piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 14

Właśnie wylądowałam na lotnisku w Dortmundzie. Odebrałam bagaże i udałam się w stronę wyjścia. Przy drzwiach ujrzałam dobrze znaną mi sylwetkę. Wsiadłyśmy z Aśką do taksówki i udałyśmy się do jej mieszkania. Pomogłam jej dopakować ostatnie rzeczy i sprawdzić, czy aby na pewno niczego nie zapomniała. Podzieliłam się z nią moimi wątpliwościami, co do meczu.
-Aśka, ja nie wiem, czy powinnam tam iść. To chyba głupi pomysł.
-Laska, przestań tak gadać. Obiecałaś mu? Obiecałaś, więc teraz dotrzymaj słowa. Przecież nikt cię tam nie zje. Usiądziesz sobie na trybunach posiedzisz 2 godzinki i wrócisz do domu. Jak nie będziesz chciała, to nie musisz z nim nawet gadać. No chyba nie po to czytałaś o piłce nożnej przez ten tydzień żeby teraz zrezygnować? Idź do łazienki i przebieraj się migusiem – uśmiechnęła się.
Zabrałam swoją torebkę i udałam się do wskazanego pomieszczenia. Założyłam Robertową koszulkę i poprawiłam makijaż. Włosy tylko delikatnie przeczesałam i byłam gotowa. Kiedy wyszłam zaniemówiłam. Aśka stała w żółto-czarnej koszulce i uśmiechała się. Posłałam jej pytające spojrzenie, na co ta odpowiedziała:
-Wiesz, może ten twój Robert to trochę cham, ale dał mi bilet na mecz.
-Serio? To super, że idziesz ze mną – ucieszyłam się.
Wow, nie spodziewałam się tego. W sumie, to dobrze. Przynajmniej nie będę tam sama.
Na Signal Iduna dotarłyśmy w 20 minut. Przed wejściem roiło się od kibiców zarówno Borussi, jak i Bayernu. Minęłyśmy ich i udałyśmy się do bocznego wejścia dla VIP-ów. Robert załatwił nam chyba najlepsze miejsca. Stąd wszystko było idealnie widać. Usiadłyśmy wygodnie i gadałyśmy o naszych planach. W pewnym momencie stadion wypełnił się po brzegi, a na murawę wybiegli piłkarze. Wśród „pszczółek” dojrzałam Roberta. Był inny niż przed moim wyjazdem. Wtedy tryskał energią i dobrym humorem. Nie wiedziałam, co spowodowało u niego taki ponury nastrój. No chyba nie mój wyjazd? Nie, na pewno nie. Zawadzka, nawet tak nie myśl. Nie łudź się dziewczyno. Sędzia zagwizdał i mecz się rozpoczął. Po około 10 minutach jeden z Bawarczyków sfaulował Hummelsa. Wkurzyłam się niesamowicie.
-Kurwa! Co to jest?!! Faul był!! Stara, łysa pało, ślepy jesteś?! Kartkę mu daj! - wydarłam się po polsku.
Chyba zrobiłam to ciut za głośno, bo nawet stojący na murawie Robert, to usłyszał. Kiedy spojrzał w naszą stronę i mnie ujrzał uśmiechnął się, a potem wybuchnął śmiechem. Usiadłam już spokojniejsza na krzesełku i sama zaczęłam się z siebie śmiać.
-Wariatka – mruknęła uśmiechnięta Aśka.
-Oj tam, cicho bądź.
Dalsza część meczu była ekscytująca dla kibiców obu drużyn. Było wiele sytuacji pod bramkami. W pewnym momencie monachijski obrońca sfaulował Lewandowskiego. I po raz kolejny się wkurzyłam, ale też przejęłam. Nie chciałam żeby coś mu się stało. Na szczęście tym razem sędzia zareagował i podyktował rzut wolny. Robert podszedł do piłki, spojrzał w moją stronę, a potem była już tylko radość kibiców. Po pierwszej połowie wygrywaliśmy 1-0. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 3-2 dla Borussi, z czego to Robert był zdobywcą dwóch goli. Ze stadionu wychodziłyśmy z Aśką prawie ostatnie, bo panna Cegielska musiała porobić zdjęcia.
-Może jeszcze zrobisz fotkę dla każdego siedzenia? - spytałam znudzona czekaniem na nią.
-Świetny pomysł Zawadzka, cudowny – zaśmiała się – A tak na serio, to jestem tu pierwszy raz, a mieszkam w Dortmundzie od kilku lat. Zresztą dzisiaj wyjeżdżam, chcę mieć pamiątkę.
Cyknęłyśmy sobie jeszcze kilka fotek i wreszcie udałyśmy się do wyjścia. Pod stadionem była jeszcze tylko grupka kibiców, która czekała na autografy. Ominęłam mały tłumek i szłam powoli dalej. Daleko nie doszłam, ponieważ poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam Roberta.
-Cześć Kama – powiedział uśmiechając się.
-Hej.
-Dziękuję, że przyszłaś.
-Nie ma za co. Skoro obiecałam, to przyszłam – wymusiłam uśmiech.
