Robert popatrzył na mnie zdziwiony.
Takiej wypowiedzi z moich ust się pewnie nie spodziewał. W sumie,
to mu się nie dziwię. Kiedy zrozumiał, co do niego powiedziałam
podszedł do mnie, objął delikatnie w pasie i czule pocałował. W
jego ramionach czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nic mi nie
grozi.
-Idziemy do domu? - zapytał z
uśmiechem.
-Jasne – odwzajemniłam uśmiech i
poszliśmy do niego trzymając się za ręce.
Robert poszedł pod prysznic, a mnie
poprosił żebym zrobiła sałatkę. Uff, dobrze, że sałatkę, a
nie jakieś owoce morza albo coś gorszego. Od dłuższego czasu nie
gotowałam. Albo Susane robiła za mnie wszystko, albo jadłam na
mieście. W kuchni nie przebywałam dłużej niż pięć minut, a
teraz przychodzi mi się gotować. W sumie, to jak byłam mała, to
zawsze pomagałam mamie gotować na święta. I sprawiało mi, to
ogromną frajdę. Kroiłam tak ogórki rozmyślając aż poczułam
czyjeś dłonie oplatające mnie dookoła. No może nie czyjeś, a
mianowicie Roberta.
-Do twarzy ci w tej koszulce –
mruknął mi do ucha.
No tak, nie przebrałam się jeszcze z
jego koszulki meczowej.
-Taa, żółty mi bardzo pasuje –
zaśmiałam się.
-A wiesz, jak pasuje ci moje nazwisko?
- uśmiechnął się i obrócił mnie przodem do siebie.
Mimo, że byłam modelką, więc mój
wzrost nie był taki mały, to przy Robercie i tak byłam niska. Stał
teraz patrząc na mnie z góry i nadal się uśmiechał.
-Zawadzka też mi pasuje – droczyłam
się z nim.
-Lewandowska bardziej.
-Chciałbyś - powiedziałam i nie
byłam w stanie powiedzieć nic więcej, bo szanowny pan piłkarz pocałował
mnie namiętnie, nie dając dojść do słowa.
Nie protestowałam, bo podobało mi się
to. Robert zaczął się przemieszczać w kierunku schodów.
Wiedziałam dokąd zmierza - do sypialni. Delikatnie położył mnie
na łóżku i zabrał się za pozbywanie mojej garderoby. Nie
chciałam być gorsza, więc również zabrałam się za jego
ubrania. Po raz kolejny dzięki niemu poczułam się, jak
najważniejsza na świecie kobieta. Wiedziałam, że jestem
bezpieczna i kochana. Czułam, że komuś na mnie w końcu zależy.
Leżąc w silnych ramionach Roberta byłam chyba najszczęśliwszą
dziewczyną na świecie. Zasnęłam w mgnieniu oka. Następnego dnia
obudziło mnie delikatne łaskotanie na szyi. Owym łaskotaniem
okazały się czułe pocałunki Roberta, który już nie spał.
Uśmiechnęłam się i powoli otworzyłam swoje oczy.
-Hej słonko – pocałował mnie.
-Cześć przystojniaku.
-Jak się spało? - zapytał.
-Cudownie – uśmiechnęłam się do
niego.
-Wiesz co? Kocham się budzić koło
ciebie i widzieć twój uśmiech.
-A wiesz, że to ty jesteś powodem
tego uśmiechu?
-Naprawdę? Jeśli tak, to baaardzo mi
miło – mruknął i zaczął całować mój dekolt – bardzo,
bardzo miło.
W tamtym momencie obojgu nam było
przyjemnie. Niestety nasze miłe chwile przerwał dzwoniący telefon
Roberta. Ten jednak nawet nie zamierzał podnosić ani sprawdzić,
kto dzwoni. Spojrzałam na niego pytająco, a ten tylko odpowiedział:
„Ty jesteś ważniejsza”. W tamtym momencie przytuliłam go z
całej siły i nie miałam zamiaru szybko puścić. Nikt nigdy
wcześniej nie powiedział mi czegoś takiego. Zawsze znajdowało się
coś ważniejszego. U Matta było wiele spraw, które stawiał ponad
mnie. A teraz ten Robert, którego uważałam za kompletnego dupka
stał się najważniejszą częścią mojego życia.
-Wariatko, udusisz mnie – zaśmiał
się.
-Kocham cię – powiedziałam czule.
W sumie, to pierwszy raz powiedziałam
mu to tak szczerze. Niby wcześniej powiedziałam, że jestem w nim
zakochana, ale to nie było to samo. Wtedy najpierw wyzwałam go od
dupków, a teraz powiedziała, to całkiem szczerze. Prosto z serca.
Bez zbędnych ceregieli.
-Mam propozycję skarbie – powiedział
– Co ty na to, żebyśmy razem dzisiaj pobiegali?
-Bardzo chętnie – uśmiechnęłam
się – O kurde Robert. Ja do Aśki zadzwonić muszę. Kompletnie o
niej zapomniałam. Miałam z nią dzisiaj do Stanów wyjechać. Ja
nie wiem, jak to teraz będzie.
-To zadzwoń do niej teraz –
powiedział i podał mi telefon do ręki.
