piątek, 27 września 2013

Rozdział 19

"Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć pozwo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu." 

Siedziałam na kanapie i rozmyślałam. Naprawdę nie miałam pojęcia, jak powinnam postąpić. Nagle dostałam sms z nieznanego numeru: „Jeśli chcesz żeby przeżył, to pakuj walizki. I nie waż się do nikogo zadzwonić.” Nawet Aśce nie mogłam nic powiedzieć. Zabukowałam bilet do Stanów i zadzwoniłam do przyjaciółki. Nic jej nie tłumaczyłam. Powiedziałam tylko, że chcę wyjechać i jeśli ma ochotę niech jedzie ze mną. Na szczęście zgodziła się. Wyjęłam walizki i zaczęłam pakować swoje ubrania. Kiedy byłam już spakowana do domu wrócił Robert. W momencie, kiedy zobaczył moje rzeczy w przedpokoju popatrzył na mnie zdziwiony.
-Wyjeżdżam – powiedziałam.
-Ale czemu? Kama, co się stało? Ja przepraszam. Naprawdę. W tym pubie... ona mi się nie podobała... uwierz mi – zaczął się tłumaczyć.
Nic nie powiedziałam tylko pocałowałam go po raz ostatni i wyszłam. Stał osłupiały w drzwiach i nie wiedział, co ma zrobić. Kiedy pierwszy szok minął dogonił mnie i próbował zatrzymać.
-Robert... - głos zaczął mi się łamać – Ja naprawdę muszę wyjechać. Kocham cię.
Pierwszy raz od kilkunastu lat głos mi się załamał. Kiedy już dotarłam na lotnisko Aśka czekała na mnie. Byłam jej wdzięczna, że tak szybko się spakowała. Przeszłyśmy przez odprawę i zajęłyśmy swoje miejsca. Wtedy już nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Boże, jak ja go kocham. Nienawidzę Matta. Wszystko było tak pięknie. Kiedy Aśka zobaczyła, że siedzę i ryczę przytuliła mnie.
-Kama, co się stało? Czemu tak nagle chciałaś wyjechać?
-Aśka, ja nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam.
-Kama, ale ja nikomu nie powiem – uśmiechnęła się.
-Asia, wiem. Ale po prostu nie mogę. Może za jakiś czas wytłumaczę ci to, ale na razie nie.
-Dobrze, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję kochana – uśmiechnęłam się przez łzy.
Przez resztę drogi próbowałam zasnąć. Skutki były marne, bo nie dałam rady. Ciągle myślałam o Robercie. Żeby zabić czas zamówiłam sobie i Aśce herbatę oraz kawałek ciasta. Nurtowała mnie jeszcze jedna rzecz – o czym mówił Robert, kiedy wychodziłam? Co się stało w tym pubie? Nie mam zielonego pojęcia i nie będę w to wnikała. Ta herbata chyba poskutkowała, bo obudził mnie głos stewardessy, że za chwilę lądujemy. Zabrałyśmy nasz bagaż podręczny i poszłyśmy do wyjścia. Po odebraniu walizek zamówiłam taksówkę. Kiedy dojechałyśmy do mojego domu Aśka stanęła, jak wryta.
-Ty tu mieszkasz? - zapytała.
-Poprawka – my tu mieszkamy – zaśmiałam się.
-Boże, dziewczyno. Toż to jest mega chata. My tu będziemy same?
-Tak. Tylko ty i ja – uśmiechnęłam się.
Weszłyśmy do środka, a tam Aśka nie wiedziała, w którą stronę ma iść. Oprowadziłam ją i pokazałam jej pokój. Postanowiłyśmy, że jak już się wyśpimy, to pójdziemy do sklepu i Asia wybierze sobie meble. Weszłam do swojego pokoju i od razu rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam w mgnieniu oka. Obudziłam się dopiero koło południa. Zeszłam na dół i zaparzyłam sobie kawę. Siedząc w kuchni podziwiałam widok z okna. Już zapomniałam, jak tu jest cudownie. Zwłaszcza nocą na dachu. Stamtąd jest idealny widok na oświetlone miasto. Muszę je dzisiaj Aśce pokazać. Kiedy tak siedziałam, w końcu obudziła się moja przyjaciółka.
-Jak się spało? - zapytałam – Kawy?
-Bardzo dobrze. A poproszę – uśmiechnęła się.
Podałam Cegielskiej kubek z czarnym napojem. Kiedy już naładowałyśmy akumulatory trzeba się było doprowadzić do ładu. Poszłyśmy do garderoby i zaczęłyśmy przeglądać ubrania. Tak, tak my zdecydowane kobiety. Chyba godzinę zajął nam wybór. Ubrałyśmy się w sumie podobnie. Ja w białą baskinkę i rurki, a Aśka w białą marynarkę i również rurki.
-Laska, jak wyjdziesz na miasto, to żaden nie przejdzie obok ciebie obojętnie – uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
-Kama, bez przesady – zaśmiała się.

Zabrałam kluczyki z szafki, co też było problemem, bo nie wiedziałyśmy , którym samochodem mamy pojechać. Dzięki Aśce mój humor znacznie się poprawił. Już nie myślałam tyle o Robercie. Jasne, że o nim nie zapomnę i zawsze będę miała go w sercu, ale nie będę przecież rozpaczała. Jestem silną kobietą. Swoje wypłakałam w samolocie i już jest lepiej. W meblowym był całkiem przystojny sprzedawca, który ewidentnie zarywał do każdej napotkanej klientki. Aśka postanowiła trochę się zabawić. Chyba z pół godziny ciągała go między lampami i nie mogła się na żadną zdecydować, a nasz biedny „kolega” musiał jej doradzać. Kiedy w końcu Aśka zdecydowała się na jedną widziałam ulgę na jego twarzy. Potem razem wybrałyśmy łóżko, szafę i inne meble. Dodatki zostawiłyśmy na sam koniec. Kiedy oglądałyśmy poszewki na poduszki dostałam sms: „No brawo kochana. Spisałaś się. Robercikowi już nic nie grozi.” Przeczytałam sms-a i schowałam telefon do torebki. W sumie, to trochę mnie uspokoił. Teraz wiem, że Robert jest bezpieczny i pewnie ułoży sobie z kimś innym życie. Ten drugi fakt już nie był taki pocieszający, ale cóż. Życie, to nie bajka i czasem trzeba umieć się rozstać. Może tak będzie lepiej? Robert będzie szczęśliwy z inną kobietą, a ja też ułożę sobie jakoś życie. Może kiedyś zostaniemy z Robertem przyjaciółmi? Nie wiem. Jak na razie damy sobie spokój.  

________________________________________________________________________

No wreszcie wyszło u mnie słońce. Szczerze powiedziawszy brakowało mi go. Aż boję się pomyśleć, co będzie zimą. Kilka szarych miesięcy. Brr. No, ale na razie trzeba się cieszyć, że jest nie najgorsza pogoda. Chociaż w sumie, to trudno mi coś powiedzieć, bo od tygodnia siedzę w domu, więc nawet nie wiem, jak jest na podwórku :) 

Zapraszam Was na: 
http://rememberaboutsmile.blogspot.com/ - ta stronka daje mega pozytywnego kopa. Na te szare, deszczowe dni jest idealna :) 
https://www.facebook.com/oddziszaczynamcwiczyc?ref=hl - jeśli, któraś z Was szuka motywacji do ćwiczeń, to znajdzie ją tutaj. Stronka dopiero się rozkręca, ale zapowiada się ciekawie. Myślę, że warto na nią zajrzeć :) 

środa, 25 września 2013

Rozdział 18

Milena już od kilku dni jest w domu. Jak na razie zaprzestała treningów. Jej chłopak jest przeszczęśliwy. Nie pozwala jej praktycznie nic robić. Nawet do łazienki początkowo nie chciał jej za często puszczać, ale po tym, jak Milena nawrzeszczała na niego, spuścił trochę z tonu. Muszę przyznać, że aż miło na nich patrzeć. Młodzi, zakochani i szczęśliwi. No, nie żebym ja nie była szczęśliwa. Jestem. I to bardzo. Dzisiaj mój Robercik ma mecz, więc od rana nie ma go w domu. Zostawił mi tylko swoją koszulkę z nazwiskiem i bilet. Właśnie się maluję i muszę wychodzić, bo umówiłam się z Aśką, że razem pójdziemy. Aa no właśnie. Zapomniałam wspomnieć. Jakiś czas temu poznaliśmy Aśkę z Marco. Naprawdę dobrze się dogadują. Nie zdziwiłabym się gdyby niedługo zostali parą. No, ale nic nie wiadomo. Jak na razie, to Marco zaprosił ją na mecz. Ale, jak to śmiał się Robert – od meczu się zaczyna. W sumie, to dobrze, bo Marco wydaje się być miłym chłopakiem. Tylko nie wiem, czy Aśka jest nim zainteresowana. No nic, jeszcze zobaczymy. Zabrałam swoją torebkę z szafki i zamknęłam drzwi. Zajechałam po Aśkę, która już na mnie czekała.
-No hej kochana – przywitała się.
-Cześć, cześć – uśmiechnęłam się – Widzę już się pani wyszykowała dla Marco.
-Nie dla Marco, tylko dla siebie – poprawiła mnie.
-Jane, jasne. Mi nie musisz ściemniać – zaśmiałam się.
-Ale ja nie ściemniam. Kama, lubię Marco, ale jako kumpla i nikogo więcej.
-No okej, okej. Ale wiesz, on wydaje się być miłym chłopakiem. No, ale zrobisz, jak uważasz.
-Bycie miłym nie wystarczy. Kama, ja go znam kilka dni. Nie mogę na razie nic o nim powiedzieć. Zobaczymy, co będzie później – uśmiechnęła się Asia.
Nie drążyłam dalej tematu Marco. Aśka jest mądrą dziewczyną. Zrobi, tak jak będzie uważała za słuszne. Dojechałyśmy pod stadion i weszłyśmy na trybuny. Po zajęciu miejsc Aśka kupiła sobie popcorn u jakiegoś gostka, który chodził pomiędzy wszystkimi sektorami. W czasie trwania meczu prawie nie gadałyśmy, bo byłyśmy zajęte oglądaniem. Po zejściu piłkarzy do szatni udałyśmy się w kierunku wyjścia. Nasi chłopcy wygrali 2-0. Byłam dumna z Roberta, bo strzelił jedną bramkę. Kiedy piłkarze wyszli przebrani pogratulowałyśmy im.
-Kochanie, bo jest sprawa – zaczął Robert – Chcieliśmy z kumplami wyjść dzisiaj do pubu świętować zwycięstwo.
-Spoko. Idź i baw się dobrze – pocałowałam go i poszłam do domu.
Kiedy siedziałam sobie spokojnie w salonie i przeglądałam internet ktoś zapukał do drzwi. Nie wiedziałam, kogo niesie o tej porze. Myślałam, że to Robert już wrócił. Jednak myliłam się. Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom ukazał się koszmarny widok.
-Matt?!! - krzyknęłam zła – A co ty tu robisz?! I skąd w ogóle znasz mój adres?!
-Przyszedłem tylko na chwilę. Mam do ciebie sprawę.
-Nie obchodzi mnie to!
-A powinno. Zajmę ci tylko 5 minut – powiedział i bez czekania na zgodę wszedł do środka.
Usiadłam na kanapie, a na stoliku obok na wszelki wypadek położyłam telefon.
-A więc króliczku – zaczął mój eks.
-Nie nazywaj mnie tak! - powiedziałam zła – Móc, co miałeś mówić i spadaj.
-A więc masz rzucić Roberta.
-Słucham?! No chyba cię pogięło?!
-Nie złotko. Nie pogięło mnie. Jeśli chcesz żeby twojemu kochasiowi nic się nie stało masz go zostawić.
On mi groził? Nie, no tego było za wiele. Chwyciłam za telefon i już chciałam dzwonić na policję, ale Matt mnie powstrzymał.
-Nie radzę – wyciągnął swój telefon i pokazał mi zdjęcie – Jeden fałszywy ruch i twój ukochany będzie w piachu.
Na tym zdjęciu wyraźnie było widać bawiącego się Roberta, a w kącie sali siedział jakiś zakapturzony mężczyzna – jakiś kolega Matta.
-I co ci to da, że go rzucę? Będziesz wtedy szczęśliwy? - nie rozumiałam, o co mu chodzi.
-Co mi to da? Hmm, pomyślmy. Aaa już wiem – zemstę – zaśmiał się Matt.
-Zemstę? Za co niby?
-Za to, że mnie z domu wyrzuciłaś.
-Bo mnie zdradzałeś. Należało ci się to.
-A teraz tobie należy się kara, że mnie źle potraktowałaś. Mogłaś dać mi drugą szansę, ale nie. Ty wolałaś być z tym piłkarzyną. No to teraz z nim nie będziesz. Dobrze ci radzę – zerwij z nim, a nic mu się nie stanie. Bo inaczej już go więcej nie zobaczysz. I pamiętaj – nikomu ani słowa – powiedział Matt i wyszedł.

Zostawił mnie z tysiącem myśli. Co ja mam robić? Jeśli z nim nie zerwę, Matt zrobi mu krzywdę. Ale ja go kocham i nie chcę się rozstawać. Nie mogę się też nikogo poradzić. A było już tak dobrze, a tu znowu problemy.

_________________________________________________________________________

A więc jestem chora i siedzę w domu. Mam więcej czasu, więc napisałam dodatkowy rozdzialik. Miłego czytania i komentowania :) 

Słyszałyście już, że od 2 stycznia Robert ma oficjalnie podpisać kontrakt z Bayernem? Zdziwiłam się, jak to przeczytałam. Myślałam, że podpisze go dopiero latem, a tu już za 3 miesiące. Masakra. I po co mu to? Źle mu w Borussi? 

Przy okazji zapraszam na bardzo ciekawe stronki: 

piątek, 20 września 2013

Rozdział 17

Na drugim końcu korytarza ujrzałam Matta. Kuźwa, co on tu robił? Nie miałam zielonego pojęcia. Matt w Polsce? Nawet ze mną nie chciał tu przyjechać. Nie wiem, po co tu jest, ale wiem jedno: nie chcę z nim gadać. Szybko usiadłam między Robertem, a panią Iwoną. Kobieta poszła jednak po coś do picia. Nagle moje buty stały się niezwykle interesujące. Schyliłam się i zaczęłam je niby czyścić. Robert popatrzył na mnie zdziwiony.
-Kochanie, co ty robisz? - spytał.
-Nic, nic. Tylko buty czyszczę – powiedziałam lekko zdenerwowana.
-Ejj, co się dzieje? Przecież widzę, że coś jest nie tak – powiedział czule.
-Ooo kogo ja widzę – podszedł do nas Matt.
Niee, a tak chciałam tego uniknąć. No trudno. Spławię go i po sprawie.
-Nie wiem kogo widzisz – powiedziałam z przekąsem – Co sam już nie wiesz, co widzisz? To może pora wybrać się do okulisty?
-Hehe, jaka miła – zaśmiał się i chciał mnie przytulić.
Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się i z całej siły przyłożyłam mu z liścia. To, jak kiedyś walnęłam Roberta było niczym w porównaniu z tym. Tego to się Matt raczej po mnie nie spodziewał. Zaczął rozcierać czerwony policzek patrząc na mnie zdziwiony. Robert wstał i objął mnie w pasie przyciągając do siebie.
-A to kto? - zapytał Matt.
-Mój chłopak – powiedziałam oschle.
-Oo szybko sobie nowego znalazłaś – zaśmiał się Matt.
W tym momencie Robert chyba zrozumiał, że stoi przed nami mój były.
-Możesz już się odwalić?! - powiedziałam zła.
-Oj księżniczko, nie denerwuj się tak – powiedział i chciał mnie przyciągnąć do siebie.
Robert wkurzył się niesamowicie i odepchnął mojego eks.
-Nie słyszałeś, co powiedziała?! Masz się odwalić! - powiedział zły, a wściekły Matt odszedł nic nie mówiąc.
Podeszłam do Roberta i się do niego przytuliłam. Ten nic nie mówił i tylko gładził mnie po głowie. Tego mi teraz było trzeba. Po chwili usiadłam na krześle, a Robert zaczął rozmowę:
-A więc, to był twój były?
-Taa, tylko nie wiem, co on tutaj robi – powiedziałam zła.
-Kotek, nie denerwuj się. On już sobie poszedł i nie wróci – uśmiechnął się.
Jego głos i uśmiech sprawiały, że w mgnieniu oka zapominałam o wszystkich problemach. Odwzajemniłam uśmiech, a z sali wyszedł lekarz. Szybko podeszliśmy do niego i zapytaliśmy o stan Mileny. Jaka była nasza ulga, gdy okazało się, że Mila jest w ciąży. Kiedy przyszła pani Iwona nie mogła posiąść się z radości. Nie mogliśmy tylko zrozumieć, jak można było początkowo pomylić ciążę z nowotworem? Tu pracują prawdziwi lekarze, czy dzieci z przedszkola? Jednak nie mieliśmy wtedy głowy na wykłócanie się z lekarzami. Pani Iwona i Robert poszli zapytać, kiedy Milena może wyjść, a ja przysiadłam na jednym z krzeseł obok łóżka ciężarnej .
-Noo, muszę przyznać, że mój braciszek ma dobry gust – zaśmiała się – Śliczna jesteś.
-Powiedziała ta, co niby brzydka jest – zażartowałam – Ale dziękuję.
Było mi miło, że rodzina Roberta ciepło mnie przyjęła, jednak dręczyło mnie jedno pytanie.
-Mila, mogę się ciebie o coś zapytać?
-Jasne. Wal śmiało – uśmiechnęła się.
-Kto jest ojcem tego dziecka?
Nastała chwila ciszy. Boże, to była tylko sekunda, a mi się wydawała, że to cała wieczność. Przez głowę przeszła mi najgorsza myśl – że to Matt jest ojcem. Na szczęście Milena rozwiała moje złe przeczucia.
-Bartek – powiedziała z uśmiechem.
Moja pytająca mina mówiła sama za siebie – nie wiedziałam, kto to.
-To mój narzeczony – wyjaśniła.
-A czemu go tu nie ma? - zdziwiłam się.
-Musiał wyjechać w sprawach zawodowych. Tak, jak ja jest siatkarzem. Ma teraz zawody.
-Aaa, to super – uśmiechnęłam się.
Początkowo zdziwiłam się, czemu ani pani Iwona ani Robert nie zapytali, kto jest ojcem, ale teraz już wiem dlaczego. Po chwili wrócili szczęśliwi Robert i jego mama. Powiedzieli, że Mila może wyjść już jutro. Pani Iwona została jeszcze chwilę, a my z Robertem wróciliśmy do domu. Wpadłam do domu, jak burza i szybko wzięłam prysznic. Przebrałam się i rzuciłam na łóżko. W sypialni czekał na mnie już przebrany Robert.
-Kamcia – zaczął bawić się moimi włosami – Mam do ciebie małe pytanko. Dlaczego dzisiaj, jak jechaliśmy do szpitala nie odzywałaś się do mnie i powiedziałaś, że wyjeżdżasz? Dopiero potem zaczęłaś być miła.
Zaczęłam się śmiać, jak wariatka.
-Bo.. widzisz.. ja... jestem... głupia – nie dałam rady nic powiedzieć, bo ciągle się śmiałam.
Po chwili się uspokoiłam i wytłumaczyłam wszystko Robertowi.
-Bo widzisz, ja nie wiedziałam, że Milena, to twoja siostra. Myślałam, że to jakaś twoja była dziewczyna i sądziłam, że nadal ją kochasz i chcesz do niej wrócić.
-Ale ty głupia jesteś – zaśmiał się Robert i poczochrał mnie po włosach – Haha, byłaś zazdrosna o moją siostrę. Ale przynajmniej wiem, że ci na mnie choć troszkę zależy.
Troszkę? Chłopie, cholernie mi na tobie zależy. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam głowę na jego umięśnionym brzuchu.
-A ten Matt to... - zaczął Robert.
-Jest brzydki i nic dla mnie nie znaczy. Wolę ciebie i tylko ciebie – zaśmiałam się.
-To dobrze. A ja jestem przystojny? - zapytał zaczepnie.
Pochyliłam się nad nim, szepnęłam: „Cholernie przystojny” i zaczęłam go namiętnie całować.


_______________________________________________________________________

Co tam u Was moje kochane? Mi niestety ta pogoda nie służy. Jestem chora i siedzę w domu :( 

sobota, 14 września 2013

Rozdział 16

Usiadłam na ławce i normowałam swój oddech. Robert usiadł obok i uśmiechnął się w moim kierunku. Nagle podszedł do nas ten znajomy Roberta ze sklepu z jakąś dziewczyną.
-Ooo, hej Robciu – przywitał się.
-Cześć Thomas – odpowiedział mało entuzjastycznie napastnik Borussi.
-A więc, to jest ta twoja nowa dupa? - zapytał – No, no, muszę przyznać, że w rzeczywistości jest jeszcze ładniejsza niż mi się wydawało. Masz gust stary.
-Taaa, dzięki.
-A to moja laska – wskazał na blondynkę obok – Nazywa się Sara.
Przywitaliśmy się z nią, ale nie miałam ochoty na dalszą rozmowę. Robert chyba też nie. Próbował go spławić, ale ten Thomas, czy jak mu tam, nie dawał za wygraną. Mówił jakie, to on laski w klubach wyrywa i temu podobne. Dziwię się, że Sara jeszcze z nim jest. Ja na jej miejscu już dawno bym go rzuciła, ale cóż. Nic na to nie poradzę. Wreszcie po jakimś czasie Robert nie wytrzymał i kazał mu spadać. Noo w końcu, Już myślałam, że nigdy go nie spławi. Czyżby to on był, to złą rzeczą, która miała się przytrafić? Oby. Wolnym truchtem wróciliśmy z Robertem do domu, po drodze zahaczając o sklep i robiąc zakupy. Zachowywaliśmy się trochę jak ktoś, kto pierwszy raz robi zakupy. Wygłupialiśmy się i żartowaliśmy. Już dawno nie miała tak dobrego humoru. Cały czas się śmiejąc wróciliśmy do domu i odstawiliśmy zakupy. Robert zaopatrzył nas w czerwone wino na wieczór. Chciał urządzić wieczór filmowy. Miło z jego strony. Aktualnie stałam pod prysznicem i wmasowywałam w ciało brzoskwiniowy żel. Szybko umyłam i wysuszyłam włosy, po czym udałam się na dół do Roberta. Siedział przed telewizorem i skakał po kanałach. Usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Siedzieliśmy w ciszy dopóki nie zadzwonił telefon Roberta. Piłkarz nie miał zamiaru odbierać, ale powiedziałam, że lepiej niech pogada, bo ten ktoś nam żyć nie da. Robert odebrał, a po chwili zmienił wyraz twarzy. Niesamowicie się zdenerwował i zaczął zadawać nieskładne pytania. Z tego, co wywnioskowałam coś się stało. Kiedy odłożył telefon spojrzałam na niego pytająco.
-Milena jest w szpitalu – powiedział.
Nie za bardzo wiedziałam, kto to jest ta cała Milena. Jakaś jego kochanka, czy kto?
-Boże, ale ja jestem głupi. Ostatnio się z nią pokłóciłem, a przecież ją kocham. A teraz co? Ona leży w szpitalu – powiedział załamany.
Wstałam z jego kolan. Czyli on kocha jakąś Milenę, z którą się ostatnio pokłócił. Czyli nic tu po mnie. Już chciałam pójść na górę, ale Robert przytrzymał mnie za rękę i zapytał:
-Pojedziesz ze mną do niej do szpitala?
-A po co ja tam? - zdziwiłam się.
-Proszę. Potrzebuję cię. Potrzebuję twojego wsparcia – rzekł patrząc na mnie błagalnie.
Niee! No to już jest szczyt wszystkiego! Mam jechać do jego kochanki i jeszcze go wspierać?! Może jeszcze szczęścia im życzyć? Jednak patrzył na mnie takim wzrokiem, że nie byłam w stanie mu odmówić. Zresztą był niezdolny do prowadzenia pojazdu. Nie chciałam żeby w nerwach spowodował wypadek. Przebrałam się szybko i zabrałam kluczyki z półki.  Wsiedliśmy do samochodu i ruszyłam. Robert chciał ze mną pogadać, ale miałam grobową minę i nie odzywałam się do niego.
-Jak tylko wrócimy, to szybko się spakuję i wyjeżdżam – oznajmiłam Robertowi.
-Co? Ale jak to? - zapytał zdziwiony.
Nie odpowiedziała mu, bo dojechaliśmy właśnie pod szpital i wysiadłam z samochodu. Robert chciał mnie złapać za rękę, ale szybko mu ją wyrwałam patrząc wściekła. Weszliśmy do środka i poszliśmy do recepcji.
-Dzień dobry – przywitała nas starsza recepcjonistka.
-Dzień dobry. Chciałbym się dowiedzieć, gdzie leży moja siostra Milena Lewandowska – powiedział Robert, a mnie zatkało.
Jaka siostra? To Milena jest jego siostrą? A nie kochanką? O matko. Ale ja jestem głupia. Robert pomyśli, że jestem chora psychicznie. Stałam tam i myślałam, a Robert zdążył już zacząć iść w kierunku windy. Szybko go dogoniłam i wbiegłam w ostatniej chwili zanim zamknęły się drzwi. Chwyciłam Roberta za rękę i posłałam pokrzepiający uśmiech. Wysiedliśmy na 3 piętrze i udaliśmy się pod wskazaną salę. Pod drzwiami ujrzałam jakąś kobietę. Widać było, że płakała. Robert szybko podbiegł do niej i przytulił.
-Hej mamciu – przywitał się.
Aha, czyli to jego mama. Chyba powinnam poczytać o nim więcej na internecie. Podeszłam do nich i stanęłam obok.
-Cześć Robert – powiedziała cicho – A co to za piękna młoda dama? - uśmiechnęła się do mnie
-To moja dziewczyna – Kamila – przedstawił nas sobie.

Okazało się, że nie wiadomo,co dolega Milenie. Żaden z lekarzy nie udzielił jak dotąd jakiejkolwiek informacji. Robert próbował się czegoś dowiedzieć, ale z marnym skutkiem Nie chciałam siedzieć bezczynnie, a więc sięgnęłam po swoją torebkę. Wyjęłam z niej czerwoną szminkę i szczotkę do włosów i poprawiłam swój wygląd. Przejrzałam się tylko szybko w małym lusterku i byłam gotowa. Robert spojrzał na mnie pytająco, ale ja nic nie odpowiedziałam. Z jakiejś sali akurat wyszedł lekarz, więc szybko wstałam i do niego podeszłam. Zaczęłam z nim flirtować. Robert siedział osłupiały i nie wiedział, co się dzieje. Pani Iwona chyba skumała, o co mi chodzi, bo powstrzymała Roberta przed podejściem do nas. Chwaliłam tego lekarza i kadziłam mu. Nie podobało mi się, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby? Po zbajerowaniu lekarza dowiedziałam się, że Milena poczuła się gorzej podczas treningu. Miała w Dortmundzie zgrupowanie przed ważnym meczem siatkarskim. Pani Iwona przyjechała aby jej kibicować. Niestety Milena zasłabła. Zabrało ją pogotowie, a lekarze mają podejrzenie, że może to być jakaś ciężka choroba. Bałam się żeby, to nie był nowotwór, ale niestety nic nie wiadomo. Nie zdążyli zrobić jej jeszcze dokładnych badań, z których mogliby coś wywnioskować. Podziękowałam lekarzowi i wróciłam do Lewandowskich. Robert od razu wstał, przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Pani Iwona zaczęła się tylko cicho śmiać z zazdrości syna. Kiedy już się ode mnie oderwał opowiedziałam wszystko, czego się dowiedziałam. Myślałam, że gorzej już być nie może, ale na końcu korytarza ujrzałam...  

_________________________________________________________________________

No, to potrzymam Was troszkę w niepewności, kogo ujrzała Kamila. Jak myślicie, kto to może być? :)  

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 15

Robert popatrzył na mnie zdziwiony. Takiej wypowiedzi z moich ust się pewnie nie spodziewał. W sumie, to mu się nie dziwię. Kiedy zrozumiał, co do niego powiedziałam podszedł do mnie, objął delikatnie w pasie i czule pocałował. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nic mi nie grozi.
-Idziemy do domu? - zapytał z uśmiechem.
-Jasne – odwzajemniłam uśmiech i poszliśmy do niego trzymając się za ręce.
Robert poszedł pod prysznic, a mnie poprosił żebym zrobiła sałatkę. Uff, dobrze, że sałatkę, a nie jakieś owoce morza albo coś gorszego. Od dłuższego czasu nie gotowałam. Albo Susane robiła za mnie wszystko, albo jadłam na mieście. W kuchni nie przebywałam dłużej niż pięć minut, a teraz przychodzi mi się gotować. W sumie, to jak byłam mała, to zawsze pomagałam mamie gotować na święta. I sprawiało mi, to ogromną frajdę. Kroiłam tak ogórki rozmyślając aż poczułam czyjeś dłonie oplatające mnie dookoła. No może nie czyjeś, a mianowicie Roberta.
-Do twarzy ci w tej koszulce – mruknął mi do ucha.
No tak, nie przebrałam się jeszcze z jego koszulki meczowej.
-Taa, żółty mi bardzo pasuje – zaśmiałam się.
-A wiesz, jak pasuje ci moje nazwisko? - uśmiechnął się i obrócił mnie przodem do siebie.
Mimo, że byłam modelką, więc mój wzrost nie był taki mały, to przy Robercie i tak byłam niska. Stał teraz patrząc na mnie z góry i nadal się uśmiechał.
-Zawadzka też mi pasuje – droczyłam się z nim.
-Lewandowska bardziej.
-Chciałbyś - powiedziałam i nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej, bo szanowny pan piłkarz pocałował mnie namiętnie, nie dając dojść do słowa.
Nie protestowałam, bo podobało mi się to. Robert zaczął się przemieszczać w kierunku schodów. Wiedziałam dokąd zmierza - do sypialni. Delikatnie położył mnie na łóżku i zabrał się za pozbywanie  mojej garderoby. Nie chciałam być gorsza, więc również zabrałam się za jego ubrania. Po raz kolejny dzięki niemu poczułam się, jak najważniejsza na świecie kobieta. Wiedziałam, że jestem bezpieczna i kochana. Czułam, że komuś na mnie w końcu zależy. Leżąc w silnych ramionach Roberta byłam chyba najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zasnęłam w mgnieniu oka. Następnego dnia obudziło mnie delikatne łaskotanie na szyi. Owym łaskotaniem okazały się czułe pocałunki Roberta, który już nie spał. Uśmiechnęłam się i powoli otworzyłam swoje oczy.
-Hej słonko – pocałował mnie.
-Cześć przystojniaku.
-Jak się spało? - zapytał.
-Cudownie – uśmiechnęłam się do niego.
-Wiesz co? Kocham się budzić koło ciebie i widzieć twój uśmiech.
-A wiesz, że to ty jesteś powodem tego uśmiechu?
-Naprawdę? Jeśli tak, to baaardzo mi miło – mruknął i zaczął całować mój dekolt – bardzo, bardzo miło.
W tamtym momencie obojgu nam było przyjemnie. Niestety nasze miłe chwile przerwał dzwoniący telefon Roberta. Ten jednak nawet nie zamierzał podnosić ani sprawdzić, kto dzwoni. Spojrzałam na niego pytająco, a ten tylko odpowiedział: „Ty jesteś ważniejsza”. W tamtym momencie przytuliłam go z całej siły i nie miałam zamiaru szybko puścić. Nikt nigdy wcześniej nie powiedział mi czegoś takiego. Zawsze znajdowało się coś ważniejszego. U Matta było wiele spraw, które stawiał ponad mnie. A teraz ten Robert, którego uważałam za kompletnego dupka stał się najważniejszą częścią mojego życia.
-Wariatko, udusisz mnie – zaśmiał się.
-Kocham cię – powiedziałam czule.
W sumie, to pierwszy raz powiedziałam mu to tak szczerze. Niby wcześniej powiedziałam, że jestem w nim zakochana, ale to nie było to samo. Wtedy najpierw wyzwałam go od dupków, a teraz powiedziała, to całkiem szczerze. Prosto z serca. Bez zbędnych ceregieli.
-Mam propozycję skarbie – powiedział – Co ty na to, żebyśmy razem dzisiaj pobiegali?
-Bardzo chętnie – uśmiechnęłam się – O kurde Robert. Ja do Aśki zadzwonić muszę. Kompletnie o niej zapomniałam. Miałam z nią dzisiaj do Stanów wyjechać. Ja nie wiem, jak to teraz będzie.
-To zadzwoń do niej teraz – powiedział i podał mi telefon do ręki.
Wykręciłam numer przyjaciółki i czekałam aż odbierze. Robert w tym czasie zszedł do kuchni i tłukł się garnkami. Jak mniemam próbował coś ugotować na śniadanko.
-Hej Kamcia – usłyszałam radosny głos Cegielskiej.
-Hej Asia – powiedziałam cała rozradowana – Słuchaj, bo jest taka sprawa.
-Zostajesz w Dortmundzie, tak? - zaśmiała się.
-Yy, a skąd wiesz? - zdziwiłam się.
-Hehe, intuicja – zażartowała – No, a tak na serio, to gadałam wcześniej z Robertem. Wyjaśnił mi wszystko. Powiedział, że będzie o ciebie walczył. Już wtedy wiedziałam, że nasz wyjazd do Stanów nie wypali. Ale ja się nawet cieszę. Przyzwyczaiłam się do Dortmundu. Zresztą dzięki tobie zmieniam mieszkanie. Przyjęłaś mnie na swoją asystentkę, więc dostałam podwyżkę. Teraz stać mnie na coś większego niż moje dotychczasowe lokum.
-O jeny Aśka, kochana jesteś. Przepraszam, że tak wyszło.
-Oj głupku, nie przepraszaj już. No ja wam nie przeszkadzam gołąbeczki. Bawcie się dobrze, a jeśli zostanę ciocią to od razu do mnie dzwoń – zaśmiała się i rozłączyła.
Aha, czyli oni to zaplanowali. W sumie, to może dobrze. Nie, wróć. To bardzo dobrze. Usiadłam na łóżku i czekałam aż Robert wyjdzie z łazienki. Trochę sobie porozmyślałam o Aśce i Robercie aż dałam swojej chorej psychice nasunąć mi przeróżne myśli. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że dzisiaj wydarzy się coś złego. Tylko co? Z moich rozmyślań wyrwał mnie wchodzący do pokoju Robert. Był już przebrany w dresy, a w ręce trzymał talerz ze śniadaniem. Szybko zjadłam i przebrałam się w sportowe ubrania. Robert zamknął za nami drzwi i zaczęliśmy robić krótką rozgrzewkę w ogrodzie. No powiedzmy rozgrzewkę. Kiedy tylko zaczęłam się rozciągać Robert podszedł do mnie, objął z tyłu i pokazywał niby, co powinnam robić. A może raczej nie pokazywał, a po prostu mnie przytulał. Okej, nie będę kłamała – podobała mi się taka rozgrzewka. Zawsze uważałam, że mam nie najgorszą kondycję. Wystartowaliśmy i początkowo biegliśmy równo. Jednak po czasie zaczęłam trochę wymiękać. Nie oszukujmy się on codziennie ma trening, na którym biega. A ja? Ja biegam sobie rekreacyjnie. Żeby dobrze wyglądać i czuć się świetnie. Nie robię tego zawodowo. Zwolniłam trochę żeby się nie przemęczyć. W pewnym momencie Robert stanął przy jednej z ławek i poczekał aż do niego dołączę.
-No, no Zawadzka. Muszę przyznać, że masz świetną kondycję. Jeszcze nikt nigdy tak długo nie wytrzymał biegania ze mną. Gratulacje – zaśmiał się.
-Miło, to słyszeć – uśmiechnęłam się.

Jednak po głowie ciągle chodziła mi myśl, że może stać się coś złego...

___________________________________________________________________________

Uff, pierwszy tydzień szkoły za nami. Ja jakoś żyję, a Wy?? Już nam pozadawali masę prac domowych. Pisałam dzisiaj 3 kartkówki - z matmy, historii i biologii. No, ale nie ma co narzekać. Jeszcze niecałe 10 miesięcy i znowu wakacje :) Nie mogę się doczekać dzisiejszego meczu z San Marino. Choć z góry wiadomo, że raczej wygramy, to i tak emocje będą. Szkoda tylko tej przegranej z Czarnogórą. Zasługiwaliśmy na zwycięstwo, no ale cóż poradzić. Następnym razem będzie lepiej :)