-Ale nie musiałaś. Może w ramach podziękowania dasz się zaprosić na jakiś deser? - uśmiechnął się, a pode mną kolana się ugięły.
Kompletnie nie wiedziałam, co mam robić. Z jednej strony brakowało mi go, a z drugiej nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
-Sorki Robert, ale nie mam kiedy. Jutro z rana wracam z Aśką do Stanów. Muszę się wyspać i pomóc Asi z dokończeniem pakowania – powiedziałam.
Wprawdzie, to już pomogłam Aśce z pakowaniem, ale coś mu musiałam powiedzieć.
-Kamcia, ale ja sobie poradzę – no tak, zapomniałam, że Aśka stoi koło mnie – Tak naprawdę, to już prawie jestem spakowana, więc idź.
Spojrzałam na nią wzrokiem, który zabija. Halo, przecież sama jeszcze niedawno mówiła, że to dupek, a teraz wysyła mnie na spotkanie z nim? Ona tylko uśmiechnęła się i poszła do domu.
-Kama, ja wiem, że nawaliłem i nie chcesz mnie znać, ale daj mi szansę się wytłumaczyć – powiedział napastnik.
-Nie musisz mi nic tłumaczyć – w tamtym momencie podszedł do nas Jan Kirchhof, ten który sfaulował Roberta.
-Jak tam? Nóżka nie boli? - spytał z wrednym uśmiechem – Biedna ciamajda Robercik szuka teraz pocieszenia? Dziewczyno, chodź lepiej z nami, a nie z nim się zadajesz. Toż to jest debil, który o piłce wie mniej niż 2-letnie dziecko.
W tamtym momencie wkurzył mnie niemiłosiernie. Zamachnęłam się i z całej siły przyłożyłam mu z liścia.
-Posłuchaj mnie uważnie lalusiu. Nigdzie z tobą nie pójdę. Baywrn to klub debili, niedorozwiniętych dzieci, które myślą, że są fajne choć wcale tak nie jest. Jesteś nic nieznaczącym dupkiem, który może mi stopy lizać. Jeśli chcesz wrócić do domu w jednym kawałku, to lepiej spieprzaj i nie wracaj. Nie obrażaj więcej Roberta jeśli chcesz jeszcze pożyć.
Gościa kompletnie zatkało. Wrócił do swoich kumpli z drużyny, a zawodnicy Borussi lali ze śmiechu.
-Kama, my cię wykupimy na naszego ochroniarza – zaśmiał się Kuba.
-Haha, nikt jeszcze mu tak nie powiedział – stwierdził Marco – Jesteś pierwszą osobą, która mu tak dowaliła.
Postaliśmy jeszcze chwilę, ale wszyscy zaczęli się rozchodzić aż zostałam tylko ja i Robert. Zaczęłam iść w nieznaną mi stronę, a Robert szybko mnie dogonił i powiedział:
-Czyli jednak ci trochę na mnie zależy, skoro go pobiłaś – uśmiechnął się.
-Ktoś musiał go sprowadzić do pionu.
-Jasne, rozumiem. A gdzie idziesz? - spytał nadal głupio się uśmiechając.
No tak, jest noc, a ja jestem w nieznanym mi miejscu. Kompletnie nie wiem, gdzie ma iść. Aśka, zabiję cię. Byłam zdana tylko na Lewandowskiego.
-Przed siebie. Nie widać? - powiedziałam pewna siebie.
-Aaa, okej. To ja ci nie będę przeszkadzał. To pa – powiedział i zaczął odchodzić.
Okej, a więc zostałam sama. Nie wiem, w którą stronę mam iść i nawet nie mam, jak kogoś zapytać, bo nie zabrałam telefonu. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Robert jeszcze daleko nie odszedł. Nagle podszedł do mnie jakiś pijak i zaczął coś gadać.
-Cześć maleńka. A co ty tu robisz sama o tej porze? - spytał ledwo stojąc na nogach.
-Spadaj dziadu!
-Nie bądź taka nerwowa – powiedział i zaczął mnie dotykać.
-Puszczaj mnie żulu! - zaczęłam się wydzierać.
W tamtym momencie podbiegł Robert, a tamten gościu momentalnie zniknął gdzieś w oddali. Lewandowski nic nie mówił, tylko mnie przytulił. Zdecydowanie wolałam jego dotyk, niż tego pijaka.
-Przepraszam – szepnął.
-Za co?
-Że cię teraz samą zostawiłem i za to, że wtedy w sklepie tak powiedziałem. Nie chciałem żeby tak wyszło. Mi naprawdę na tobie zależy. Temu kumplowi powiedziałem takie rzeczy, bo tylko to go interesowało. Przepraszam.
Nie mu nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Tak szczerze, to w tamtym momencie już mu wybaczyłam.
-Kocham cię – szepnął.
-Co? - odsunęłam się na chwilę od niego.
-Kocham cię – powtórzył patrząc się w moje oczy – Powiedz, mam u ciebie jakieś szanse?
-Posłuchaj, od początku cię nie lubiłam. Uważałam cię za zadufanego w sobie gogusia, który nie ma uczuć..
-Ale – zaczął.

-Nie przerywaj mi -powiedziałam – Oceniłam cię, nawet cię nie znając. Wkurzałeś mnie na każdym kroku. Ale powiem jedno: jestem idiotką, bo zakochałam się takim dupku.

______________________________________________________________________________

Zgodnie z obietnicą dodaję rozdział, bo było ponad 10 komentarzy. Dziękuję kochane :* 

A na zbliżający się rok szkolny życzę Wam samych dobrych ocen, małej ilości kartkówek, wielu uśmiechów i pozytywnej energii każdego dnia :) 

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 13

A więc obecnie siedzę w moim domu w Stanach. Co robię? Właściwie, to nic. Minęło już kilka dni od mojego wyjazdu z Niemiec. Szczerze powiedziawszy, to nie mogę znaleźć sobie miejsca w domu. Zdążyłam się już przyzwyczaić do zasypiania w ramionach Roberta. Brakuje mi go. Brakuje mi jego perfum, uśmiechu, żartów. Ale po tym, co usłyszałam wtedy w sklepie znowu powraca moja nienawiść do niego. Cieszę się, że mam tu Susane, z którą mogę pogadać. Inaczej siedziałabym teraz sama, jak palec i patrzyła się przez okno. Idę z nią dzisiaj na zakupy. Ledwo udało mi się ją wyciągnąć. Broniła się rękami i nogami. Stwierdziła, że jestem gwiazdą i nie powinnam się pokazywać w jej towarzystwie. Okej, jestem gwiazdą, ale mam prawo chodzić gdzie chcę i z kim chcę. Podeszłam do szafy i przebrałam się w letnią sukienkę.  Susane, jak na tak młodą dziewczynę miała dość staromodny styl. Zawsze nakładała szerokie spodnie i bluzki, które wyglądały jakby dostała je w spadku po babci. I nie była, to kwestia braku pieniędzy, bo naprawdę dobrze jej płaciłam. Po prostu miała taki gust. Tylko, że w takim stroju, to chłopaka nie wyrwie. Wiem, że nie wygląd powinien być najważniejszy, ale zanim kogoś poznasz, to nie oszukujmy się, patrzymy na to w co jest ubrany. Praktycznie, to cały dzień zleciał nam na zakupach. Susane chciała zapłacić za swoje zakupy, ale popukałam ją w czoło i kazałam schować portfel. Dla niej, to jednak większy wydatek, a dla mnie, to tak jakbym poszła bułki do sklepu kupić. Wieczorem namówiłam ją na mały wypad na miasto. Zaszłyśmy do jednej ze restauracji, gdzie złapała mnie kobieta. Była z portalu plotkarskiego. Coś w rodzaju polskiego „pudelka”. Chciała przeprowadzić ze mną wywiad. Nie chciałam udzielać odpowiedzi na te wszystkie kretyńskie pytania, zwłaszcza, że jutro idę na inny wywiad, więc odmówiłam jej. Próbowała mnie jeszcze jakoś namówić, ale nic to nie dało.

