W moim, naszym życiu wiele się
zmieniło. Na szczęście na lepsze. Ostatnie miesiące były dość
burzliwe. Jednak z czasem wszystko zaczęło się układać. W
ostatnich tygodniach byłam zajęta naszym ślubem. Jeździłam
załatwiać salę bankietową, dekoracje, kościół. Na szczęście
nie byłam w tym wszystkim sama. Robert bardzo mi pomagał.
Teraz
stoję przed lustrem w sukni ślubnej i mogę śmiało powiedzieć,
że jestem tu gdzie być powinnam. Koło mnie siedzi dumna mama i
moja druhna – Asia. Ostatni raz przeglądam się w lustrze.
Ostatnie poprawki i jedziemy do kościoła. Kiedyś dziwiło mnie,
że ludzie tak stresują się przed własnym ślubem. Teraz już wiem
dlaczego. Pomimo, że jestem pewna swojej miłości do Roberta, to
gdzieś tam w środku boję się, żeby wszystko poszło dobrze. Nie
chcę żadnych przykrych niespodzianek przed kościołem. Na przykład
w postaci mojej „kochanej” babci. Kiedy dojechałam na miejsce
oniemiałam. Pomimo, że to wszystko było moim i Roberta pomysłem,
to jestem zszokowana. Wszystkie najmniejsze szczegóły współgrają
ze sobą. Nie mam jednak teraz głowy do takich drobiazgów. Tata
bierze mnie pod rękę i zaczyna prowadzić pod ołtarz. Kiedy
zobaczyłam Roberta, a on mnie na jego twarzy zawitał szeroki
uśmiech. Stanęłam u jego boku, a cała msza nawet nie wiem, kiedy
przeleciała. Teraz jestem oficjalnie panią Lewandowską. Przed
kościołem czekała na nas masa przyjaciół i rodziny. Każdy był
szczęśliwy. Ludzie składali nam mnóstwo gratulacji, choć do mnie
nie za bardzo one docierały. Do Roberta chyba zresztą też nie.
Kiedy już wszyscy skończyli, wsiedliśmy do limuzyny i ruszyliśmy
do sali bankietowej. Znajdowała się ona tuż za Krakowem, więc
podróż nie zajęła zbyt wiele czasu. Tak, wzięliśmy ślub w
Krakowie. Zawsze podobało się nam to miasto.
Pierwszy taniec
wyszedł nam znakomicie. Wszyscy byli oczarowani. W końcu nawet pani
Iwona mówiła, że jej syn uwielbiał tańczyć, gdy był mały. Ja
w wieku 8 lat również chodziłam na zajęcia taneczne. Opłacało
się. Kiedy potańczyłam już chyba z każdą możliwą osobą
usiadłam przy stole. Przyglądałam się wszystkim ludziom. Jestem
mega szczęściarą. Mam wspaniałego męża, kochającą rodzinę,
prawdziwych przyjaciół. To cudowne uczucie. Widziałam, jak Robert
wywija na parkiecie z małą Peszkinową. Na ten widok mimowolnie się
uśmiechnęłam. Po chwili zjawiła się obok mnie Ania – żona
Sławka. Nie wspominałam wcześniej, ale bardzo się polubiłyśmy.
Odkąd się poznałyśmy miałyśmy świetny kontakt. Zostałyśmy
nawet przyjaciółkami.
-Pięknie wyglądasz – uśmiechnęła
się – Wiem, wiem – mówiłam ci to już dzisiaj chyba ze sto
razy, ale powtórzę jeszcze z dwadzieścia.
-Dziękuję – zaśmiałam się.
-Ładnie Robertowi z dzieckiem. Powiem
Sławkowi żeby mu przekazał – puściła mi oczko i zaczęła
wstawać.
-Ania, zaczekaj – złapałam ją za
rękę – Dziękuję. Gdyby nie ty i twoja pomoc, nie byłoby
dzisiaj tak wspaniale.
-Oj, nie przesadzaj. To zasługa twoja
i Roberta. Ja tylko troszkę wam pomogłam. No, a teraz idę pogadać
z Robertem. Niech się bierze za ciebie – zaśmiała się i poszła.
Rozbawiona powędrowałam wzrokiem za
jej oddalającą się sylwetką i nalałam sobie szampana. Zamknęłam
oczy i cieszyłam się chwilą. Po kilku minutach poczułam ciepłe
dłonie na moich ramionach i czuły pocałunek w szyję. Po zapachu
perfum od razu poznałam, że to MÓJ Robert. Ten nic nie powiedział,
tylko delikatnie ujął moją dłoń i zaprowadził na górę.
Stanęliśmy na tarasie i przytulaliśmy się. Nie potrzebowaliśmy
słów. Wystarczała tylko obecność drugiej osoby.
-Ania ze mną rozmawiała – zaczął
piłkarz.
-Tak? I co chciała? - zapytałam
rozbawiona.
-Powiedziała, że ładnie mi z
dzieckiem i że mam się tobą zająć – powiedział całując mnie
w szyję.
-Ooo, to ciekawe – wymruczałam – W
takim razie jestem cała twoja.
To wystarczyło Robertowi. Jeśli
chodzie o te kwestie, nie musiałam mu powtarzać dwa razy. Zaczął
mnie zachłannie całować. Chwilę staliśmy na balkonie, po czym
oderwałam się od niego. Spojrzał zdziwiony, a zarazem
zaciekawiony, co zamierzam zrobić. Spojrzałam na niego zalotnie i
pociągnęłam za krawat w głąb pokoju. Kiedy znaleźliśmy się w
środku, napastnik rozpiął delikatnie moją sukienkę i położył
na krześle. Nie chcąc był mu dłużna pozbyłam się jego
garnituru, który w tym momencie nie był nam do niczego potrzebny.
Robert trochę już mniej delikatnie pchnął mnie na łóżko i
zaczął całować każdy skrawek mojego ciała. Było w tym mnóstwo
czułości i miłości. Czułam się, jak księżniczka. Po chwili
wszedł we mnie i w tamtym momencie zapomniałam o Bożym świecie. Liczył się
tylko ON.
Po naszych pieszczotach udałam się do
łazienki. Musiałam poprawić fryzurę i makijaż. Przebrałam się
już w krótszą i wygodniejszą sukienkę. Pomogłam jeszcze Robertowi z krawatem
i wróciliśmy do naszych gości. Chyba jeszcze nigdy tak długo i
dużo nie tańczyłam. To był najlepszy dzień w moim życiu.
Kilka tygodni później:
Właśnie wróciłam od lekarza z
rutynowych badań. Musiałam porozmawiać z Robertem. Od wejścia
poczułam zapach ciasta dyniowego, więc udałam się do kuchni,
gdzie zastałam mojego ukochanego.
-Hej kochanie – przywitał mnie
soczystym buziakiem w usta.
-Hej – uśmiechnęłam się –
Musimy pogadać.
-To poczekaj chwilkę. Tylko wyłożę
ciasto na talerze. Idź do salonu – powiedział.
Był już wieczór, więc pozapalałam
kilka świeczek i malutką lampkę w rogu pokoju, po czym usiadłam
na kanapie. Po chwili dołączył do mnie ukochany. Zjedliśmy ciasto
rozmawiając o dzisiejszym dniu. Pochwaliłam jego wypiek. Muszę
przyznać, że Robert naprawdę ma talent kulinarny. Porozmawialiśmy również o naszym ślubie. Piłkarz przyznał, że trochę się denerwował. Jednak kiedy mnie ujrzał, cały stres jakby uleciał. Czuł wtedy jedynie niepohamowane szczęście.
-A Kamcia, chciałaś o czymś ze mną
pogadać – powiedział.
-Aaa tak – zaczęłam – Bo widzisz,
byłam dzisiaj u lekarza. Powiedział mi, że jestem w ciąży.
Patrzyłam na jego wyraz twarzy. Bałam
się trochę jego reakcji. Chwilę siedział zapatrzony we mnie, a po
chwili wykrzyczał radośnie:
-Będę ojcem!!! Kochanie, nawet nie
wiesz, jak się cieszę – przytulił mnie i namiętnie pocałował - Czyli dobrze się wtedy tobą zająłem - zaśmiał się.
-Tak Robercik, tak - uśmiechnęłam się.
Od tamtej pory nadskakuje nade mną w
każdej najmniejszej sprawie. Ciągle pyta, czy czegoś mi nie
trzeba. Jest kochany.
Nie wspominałam jeszcze, ale założyliśmy
razem fundację. Chcemy pomagać biednym rodzinom. Skoro nam się
poszczęściło i mamy pieniądze, warto się nimi podzielić.
Siedzę teraz przy kominku, a Robert
głaska mój już zaokrąglony brzuszek. Wszystko układa się po
naszej myśli. W końcu jesteśmy razem. To szczęście będzie
trwało już na zawsze ♥
____________________________________________________
Każda historia ma swój koniec. Ciężko mi się z pożegnać z tym opowiadaniem. Pamiętam te zarwane nocki żeby coś nowego dodać. Zamiast skupiać się na lekcjach, myślałam, co napiszę w nowym rozdziale.
Chciałabym podziękować każdej z Was osobno, ale nie starczyłoby mi miejsca i czasu. To dzięki Wam pojawiały się tu nowe rozdziały. To Wy pomagałyście mi w ciężkich chwilach. Wasze komentarze zawsze wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Gdyby nie Wy, to opowiadanie nigdy by nie powstało. Jesteście wspaniałymi kobietkami. Gdybym tylko Was znała, najchętniej uściskałabym każdą z Was. Jeszcze raz baardzo Wam dziękuję :* ♥
Przyznam, że trochę czasu zajęło mi szukanie sukienki ślubnej. Mimo, że to tylko opowiadanie, i nie jest tak istotne, to nie mogłam się na żadną zdecydować. Ciekawe, co będzie na moim prawdziwym ślubie, skoro już teraz mam problem? Haha :D
Ta historia się kończy, ale moja przygoda z pisaniem nie. Jeśli jesteście zainteresowane, to zapraszam na mojego nowego bloga. Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie i znów będziecie mnie wspierać:
http://justasmilemarco.blogspot.com/
to już jest koniec ?!!!
OdpowiedzUsuńco do rozdziały zajebisty :D
Na pewno widzimy się na nowym blogu :*
KOniec?!?!?
OdpowiedzUsuńEpilog cudowny ,3
Zobaczymy się na nowym blogu ^^
piekne zakonczeni cudnego bloga.
OdpowiedzUsuńszkoda że już koniec
chciałam aby jeszcze było jego trochę ale bede wpadac na nowego