Stoję, a właściwie stoimy, przed
drzwiami domu moich rodziców. Niepewnie wyciągnęłam rękę w
stronę dzwonka, ale po chwili ją cofnęłam. Robert nie miał
zamiaru się patyczkować, więc sam zadzwonił, po czym uśmiechnął
się w moją stronę. Posłałam mu jedynie mordercze spojrzenie gdyż
drzwi powoli się otworzyły. Ujrzałam w nich moją mamę. Średniego
wzrostu brunetkę, o niebieskich oczach, z burzą loków. Stałam tak
i patrzyłam, jak zaczarowana do czasu aż moja rodzicielka rzuciła
mi się w ramiona. Po chwili, kiedy już opanowałam zdziwienie,
odwzajemniłam gest.
-Boże, kochanie! Jak ja cię dawno nie
widziałam – powiedziała uradowana – Ależ się zmieniłaś.
Wchodźcie do środka.
Po przekroczeniu progu Robert
kulturalnie się przedstawił i przeszliśmy do salonu. Zajęłam
miejsce na kanapie i zaczęłam oglądać wystrój wnętrza. Na
ścianach było mnóstwo moich zdjęć z dzieciństwa. Na wielu z
nich jestem razem z mamą. Dwie uśmiechnięte wariatki. Wiecznie
cieszące się życiem. Zawsze znalazłyśmy powód do śmiechu. Na
samo wspomnienie tamtych lat uśmiechnęłam się sama do siebie.
Rodzicielka w tym czasie poszła zaparzyć herbatę i w momencie,
kiedy skończyłam swoje rozmyślania, wróciła z kuchni z trzema
parującymi kubkami. Usiadła obok mnie i zaczęła rozmowę:
-Ale ty kochanie jesteś piękna – na
te słowa Robert uśmiechnął się pod nosem.
Nie powiem, ale ucieszył mnie ten gest.
-Ma się tę urodę po mamusi –
zaśmiałam się.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez dobrą
godzinę. W pewnym momencie poczułam nagły przypływ uczuć.
Przybliżyłam się do mamy, podciągnęłam nogi pod brodę i mocno ją objęłam. Nic nie mówiłyśmy. Nie potrzebowałyśmy słów,
potrzebowałyśmy siebie. Widziałam, jak Robert ukradkiem robi nam
zdjęcie, ale nic nie powiedziałam. Naszą sielankę przerwał
dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam za siebie i ujrzałam babcię.
Jej mina była co najmniej zdziwiona. Szybko wstałam i przywitałam
się krótkim „cześć babciu”.
-Cześć dziecko. Ale wyrosłaś –
uśmiechnęła się – Przerosłaś już mnie i mamę.
Wow, zapowiada się całkiem miło. Ale
to wszystko do czasu. Babcia przywitała się z Robertem, a może
raczej on z nią i usiadła na fotelu. Zrobiła swoją słynną minę. Czyli już było wiadome, że szykuje się pogadanka, a właściwie
kazanie. Wszyscy zajęliśmy swoje poprzednie miejsca i patrzyliśmy
na starszą kobietę.
-Kamila, bardzo cieszę się, że
przyjechałaś – zaczęła – Ale ile czasu nie dawałaś znaku
życia? Dziecko, martwiliśmy się o ciebie. Nie dzwoniłaś, nie
pisałaś, nie mówiąc już o jakimkolwiek przyjeździe. Jak można
tak postępować?! Rok cię nie było i nagle przyjeżdżasz z jakimś
chłoptasiem i co? Na co liczysz?! Na oklaski?! Mogłaś chociaż
uprzedzić, że przyjeżdżasz z jakimś kierowcą – spojrzała
lekceważąco na Roberta.
Widziałam w jego oczach zdziwienie i
jakby smutek. No tak, babcia uraczyła go mrożącym spojrzeniem.
Uważała się za najważniejszą i najlepszą. Innych traktowała z
góry. Dlatego nie chciałam mieć z nią kontaktu.
-Babciu, Robert nie jest moim kierowcą
– powiedziałam stanowczo.
-Doprawdy? - spytała lekceważąco –
A kim? Jakimś innym sprzątaczem albo Bóg wie kim?
-Nie! Jest dla mnie ważny, okej?! -
powiedziałam już coraz bardziej wkurzona.
-Ważny?! - prychnęła – Jest twoim
kochasiem?! Kolejną zabawką? Dobry jest w łóżku, dlatego go
jeszcze trzymasz?!
Teraz przegięła. Są pewne granice
przyzwoitości,a ona je przekracza. Nie mogłam dłużej tego słuchać
i patrzeć, jak Robertowi jest głupio.
-Nie jest żadną zabawką!! Ślepa
jesteś, czy tylko udajesz głupią?! Jest dla mnie najważniejszym
facetem na Ziemi! Z nikim nie byłam tak szczęśliwa!! Potrafi
sprawić, że na sam jego widok się uśmiecham!! Pociesza i wspiera
mnie nawet w najtrudniejszych chwilach, w przeciwieństwie do ciebie!!
Zawsze mnie wysłucha i zrozumie!! Ja go po prostu kocham!!!!! -
wykrzyczałam i wściekła wybiegłam z mieszkania.
Nie wiedziałam dokąd powinnam iść.
Teraz już i tak wszystko mi jedno. Szłam po prostu przed siebie.
Nadal byłam wkurzona na babcię. Jak można się było tak zachować?
Trzeba być już naprawdę niewrażliwą jędzą! Z mieszkania
rodziców było bardzo blisko do centrum i parku, więc w całej tej złości
doszłam aż do Pałacu Branickich. Było już ciemno, więc włączono oświetlenie. O tej porze budowla
wygląda wspaniale. Nagle poczułam, jak czyjaś dłoń chwyta mnie i
obraca w swoją stronę. Kiedy się podniosłam wzrok ujrzałam Roberta.
Stał przede mną cały uśmiechnięty. Speszona spuściłam głowę
w dół. Piłkarz delikatnie ujął mnie za podbródek i uniósł do
góry.
-Ej, ej, ej. Spójrz mi w oczy –
powiedział, a ja to uczyniłam – To co mówiłaś wtedy w domu, to
prawda?
-Eee, tak – powiedziałam niepewnie.
Robert nic nie powiedział tylko mnie
pocałował. Delikatnie i czule. Czułam jakbym unosiła się nad
ziemią. Po chwili oderwał się ode mnie i uklęknął na jedno
kolano.
-Kamila, wiem, że między nami różnie
bywało. Były wzloty i upadki, ale mimo tego nigdy nie przestałem
cię kochać. Jesteś dla mnie najważniejszą kobietą. Nie
wyobrażam sobie dnia bez ciebie. Kocham cię. Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym
facetem na Ziemi i spędzisz ze mną resztę życia? Kamila,
wyjdziesz za mnie? - spytał, a ja się rozpłakałam.
Rzuciłam mu się w ramiona i
wyszeptałam cichutkie „tak”. Robert założył mi pierścionek
na palec i pocałował. Było w tym mnóstwo czułości i miłości.
Teraz to już fruwałam nad ziemią. Dawno nie czułam się tak
szczęśliwa. Jedna osoba, a potrafi sprawić tyle radości i
przyjemności. Teraz mogę bez ogródek powiedzieć – tak, kocham
Roberta.
______________________________________________________________________
Ciężko mi to powiedzieć, ale niestety powoli zbliżamy się do końca historii tej dwójki. Ale na pocieszenie mogę powiedzieć, że już zabieram się za pisanie kolejnego bloga. Tym razem o Marco - tak dla odmiany. W najbliższych dniach napiszę zakończenie tego bloga i podam adres nowego. Póki co czytajcie i oceniajcie w komentarzach, to coś na górze :)