Wykręciłam numer przyjaciółki i
czekałam aż odbierze. Robert w tym czasie zszedł do kuchni i tłukł
się garnkami. Jak mniemam próbował coś ugotować na śniadanko.
-Hej Kamcia – usłyszałam radosny
głos Cegielskiej.
-Hej Asia – powiedziałam cała
rozradowana – Słuchaj, bo jest taka sprawa.
-Zostajesz w Dortmundzie, tak? -
zaśmiała się.
-Yy, a skąd wiesz? - zdziwiłam się.
-Hehe, intuicja – zażartowała –
No, a tak na serio, to gadałam wcześniej z Robertem. Wyjaśnił mi
wszystko. Powiedział, że będzie o ciebie walczył. Już wtedy
wiedziałam, że nasz wyjazd do Stanów nie wypali. Ale ja się nawet
cieszę. Przyzwyczaiłam się do Dortmundu. Zresztą dzięki tobie
zmieniam mieszkanie. Przyjęłaś mnie na swoją asystentkę, więc
dostałam podwyżkę. Teraz stać mnie na coś większego niż moje
dotychczasowe lokum.
-O jeny Aśka, kochana jesteś.
Przepraszam, że tak wyszło.
-Oj głupku, nie przepraszaj już. No
ja wam nie przeszkadzam gołąbeczki. Bawcie się dobrze, a jeśli
zostanę ciocią to od razu do mnie dzwoń – zaśmiała się i
rozłączyła.
Aha, czyli oni to zaplanowali. W sumie,
to może dobrze. Nie, wróć. To bardzo dobrze. Usiadłam na łóżku
i czekałam aż Robert wyjdzie z łazienki. Trochę sobie
porozmyślałam o Aśce i Robercie aż dałam swojej chorej psychice nasunąć mi
przeróżne myśli. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że
dzisiaj wydarzy się coś złego. Tylko co? Z moich rozmyślań
wyrwał mnie wchodzący do pokoju Robert. Był już przebrany w
dresy, a w ręce trzymał talerz ze śniadaniem. Szybko zjadłam i
przebrałam się w sportowe ubrania. Robert zamknął za nami drzwi i zaczęliśmy robić
krótką rozgrzewkę w ogrodzie. No powiedzmy rozgrzewkę. Kiedy
tylko zaczęłam się rozciągać Robert podszedł do mnie, objął z
tyłu i pokazywał niby, co powinnam robić. A może raczej nie
pokazywał, a po prostu mnie przytulał. Okej, nie będę kłamała –
podobała mi się taka rozgrzewka. Zawsze uważałam, że mam nie
najgorszą kondycję. Wystartowaliśmy i początkowo biegliśmy
równo. Jednak po czasie zaczęłam trochę wymiękać. Nie oszukujmy
się on codziennie ma trening, na którym biega. A ja? Ja biegam
sobie rekreacyjnie. Żeby dobrze wyglądać i czuć się świetnie.
Nie robię tego zawodowo. Zwolniłam trochę żeby się nie
przemęczyć. W pewnym momencie Robert stanął przy jednej z ławek
i poczekał aż do niego dołączę.
-No, no Zawadzka. Muszę przyznać, że
masz świetną kondycję. Jeszcze nikt nigdy tak długo nie wytrzymał
biegania ze mną. Gratulacje – zaśmiał się.
-Miło, to słyszeć – uśmiechnęłam
się.
Jednak po głowie ciągle chodziła mi
myśl, że może stać się coś złego...
___________________________________________________________________________
Uff, pierwszy tydzień szkoły za nami. Ja jakoś żyję, a Wy?? Już nam pozadawali masę prac domowych. Pisałam dzisiaj 3 kartkówki - z matmy, historii i biologii. No, ale nie ma co narzekać. Jeszcze niecałe 10 miesięcy i znowu wakacje :) Nie mogę się doczekać dzisiejszego meczu z San Marino. Choć z góry wiadomo, że raczej wygramy, to i tak emocje będą. Szkoda tylko tej przegranej z Czarnogórą. Zasługiwaliśmy na zwycięstwo, no ale cóż poradzić. Następnym razem będzie lepiej :)
świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńczekam na więcej :*
Też nie mogę sie doczekać meczy <3
szkoda tego meczu z Czarnogórą :(
Rozdział super!
OdpowiedzUsuńKamila i Robert <3 Słodziutko ;3 Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i nic złego się nie wydarzy :)
Pozdrawiam ;*
Jej jak słooodko <3 Mam ogromną nadzieję że obawy Kamci się nie spełnią i wszystko będzie ok. Trzymam kciuki za chłopaków. Buziaki :*
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział ! Dobrze, że nigdzie nie wyjechały i wszystko tak się potoczyło ;D Robert jest taki słodki do schrupania :D Niepokoi mnie jednak to co prześladuje Kamile, mam nadzieję, że nic złego się nie stanie a przeczucia się nie sprawdzą! Czekam niecierpliwie na nowy rozdział :) Pozdrawiam : )
OdpowiedzUsuńZapraszam w wolnej chwili do mnie na nowy rozdział : http://this-could-be-paradisee.blogspot.com/ :)
Ojej, jak słodko <3 Uwielbiam tą parę, mam nadzieje, że na razie będzie dobrze i nie będziesz mieszała za bardzo. Daj nam się nacieszyć ich szczęściem :* Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://marco-and-zuza.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń