciała. Było w tym mnóstwo czułości i miłości. Czułam się, jak księżniczka. Po chwili wszedł we mnie i w tamtym momencie zapomniałam o Bożym świecie. Liczył się tylko ON.
Po naszych pieszczotach udałam się do łazienki. Musiałam poprawić fryzurę i makijaż. Przebrałam się już w krótszą i wygodniejszą sukienkę. Pomogłam jeszcze Robertowi z krawatem i wróciliśmy do naszych gości. Chyba jeszcze nigdy tak długo i dużo nie tańczyłam. To był najlepszy dzień w moim życiu.

Kilka tygodni później:
Właśnie wróciłam od lekarza z rutynowych badań. Musiałam porozmawiać z Robertem. Od wejścia poczułam zapach ciasta dyniowego, więc udałam się do kuchni, gdzie zastałam mojego ukochanego.
-Hej kochanie – przywitał mnie soczystym buziakiem w usta.
-Hej – uśmiechnęłam się – Musimy pogadać.
-To poczekaj chwilkę. Tylko wyłożę ciasto na talerze. Idź do salonu – powiedział.
Był już wieczór, więc pozapalałam kilka świeczek i malutką lampkę w rogu pokoju, po czym usiadłam na kanapie. Po chwili dołączył do mnie ukochany. Zjedliśmy ciasto rozmawiając o dzisiejszym dniu. Pochwaliłam jego wypiek. Muszę przyznać, że Robert naprawdę ma talent kulinarny. Porozmawialiśmy również o naszym ślubie. Piłkarz przyznał, że trochę się denerwował. Jednak kiedy mnie ujrzał, cały stres jakby uleciał. Czuł wtedy jedynie niepohamowane szczęście.
-A Kamcia, chciałaś o czymś ze mną pogadać – powiedział.
-Aaa tak – zaczęłam – Bo widzisz, byłam dzisiaj u lekarza. Powiedział mi, że jestem w ciąży.
Patrzyłam na jego wyraz twarzy. Bałam się trochę jego reakcji. Chwilę siedział zapatrzony we mnie, a po chwili wykrzyczał radośnie:
-Będę ojcem!!! Kochanie, nawet nie wiesz, jak się cieszę – przytulił mnie i namiętnie pocałował - Czyli dobrze się wtedy tobą zająłem - zaśmiał się. 
-Tak Robercik, tak - uśmiechnęłam się.
Od tamtej pory nadskakuje nade mną w każdej najmniejszej sprawie. Ciągle pyta, czy czegoś mi nie trzeba. Jest kochany. 
Nie wspominałam jeszcze, ale założyliśmy razem fundację. Chcemy pomagać biednym rodzinom. Skoro nam się poszczęściło i mamy pieniądze, warto się nimi podzielić.
Siedzę teraz przy kominku, a Robert głaska mój już zaokrąglony brzuszek. Wszystko układa się po naszej myśli. W końcu jesteśmy razem. To szczęście będzie trwało już na zawsze ♥


____________________________________________________

Każda historia ma swój koniec. Ciężko mi się z pożegnać z tym opowiadaniem. Pamiętam te zarwane nocki żeby coś nowego dodać. Zamiast skupiać się na lekcjach, myślałam, co napiszę w nowym rozdziale. 

Chciałabym podziękować każdej z Was osobno, ale nie starczyłoby mi miejsca i czasu. To dzięki Wam pojawiały się tu nowe rozdziały. To Wy pomagałyście mi w ciężkich chwilach. Wasze komentarze zawsze wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Gdyby nie Wy, to opowiadanie nigdy by nie powstało. Jesteście wspaniałymi kobietkami. Gdybym tylko Was znała, najchętniej uściskałabym każdą z Was. Jeszcze raz baardzo Wam dziękuję :* ♥ 

Przyznam, że trochę czasu zajęło mi szukanie sukienki ślubnej. Mimo, że to tylko opowiadanie, i nie jest tak istotne, to nie mogłam się na żadną zdecydować.  Ciekawe, co będzie na moim prawdziwym ślubie, skoro już teraz mam problem? Haha :D 

Ta historia się kończy, ale moja przygoda z pisaniem nie. Jeśli jesteście zainteresowane, to zapraszam na mojego nowego bloga. Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie i znów będziecie mnie wspierać:

http://justasmilemarco.blogspot.com/ 








3 komentarze:

  1. to już jest koniec ?!!!
    co do rozdziały zajebisty :D
    Na pewno widzimy się na nowym blogu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. KOniec?!?!?
    Epilog cudowny ,3
    Zobaczymy się na nowym blogu ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. piekne zakonczeni cudnego bloga.
    szkoda że już koniec
    chciałam aby jeszcze było jego trochę ale bede wpadac na nowego

    OdpowiedzUsuń