~Robert~

Boże, czemu ona wyjechała? Zaczęło nam się tak dobrze układać, a ona wyskoczyła, że bajka się skończyła. Ale jaka bajka? Ja myślałem, że zostanie ze mną. Chociaż do końca swoich wakacji. Nie wiem tylko, co było powodem jej wyjazdu. Od kilku dni nie mogę sobie znaleźć miejsca w domu. Chodzę z kąta w kąt. Zasypiam sam, choć wolałbym żeby Kamila była obok. Teraz chodzę po parku bez większego sensu. Zaraz, zaraz. Czy to nie jest Asia – ta przyjaciółka Kamili? Tak, to ona! Muszę z nią pogadać. Przyspieszyłem kroku i dogoniłem ową dziewczynę.
-Cześć Asia – przywitałem się.
-Hej – rzuciła oschle.
-Co tam u ciebie?
-Nic ciekawego – mówiła takim tonem, jakby nie miała ochoty na rozmowę.
-Asia, poczekaj. Usiądźmy na ławce i pogadajmy chwilę. Proszę – powiedziałem.
Na szczęście dziewczyna się zgodziła. Usiedliśmy na pobliskiej ławce i zaczęliśmy rozmowę. A właściwie, to ja zacząłem.
-Asia, wiem, że jesteś najlepszą przyjaciółką Kamili. Dlaczego ona wyjechała? Na pewno ci mówiła. Powiedz mi, proszę. Ja już zaczynam fiksować.
-Haha, ty się jeszcze pytasz czemu wyjechała?! Zabawiłeś się z nią przez kilka dni!
-Słucham? - byłem naprawdę zdziwiony – O czym ty mówisz?
-Mam ci odświeżyć pamięć? „Zawsze wyrywam panienki, które są dobre w łóżku”. Teraz już wiesz, czemu jej tu nie ma.
-Kurwa – zakląłem pod nosem – Ona to słyszała? Ale jak?
-Byłyśmy wtedy w sklepie. Kupowałyśmy wodę. Ty naprawdę jesteś idiotą i Kamila od początku tak mówiła. Miała rację.
-Ale Asia mi na niej naprawdę zależy. Tamten facet ze sklepu, to mój były kumpel. Spotkałem go przypadkiem. Zaczęliśmy rozmawiać i jakoś tak mi się powiedziało. Gdybym powiedział, że Kama ma fajny charakter wyśmiałby mnie.
-I co z tego? Nawet jak by cię wyśmiał, to korona z głowy by ci nie spadła.
-Aśka wiem, jestem kretynem. Ale ona nawet mi nie powiedziała, co się stało. Inaczej spróbowałbym jej to wytłumaczyć. Udowodniłbym jej, że jest dla mnie bardzo ważna.
-Nie martw się – dotknęła mojego ramienia – Jeszcze kiedyś się spotkacie.
Asia odeszła, a ja posiedziałem jeszcze chwilę na ławce i również wróciłem do domu.
~Kamila~
Od rana chodzę po domu i szukam odpowiednich ubrań na wywiad. Chcę dobrze wyglądać. Chociaż ja zawsze dobrze wyglądam. Postawiłam na sukienkę w morskim kolorze i beżowe szpilki. 
Pomalowałam się i rozpuściłam włosy. Wyglądałam bosko. Wiem, wiem, jestem bardzo skromna. Zabrałam jeszcze torebkę z szafki i byłam gotowa do wyjścia. Na miejscu dowiedziałam się, że wywiad przeprowadzi ze mną dość młoda dziewczyna. Usiadłam wygodnie na kanapie i czekałam na pierwsze pytanie. Na początku było lajtowo. Pytania o modę, projektantów i inne sprawy związane z modelingiem. Jednak potem zaczęło się robić coraz bardziej pod górkę – zaczęły się pytania z życia prywatnego.
-Ostatnio była pani widziana w Dortmundzie w towarzystwie jednego z najlepszych napastników, z Robertem Lewandowskim. Co państwa łączy? - spytała.
-Jesteśmy znajomymi.
-A jak się państwo poznali?
-Kiedy prowadziłam zajęcia z dziewczynami z programu. Odbywały się one na stadionie i właśnie tam się poznaliśmy.
-Będziecie parą? Magazyny plotkarskie już okrzyknęły was najpiękniejszą parą showbiznesu.
-Jak już wcześniej wspominałam – jesteśmy TYLKO ZNAJOMYMI.
-Dobrze, widzę, że nic więcej z pani nie wyciągnę. W takim razie dziękuję za wywiad.
Wyszłam stamtąd wściekła. Najpiękniejsza para showbiznesu??!! Coś im się pomieszało!

Przez kolejne kilka dni nie robiłam nic konkretnego. Spędzałam czas z Susane, ćwiczyłam i gadałam przez telefon z Aśką. A dzisiaj mam wylot do Dortmundu. Nie wiem, czy dobrze robię lecąc tam, ale obiecałam Aśce, że przyjadę, więc słowa dotrzymam. Robertowi też obiecałam, że będę na meczu. Aktualnie pakuję jego koszulkę, w której jeszcze niedawno u niego spałam. Czy to dobry pomysł? Nie wiem. Ale wiem jedno, kiedy coś obiecuję, to dotrzymuję słowa. Zastanawiam się tylko, co będzie jak już go zobaczę? I kolejne pytanie z odpowiedzią „nie wiem”. No nie zaprzątam sobie tym głowy. A nie wspominałam jeszcze o jednym. Przez te kilka dni czytałam o Borussi i innych klubach piłkarskich. No w końcu idę na mecz i nie chcę potem wyjść na idiotkę, która nic nie wie. Tak więc w temacie piłki nożnej już trochę wiem. Spakowałam do końca walizkę i ruszyłam w stronę lotniska. Kierunek – Dortmund. Ciekawe, co mnie tam czeka?  

__________________________________________________________________________

Jeny, już prawie koniec wakacji. Straszne. Chociaż ja podchodzę do tego optymistycznie. Rok szkolny szybko minie i znowu będą wakacje. 

Mam dla Was małą propozycję. Tak normalnie, to 14 rozdział powinien się tu pojawić już w roku szkolnym, ale jeśli będzie ponad 10 komentarzy, to dodam go wcześniej. Chociażby dzisiaj :) 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 12

W Dortmundzie nastał nowy, piękny dzień. Słońce wdzierało się do pokoju przez rolety, co oznaczało, że musi być już dość późno. Ja jednak nie miałam ochoty wstawać. Było mi tak ciepło i przyjemnie, że mogłabym przeleżeć tu wieczność. No, nie zapominajmy jednak, że skoro jest ładna pogoda, to dobrze byłoby pobiegać. Niechętnie otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętą twarz Roberta, który nadal słodko spał. Nie chciałam go budzić, więc przybliżyłam się do niego żeby delikatnie go pocałować i wstać. Jednak kiedy go pocałowałam i chciałam się podnieść on złapał mnie w pasie i znowu przyciągnął do siebie.
-Co taki krótki ten całus? - zapytał nadal się uśmiechając – A tak w ogóle, to cześć kochanie.
-Hej miśku – pocałowałam go, ale tym razem dłużej – No, ale teraz to mnie wypuść. Idę pobiegać.
-Sama? Jeszcze się zgubisz. Poczekaj, pójdę z tobą.
-Przypominam ci, że miałeś nie trenować przez tydzień. Zadzwonię do Aśki i z nią pobiegam. Dawno jej nie widziałam, a ty w tym czasie pójdź gdzieś z kumplami.
-Okej, a Kama mam do ciebie sprawę. Za 2 tygodnie gramy mecz z Bayernem o superpuchar Niemiec. Przyjdziesz? - spytał.
-No jasne, że przyjdę.
-Obiecujesz? To dla mnie ważne żebyś była i mnie wspierała.
-Obiecuję – pocałowałam go w nos i wstałam z łóżka.
Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, która odebrała po 3 sygnałach.
-Hej Kamcia – przywitała się.
-Hej laska. Co tam u ciebie? Co porabiasz? Masz może teraz czas?
-A nic ciekawego. Mam i to dużo.
-Oo to super – ucieszyłam się – To przebieraj się w dresy i idziemy pobiegać.
-Czekaj, czekaj. Jak to idziemy pobiegać? - zdziwiła się.
-Kochana, jestem w Dortmundzie. Więc wskakuj w strój sportowy i jakbyś mogła to przyjdź do mnie. Tylko zaczekaj, muszę sprawdzić adres.
Podałam telefon Robertowi, który wytłumaczył Asi, jak ma do nas dotrzeć. Kiedy odzyskałam słuchawkę pożegnałam się z Asią i przebrałam w dresy.
-Zamierzasz tak wyjść na miasto? - spytał Robert podchodząc do mnie i przytulając od tyłu.
-Tak, a co?
-Ubierz jakieś długie, szerokie spodnie i dłuższą bluzkę.
-A czemu? Przecież jest gorąco – zdziwiłam się.
-Bo taka ładna laska będzie biegała w takim stroju, to jeszcze cię będą jacyś faceci podrywali.
-Czy ja dobrze słyszę i ty jesteś o mnie zazdrosny? - zapytałam uśmiechając się.
-I to cholernie zazdrosny – powiedział, a ja odwróciłam się do niego przodem i namiętnie pocałowałam.
-Nie masz o co. Żaden jakiś tam facet nie ma z tobą szans – uśmiechnęłam się.
Widziałam jego radość po moich słowach. Pocałowałam go jeszcze raz i wyszłam z domu. Ha, ja to mam wyczucie. Akurat przydreptała Asia. Rzuciłam się jej na szyję i z całej siły przytuliłam.
-Heej Asia – przywitałam się.
-No cześć Kama – uśmiechnęła się – Nie spodziewałam się, że przyjedziesz.
-Ja też nie – zaśmiałam się.
W tym momencie Robert otworzył drzwi i rzucił mi klucze.
-Kamcia, zapomniałaś kluczy. Jakbyś potem weszła? - zaśmiał się.
-Przez okno, wiesz – zażartowałam – Dzięki.
Aśka stała osłupiała i patrzyła na mnie oczami wielkimi, jak pięciozłotówki. Robert pomachał nam i zamknął drzwi, a ja kierowałam się do furtki. Aśka szybko mnie dogoniła i zaczęła rozmowę:
-Yy, Kama. Czy mi się wydaje, czy to był TEN ROBERT LEWANDOWSKI, KTÓREGO JESZCZE NIEDAWNO NIENAWIDZIŁAŚ?
-Haha, tak to on.
-Ale.. jak... ty i on... gadacie normalnie... nie zabiliście się?? - Aśka nie potrafiła sklecić zdania ze zdziwienia.
-Hehe, długa historia. Chodź opowiem ci ją w drodze – zaśmiałam się i pobiegłyśmy.
Opowiedziałam o wszystkim Asi, która na koniec stwierdziła, że pasujemy do siebie z Robertem. Usiadłyśmy na ławce i chwilę odpoczywałyśmy. No może nie chwilę, bo tak się zagadałyśmy, że zleciała nam godzina. Wstałyśmy i żwawym krokiem udałyśmy się w kierunku sklepu. Natychmiast potrzebowałyśmy zimnej wody mineralnej. W sklepie zauważyłyśmy Roberta z kolegą. Już chciałyśmy do nich podejść, ale usłyszałam kawałek rozmowy:
-Mówię ci jest genialna w łóżku – powiedział Robert.
-Wiedziałeś kogo wyrwać. Taka laska, że hoho – powiedział jego kumpel.
-Hehe, ma się nosa – zaśmiał się napastnik – Zawsze wyrywam panienki, które są dobre w łóżku.
Dalej nie miałam ochoty tego słuchać. Zapłaciłam za wodę i wyszłam ze sklepu. Po chwili dołączyła do mnie Asia.
-Co za dupek!! - powiedziałam wkurzona – Kiedy już zaczynałam go lubić, on mi taki numer wywija. Zabawił się mną i tyle. Potrzebował laski do bzykania, a ja byłam pod ręką. Świnia i tyle.
-Kama, przykro mi. Ale słuchaj, może posłuchamy co jeszcze mówią. Może on nie miał nic złego na myśli. Wiesz jacy są faceci. Tylko jedno im w głowie. Może ten kumpel jest debilem i gdyby Robert powiedział, że jesteś wspaniała z charakteru, to on by go wyśmiał – powiedziała moja przyjaciółka.
-Skoro to debil, to po co Robert się z nim zadaje? Gdyby nie chciał, to nie utrzymywałby z nim kontaktu. No, ale zmieńmy temat. Kiedy będziesz mogła do mnie przyjechać?
-Za 2 tygodnie. Wtedy skończy mi się umowa w pracy, dostanę wypłatę i będę wolna.
-Ooo to świetnie. O za 2 tygodnie ma być mecz o superpuchar Niemiec. Robert chciał żebym przyszła – powiedziałam.
-Ooo, to może zrobimy tak: przyjedziesz na ten mecz, a potem razem polecimy do Stanów. Wiesz, ja nigdy nie latałam tak daleko i nie wiem, czy sama bym sobie poradziła, a z tobą będzie mi raźniej – uśmiechnęła się Asia.
-Okej. To słuchaj ja się idę spakować i zabukuję sobie bilet na najbliższy lot do Nowego Jorku. Trzymaj mi się tu przez te 2 tygodnie. Jaki jest twój ulubiony kolor?
-Hmm, chyba czerwony. A czemu pytasz? - zdziwiła się Asia.
-Bo muszę przygotować ci pokój – zaśmiałam się – Albo lepiej sama go urządzisz, jak przyjedziesz. Przynajmniej będzie taki, jaki sobie wymarzysz.
-Dziękuję, kochana jesteś – przytuliła mnie.
-Nie ma za co. Pa kochana. Trzymaj się – pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.
Na szczęście do domu dotarłam bez problemu, bo w sumie Aśka podprowadziła mnie prawie pod same drzwi. Miałam jeszcze problem, który klucz jest od furtki, a który od domu, ale jakoś sobie poradziłam. Weszłam do środka i pokierowałam się na górę. Spakowałam swoje ubrania, a przez internet zabukowałam bilet. Lot był o 9 wieczorem, więc miałam jeszcze 4 godziny. Zadzwoniłam do Asi i poinformowałam o godzinie odlotu. Pogadałyśmy jeszcze prawie półtorej godziny. Dzięki niej przynajmniej czas mi szybciej zleciał. Koło 19 w domu zjawił się szanowny pan Lewandowski. Zamurowało go, kiedy zobaczył moją walizkę przy wyjściu.
-Cześć – przywitał się – A co ty robisz?
-Wyjeżdżam – powiedziałam oschle.
-A czemu? - zdziwił się.
-Mam kilka spraw do załatwienia w Nowym Jorku. Zresztą ty już zaraz wrócisz do treningów. Każde z nas powraca do swojego świata. Ty do piłki, a ja do modelingu.
-Ale myślałem, że...
-To źle myślałeś. Robert, bajka się skończyła. Czas wrócić do rzeczywistości – powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.
-Czekaj, chociaż odwiozę cię na lotnisko – powiedział i zabrał ode mnie walizkę.
Co prawda miałam jeszcze trochę czasu do odlotu, ale wolałam być wcześniej. Oddałam swoje bagaże i chciałam się już kierować dalej, ale w tym momencie Robert złapał mnie za rękę i mocno przytulił.

-Będzie mi ciebie mocno brakowało – wyszeptał, a ja wyswobodziłam się z jego objęć i odeszłam.   

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 11

Następnego dnia obudziłam się na nagim torsie Roberta. Nie powiem, ale było mi strasznie wygodnie i ciepło. Jednak nie to mi teraz zaprzątało głowę. Byłam głupia, że się z nim przespałam. Dla niego to pewnie jednorazowy wyskok. Nic nieznaczący seks. Nie mam pojęcia, jak to teraz będzie. Mamy udawać, że niczego nie było? Czy mam wyjechać już dzisiaj? Nic nie wiem i to mnie najbardziej denerwuje. O nie, Robert zaczął się powoli budzić. „Super”. To teraz pewnie wstanie po cichu i ucieknie z pokoju. Dobra, będę udawała, że śpię. Jak na razie, to nie mam ochoty na rozmowę z nim. Szybko zamknęłam oczy i udawałam śpiącą. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu Robert nie miał zamiaru wstawać. Zaczął gładzić ręką moje włosy, a potem plecy. Było to przyjemne uczucie. Powoli lekko wystraszona, jaka będzie jego reakcja, otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. On tylko się uśmiechnął i mnie pocałował.
-Hej piękna. Jak się spało?
-Cześć – powiedziałam zdezorientowana – Bardzo dobrze.
Ja już nic z tego nie kapuję. Myślałam, że ucieknie z pokoju i nie będzie chciał ze mną gadać, a on robi wszystko na odwrót.
-To się cieszę. Co masz ochotę dzisiaj robić? Tylko kotku błagam – nie zakupy.
Czy ja się przesłyszałam, czy on mnie nazwał kotkiem??? Mi się wydaje, czy on mnie traktuje jako swoją dziewczynę? Raczej mi się wydaje.
-Nie wiem. Masz jakieś propozycje?
-Yhym. Kilka nawet bardzo interesujących – powiedział i zaczął całować mnie po szyi.
-Robert, czekaj. Musimy pogadać - na te słowa momentalnie się ode mnie oderwał – To co się stało wczoraj, to...
-To była najwspanialsza rzecz, jaką do tej pory przeżyłem. Strasznie mnie pociągasz. Masz coś w sobie. Jesteś czasem wredna i uszczypliwa, ale to mnie jeszcze bardziej w tobie kręci. Podobasz mi się. Może nasze początki nie były zbyt miłe, ale mam nadzieję, że teraz to się zmieni – uśmiechnął się.
Wow. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
-Wow. Zaskoczyłeś mnie. Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
-Że nie żałujesz tej nocy – powiedział piłkarz.
-Nie, nie żałuję tej nocy. Cieszę się, że cię poznałam. Przyznaję, że na początku nienawidziłam cię z całego serca, ale z czasem zaczęło to się zmieniać. Poznałam cię lepiej i dostrzegłam, że jesteś całkiem miłym chłopakiem.
-Tylko miłym? Zapomniałaś dodać bardzo przystojnym – zaśmiał się.
-Chciałbyś Lewandowski.
-Cofnij to Zawadzka, albo nie żyjesz.
-Już umieram.
Myślałam, że Robert tylko żartuje, ale jak widać mówił prawdę. Wstał momentalnie z łóżka i wziął mnie na ręce. Próbowałam się jakoś wyrwać, ale niestety był silniejszy ode mnie. Zaniósł mnie do łazienki i wniósł pod zimny prysznic.
-Zabiję cię. Przysięgam, że tym razem nie żartuję i dopadnę cię – powiedziałam nadal stojąc w kabinie prysznicowej.
Nawet nie miałam, jak wyjść ani odkręcić ciepłej wody, bo Robert swoim ciałem zatarasował mi przejście. Tylko, że on przynajmniej nie stał w tej lodowatej wodzie. 
-Jak mi coś zrobisz, to moje fanki cię znienawidzą – zaśmiał się.
-Człowieku, a co mnie twoje fanki obchodzą, jak ja tu marznę – powiedziałam, bo było mi naprawdę zimno.
Robert szybko wszedł do kabiny i odkręcił ciepłą wodę. Od razu zrobiło mi się lepiej. Podszedł do mnie, objął w talii i delikatnie pocałował. Stałam tam z nim i nawet już nie czułam, czy woda jest ciepła, czy zimna. Wtedy liczył się tylko on. Przytulił mnie i spytał:
-Już lepiej?
-Tak. Chodź, idziemy się ubrać – uśmiechnęłam się.
Śniadanie zjedliśmy na mieście, a pozostałą część czasu Robert poświęcił na oprowadzenie mnie po nim. Muszę przyznać, że pomimo iż nie jest ogromne, ma w sobie coś, co mnie do niego ciągnie. Może właśnie w tym, że nie jest wielką metropolią, tkwi cały urok? Zbliżał się wieczór, więc wróciliśmy do domu. Robert chciał pójść do kumpli, więc go nie zatrzymywałam. Zrobiłam sobie kubek ciepłej herbaty i usiadłam w salonie. Za oknem zerwał się wiatr, a na niebie pojawiły się czarne chmury. „Genialnie”. Siedzę sama w domu, a zaraz będzie burza. Tak, boję się burzy. Jestem dorosła, ale to chyba jedna z niewielu rzeczy, które wzbudzają we mnie strach. Podkuliłam nogi i z przerażeniem wpatrywałam się w okno. Miałam zapaloną jedynie małą lampeczkę, ale nie chciałam wstawać aby włączyć więcej świateł. Nagle błysnęło i zagrzmiało, a drzwi do domu się otworzyły. Podskoczyłam z kanapy i wrzasnęłam. W jednej sekundzie obok mnie pojawił się Robert i mocno do siebie przytulił.
-Spokojnie, to tylko ja.
-Tak, tak. Jasne – udawałam, że wszystko jest okej.
-Kama, boisz się burzy? - zapytał.
-Ja? Nie. No coś ty – kłamałam.
-Aa, to okej. To ja idę się przebrać – powiedział i skierował się na górę.
Nie chciałam mówić mu prawdy, bo bałam się, że mnie wyśmieje. Dorosła baba, a burzy się boi. Przysiadłam na kanapie, ale znowu zagrzmiało. Tym razem jeszcze głośniej. Aż szklanki stojące na stoliku się zatrzęsły. Czym prędzej poderwałam się i pobiegłam na górę. Wpadłam do pokoju i nie patrząc na nic przytuliłam się do piłkarza. Ten nic nie powiedział tylko jeszcze mocniej mnie przytulił i zaczął głaskać po głowie.
-Czyli jednak boisz się burzy – powiedział.
-No dobra, boję się – przyznałam.
-Nie mogłaś tak od razu powiedzieć?
-Bałam się, że mnie wyśmiejesz, więc wolałam kłamać.
-Oj, ty to czasem dziwna jesteś – zaśmiał się – Nie wyśmiałbym cię przecież. Na przyszłość mów mi całą prawdę.
-Okej, okej.
Po jakimś czasie Robert się odezwał:
-Kamcia, bo ja chciałbym się umyć.
-O nie!! Trudno, raz się nie umyjesz. Nie umrzesz.
-To umyj się ze mną, jak się boisz zostać sama – uśmiechnął się.
-Zboczeniec – mruknęłam pod nosem – Tylko jedno ci w głowie.
-Nie jedno, a jedna. Średniego wzrostu brunetka, ze zniewalającym uśmiechem, czasami wredna, ale i tak mi się podoba – posłał mi jeden z najładniejszych uśmiechów.
Kolana się pode mną ugięły. No normalnie tego, to się nie spodziewałam. Ja do niego jestem złośliwa, a on do mnie ciągle miły i czuły. Wstałam, złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę łazienki. Daleko nie doszłam, ponieważ Robert obrócił mnie do siebie przodem i zaczął namiętnie całować. Po drodze pozbywaliśmy się naszej garderoby. Przyznam, że to był chyba najdłuższy i najprzyjemniejszy prysznic w całym moim życiu. Już nawet burza mi nie przeszkadzała. Ubrałam się w koszulkę Roberta i zawinęłam mokre włosy w ręcznik. Robert poszedł do sypialni, a ja nałożyłam jeszcze krem nawilżający na twarz. Kiedy weszłam do pokoju zostałam oślepiona, ale nie przez błyskawicę, a przez flesz aparatu. Inteligentny pan Robert postanowił cyknąć mi fotkę.
-Uwielbiam cię taką naturalną – ukazał rząd śnieżnobiałych ząbków.
-Cieszę się, a teraz pokaż mi tą fotkę – wcisnęłam się pomiędzy niego a aparat.
-Pięknie wyszłaś – pocałował mnie w głowę.
Haha, chyba żart mu się wyostrzył. Wyglądałam tu średnio. Niepomalowana, w jego koszulce meczowej z białym ręcznikiem na głowie. Ósmy cud świata normalnie. Ale w sumie, to miłe z jego strony, że tak myśli. Matt zapewne powiedziałby, że w makijażu wyglądam lepiej. Przyznam, że pobyt w Dortmundzie coraz bardziej mi się podoba. A może nie pobyt, tylko Robert?

_____________________________________________________________________________

Nie wiem, jak u Was, ale u mnie leje już od 3 dni. Załamka. No, ale na poprawę humorku polecam Wam tego bloga: 

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 10

Wow, chodzimy już z Robertem 4 godziny po sklepach, a on nadal nie wymiękł. Chyba muszę zacząć działać. Weszliśmy do kolejnego sklepu z butami.
-Oo Robert, patrz na te. Ładne, co nie? - powiedziałam.
-Ładne, ładne – odpowiedział z uśmiechem.
-Albo nie. Nie są ładne. Już mi się nie podobają. A tobie?
-A wiesz, że mi też już nie. Brzydkie są.
-Albo może jednak są ładne. Zobacz ten kolor pasowałby do tej nowej sukienki.
-O masz rację. To zmierz je.
-Albo nie, bo obcas jest za niski. Wolałabym wyższe.
-Oo patrz, te są wyższe.
-Albo nie. Jednak te pierwsze podobają mi się i nie są za niskie. Są w sam raz.
-Matko, kobieto, to je kup.
Ha, i co? Mój plan zaczyna działać. Robert powoli traci cierpliwość. Jeszcze kilka sklepów i piłkarz wymięknie. Ostatecznie nie kupiłam tych butów, bo mi się nie podobały. Zaszliśmy jeszcze do 3 sklepów i na moje szczęście Robert nie wytrzymał. Wziął mnie za rękę i zaprowadził na parking do samochodu. Wsiadł nic nie mówiąc i zawiózł nas do domu. Kiedy już zanieśliśmy, a właściwie, to on zaniósł torby do salonu przypomniałam mu o mojej wygranej.
-No kochany, to ja teraz idę wziąć prysznic, a potem kolacyjka i masaż – uśmiechnęłam się.
O dziwno nie protestował i nie chciał cofnąć tego zakładu. Idąc do łazienki przypomniałam sobie, że nie kupiłam pidżamy.
-Skleroza nie boli – powiedziałam sama do siebie.
-A czego znowu zapomniałaś? - spytał Robert.
Cholera, jak on to usłyszał? Przecież mówiłam to dość cicho. A może tylko mi się wydawało, że to było cicho? Mniejsza o to.
-Zapomniałam kupić pidżamy.
-To weź moją koszulkę meczową – powiedział Robert i przyniósł mi żółto-czarne ubranie.
-Chyba sobie żartujesz. Nie będę spała w śmierdzącej, zapoconej koszulce – oburzyłam się.
-Nie jest ani śmierdząca, ani zapocona. Jest nowa. Jeszcze w niej nie grałem – zaśmiał się Robert.
-I ja mam ci niby wierzyć?
-Okej, możesz spać nago. Skoro tak wolisz – powiedział i zaczął odchodzić – Gdybyś jednak zmieniła zdanie zostawiam ci koszulkę na szafce w łazience.
Zła zamknęłam się łazience i weszłam pod prysznic. Dlaczego ja musiałam zapomnieć kupić akurat pidżamy? Niby mogłam spać w jakimś ubraniu, ale nie byłoby to za wygodne. Wzięłam prysznic, a potem owinęłam się mięciutkim ręcznikiem. Podeszłam do szafki i zaczęłam się badawczo przyglądać owej koszulce. W sumie, to nie wyglądała na noszoną. Pachniała ładnie. Dobra tam, zakładam ją. Grzybicy chyba nie dostanę. Przebrana już wyszłam i udałam się do sypialni. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy weszłam do środka. Światło było przygaszone, z radia leciała jakaś relaksująca muzyka, a wokoło stały pozapalane świeczki. Za łóżkiem zobaczyłam Roberta z talerzem w dłoni, jak mniemam z moją kolacją.
-A jednak założyłaś moją koszulkę – uśmiechnął się.
-Wolę spać w tej koszulce niż nago, przy takim zboczeńcu, jak ty.
-Ojj dziękuję za tą szczerość. A teraz siadaj i jedz lepiej, a nie tyle gadasz.
Jak powiedział, tak zrobiłam. Usiadłam na środku ogromnego łóżka i aż bałam się zobaczyć, co on ugotował. I kolejny raz tego dnia się zdziwiłam. Przygotował mi spaghetti. Myślałam, że dostanę co najwyżej kanapkę albo tosta.
-No no, postarałeś się – powiedziałam.
Było naprawdę smaczne.
-Wow, wow, wow. Czyżbym usłyszał komplement z ust pani Zawadzkiej? Czemu ja tego nie nagrałem? - zaśmiał się.
Uznałam, że nie będę mu już się odgryzać, bo wolałam zająć się jedzeniem niż gadaniem z nim. Kiedy skończyłam Robert zabrał talerz i odniósł go do kuchni. Kiedy wrócił przypomniała mi się sytuacja z łazienki, kiedy pomyślałam, że raczej nie dostanę grzybicy od koszulki. Czasem zastanawiam się, czy ja aby na pewno nie jestem naturalną blondynką? Miewam tak głupie myśli i pomysły, że aż strach się bać. Zaczęłam się śmiać na głos, co zainteresowało Roberta.
-Z czego się śmiejesz? - zapytał.
-A z niczego. Nieważne – odpowiedziałam, bo nie chciałam wyznać mu prawdy.
-Okej, to w takim razie się rozbieraj.
-Słucham? - kopara mi opadła, jak to powiedział.
Może ja się nie pomyliłam z tym zboczeńcem?
-No mam cię przecież masować – powiedział – Chyba byłaś kiedyś na masażu, co?
-No byłam.
-No i chyba mi nie powiesz, że byłaś w ubraniu?
-No byłam bez, ale to była profesjonalna masażystka.
-A skąd wiesz, że ja nie jestem profesjonalistą? Nie każę ci się całej rozbierać. Zdejmij tylko koszulkę. Bielizna może zostać.
Szczerze, to nie wiedziałam, co mam robić. Uciekać z wrzaskiem, czy zostać? Niby stał przyjaźnie uśmiechnięty i nie wyglądał na zboczeńca, ale kto go tam wie. Przez chwilę biłam się z myślami. Po co ja się w ogóle z nim zakładałam? I po co robiłam wszystko żeby wygrać? Już wolałabym przegrać i go masować niż on mnie.
-Kamcia, długo jeszcze będziesz tak siedziała?
-Co? Nie, niedługo.
Dobra tam. Raz się żyje. Zdjęłam koszulkę i odłożyłam ją na bok. Położyłam się na brzuchu i pomyślałam, że w razie czego, to przywalę mu lampą w głowę.
-Uhuh, widać ktoś tu dba o figurę – powiedział i zaczął mnie masować.
-Jestem modelką, muszę dobrze wyglądać.
Kurczę, muszę przyznać, że on jest naprawdę dobry. Czuję się jakbym była w spa. Szczerze, to miałam ochotę żeby w ogóle nie przestawał. Leżałam tak i relaksowałam się nawet nie wiem, jak długo. W pewnym momencie Robert przestał. Odwróciłam się do niego przodem. Zapomniałam, że siedział nade mną i teraz patrzył na mnie z góry. Podniosłam się trochę i popatrzyłam uśmiechnięta.
-Trudno, zabij mnie, ale muszę to zrobić – powiedział i się do mnie przysunął.
Nie zdążyłam nawet zapytać, co zamierza zrobić i za co miałabym go zabić. Spojrzał mi głęboko w oczy i mnie pocałował. Najpierw bardzo delikatnie. Chyba bał się, że przyłożę mu z liścia, jak poprzednio. Jednak kiedy zobaczył, że nie protestuję i oddaję pocałunki stał się brutalniejszy. Każdy jego pocałunek stawał się odważniejszy i brutalniejszy. Mózg mi chyba odebrało, ale podobało mi się to. Ten chłopak miał coś w sobie. Był uparty i zadziorny i to mnie w nim pociągało. Rozpalił we mnie uczucie, jakiego nikt inny nie potrafił. W pewnym momencie odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie zdezorientowany. Momentalnie wstał i spojrzał na mnie przepraszająco. O nie panie Lewandowski, to jeszcze nie koniec. Ja również wstałam i nie zamierzałam na tym zakończyć naszej nocy. Podeszłam do niego i zwinnym ruchem zdjęłam jego koszulkę. Matko, klata boga. Pchnęłam go na łóżko i to ja byłam teraz nad nim. Widziałam ten błysk w jego oku. Znowu zaczęliśmy się całować. Zajęłam się rozpinaniem paska jego spodni. Kiedy zostaliśmy w samej bieliźnie przewrócił mnie na plecy i znowu to on górował. Zaczął dobierać się do mojego stanika. Rozpięcie go nie sprawiło mu żadnego problemu. Potem zsunął mi majtki i zostałam zupełnie naga. Nie zostałam mu dłużna i ja również pozbawiłam go dolnej części bielizny. Zaczął całować moją szyję i schodził coraz niżej. W końcu nie wytrzymał i wsunął się we mnie z ogromną delikatnością. Czułam się, jak w niebie. Wbiłam mu pazurki w plecy i jęknęłam cicho. W tamtym momencie czułam się, jak najważniejsza kobieta na świecie. I kto by pomyślał, że ten Lewandowski potrafi sprawić, że tak się będę czuła?


_____________________________________________________________________________

Jak tam Wam wakacje mijają? Opalone? :**

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 9

Wpadłam do tego szpitala, jak burza. Podbiegłam do recepcjonistki i zapytałam, w której sali leży Robert. Czym prędzej udałam się pod wskazane pomieszczenie. Nie pukając wbiegłam do środka. Myślałam, że zastanę tam jakiś drastyczny widok. Na szczęście nie. Chociaż nie wiem, czy to dobrze, bo to może oznaczać, że on może być na coś poważnie chory. Kiedy mnie zauważył mocno się zdziwił. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że stoję trzymając jedną ręką drzwi i jestem lekko pochylona do przodu z dziwną miną. Z boku pewnie wyglądało to dość zabawnie.
-Kamila? Przyjechałaś do mnie? - spytał.
-Boże Robert! Co się z tobą dzieje? Jesteś na coś chory??! Miałeś wypadek?? Musisz przejść jakąś operację?? Umrzesz?? Wiesz, jak ja się martwiłam, jak się dowiedziałam, że leżysz w szpitalu?! Człowieku, co ci jest?! - spytałam cała zdenerwowana.
-Kamila, nie denerwuj się. Nic poważnego mi nie dolega. Mogę cię zapewnić, że przeżyję – zaśmiał się – Miałem mały wypadek. Pielęgniarka powiedziała, że musi poinformować kogoś bliskiego. Nie chciałem martwić mamy albo kumpli, więc uznałem, że ty i tak się tym nie przejmiesz, więc powiedziałem żeby zadzwoniła do ciebie. Przepraszam, nie wiedziałem, że aż tak się mną przejmiesz, ale muszę przyznać, że aż mi się miło zrobiło – uśmiechnął się.
-Lewandowski!! Ja cię zabiję!! Jak ci te szybkie nóżki powyrywam z dupy, to się nie pozbierasz!! Człowieku, ja myślałam, że na zawał padnę!! Przyleciałam tu bez żadnych ubrać. Tak jak stałam, tak poleciałam. Martwiłam się, a ty mi tu mówisz, że nic ci nie jest?! Ja z tobą nie wytrzymam – opadałam na krzesło.
-Pani Kamilo – powiedziała wchodząca do sali pielęgniarka – Mogę panią prosić na chwilę?
-Tak, już idę – powiedziałam i wyszłam za nią.
-A więc na szczęście panu Robertowi nic nie dolega.
-A co mu się w ogóle stało? Jak on tu trafił?
-Miał mały wypadek. Jechał drogą i nagle zza krętu wyjechał inny samochód. Niestety kierowcom nie udało się wyhamować na czas i zderzyli się. Musieliśmy ich zabrać na badania.
-Dobrze, rozumiem. A kiedy Robert będzie mógł wyjść? I od kiedy wznowić treningi?
-Wyjść będzie mógł jutro, a trenować nie powinien przez najbliższy tydzień.
-Dobrze – powiedziałam i wróciłam do Lewandowskiego.
-Jutro wychodzisz, a trenować będziesz mógł za tydzień – powiedziałam – Słuchaj, to skoro nic ci nie jest, to ja się będę zbierała.
-Ale gdzie ty chcesz iść? - spytał piłkarz.
-No jak, to gdzie? Do domu. Pojadę na lotnisko i polecę najbliższym samolotem.
-Ej no. Skoro już tu jesteś, to zostań na trochę. Co masz lepszego do roboty? Prześpisz się u mnie – widząc moją zniesmaczoną minę szybko dodał – Mam dużo pokojów. Wolne łóżko się na pewno znajdzie, bo jak mniemam po twojej minie, spanie ze mną ci się nie uśmiecha – zaśmiał się.
-No nie za bardzo, ale i tak nie wiem, czy powinnam zostać. Ja tu nie mam żadnych ubrań – westchnęłam.
-Oj tam, pójdziemy jutro do galerii i coś sobie kupisz. Teraz będę miał tydzień wolnego, więc coś razem porobimy.
-Yhym, jasne. Pójdziemy do klubu? - powiedziałam ironicznie.
-Nie, do klubu nie. Albo tak, ale będę tańczył tylko z tobą – uśmiechnął się.
-Zobaczymy. Na razie, to suń dupę, bo chcę cię położyć, bo od kilkunastu godzin jestem na nogach.
Lewandowski szybko wykonał polecenie i przesunął się udostępniając mi miejsce obok siebie. Zdjęłam szpilki i położyłam się obok niego. No może szczyt marzeń, to to nie był, żeby leżeć koło niego w szpitalu, ale trudno. Mmm, ale muszę przyznać, że perfumy ma ładne. Już prawie zasypiałam, kiedy poczułam, że Robert coś mi robi.
-Lewandowski, co ty robisz? - spytałam zaspana.
-Nic, bawię się twoimi włosami. Ładne są. Zresztą ty cała jesteś ładna – uśmiechnął się.
-Ja nie wiem, co oni ci tu dają do picia i jedzenia, ale stanowczo powinni przestać – zaczynasz już bredzić. Lepiej też się prześpij, bo jak jutro wyjdziesz, to ja ci żyć nie dam – zaśmiałam się i w mgnienia oku zasnęłam.
Następnego dnia obudziła nas wchodząca do sali pielęgniarka. Spojrzała na nas i się uśmiechnęła. Dopiero teraz zrozumiałam, że leżę na torsie Roberta, a on obejmuje mnie w pasie. Chyba oboje, to dopiero zauważyliśmy, bo szybko się od siebie odsunęliśmy.
-Dzień dobry – przywitała nas – Przyniosłam tu pana wypis. Proszę tylko o podpis i może pan wracać z dziewczyną do domu.
Robert podpisał jakiś papierek, przebrał się i był gotowy do wyjścia. Niestety żadne z nas nie miało samochodu, więc musieliśmy poczekań na taksówkę. Szczerze powiedziawszy, to nie wiedziałam, czy dobrze robię jadąc do niego. Niby, jak dotąd się nie zabiliśmy, ale co będzie później, tego nikt nie wie. Kiedy dotarliśmy pod wskazany adres, moim oczom ukazał się ogromny dom. Kiedy weszłam do środka oniemiałam. Myślałam, że zastanę widok porozrzucanych po całym domu skarpetek, brudnych ubrań, a tu nic. Tylko porządek. Stałam tam chyba już dłuższą chwilę, bo Robert przyglądał mi się z rozbawieniem.
-Co tak patrzysz? - spytał uśmiechnięty.
-Bo spodziewałam się jakiegoś wielkiego pobojowiska, a tu zastaję porządek. No nie wiedziałam, że Lewandowski dba o czystość.
-Ohoho wypraszam sobie. Ja się codziennie myję, a ty co myślałaś? – zaśmiał się – A tak na serio, to nie lubię mieć w domu za dużego burdelu.
-Bo się dziwki zalęgną – mruknęłam pod nosem.
Chociaż nie wiem, czy już tego nie zrobiły. No, ale tą kwestię pozostawię niewyjaśnioną.
-Co tam gadasz? Mów głośniej. Chyba, że chcesz żebym sobie aparat słuchowy kupił.
-Lepiej nie kupuj, bo usłyszysz podczas meczu te wszystkie wyzwiska i gwizdy skierowane na twoją osobę, kiedy nie strzelisz bramki.
-Ohoh widać wraca cięty języczek panny Zawadzkiej. Przypominam ci, że jestem chory i powinnaś się mną zajmować – powiedział i zaczął kierować się schodami na górę.
Stałam tam chwilę i nie wiedziałam, co robić. Jednak po chwili zdjęłam buty i podbiegłam do piłkarza.
-Ty chory? Na co? Na głowę?
-Jakbyś zapomniała, leżałem w szpitalu.
-Oo tego, to nigdy nie zapomnę, jak jechałam do ciebie myśląc, że coś się stało, a ty jesteś cały zdrowy.
-Oj już się nie denerwuj. Złość piękności szkodzi – powiedział, wszedł do sypialni i położył się na łóżku – Chociaż ty jesteś taka ładna, że ci odrobinka złoszczenia się nie zaszkodzi.
-Przymknij się już. I co ty w ogóle robisz?
-Leżę – uśmiechnął się.
-I może jeszcze na masaż czekasz? - zakpiłam.
-A żebyś wiedziała – powiedział i położył się na brzuchu.
-Chyba śnisz. Nie zrobię ci żadnego masażu.
-No to załóżmy się o coś.
-O co?
-Hmm? Ooo, jak wytrzymam z tobą cały dzień w sklepie, to zrobisz mi masaż i podasz kolację do łóżka.
-Haha, nie wytrzymasz, więc umowa stoi. Szykuj już sobie fartuszek kuchenny, bo na kolację życzę sobie same wykwintne potrawy – zaśmiałam się.
-Jeszcze się zdziwisz. Wytrzymam.

Wiedziałam, że Robert nie wytrzyma. Żaden facet nie był w stanie łazić ze mną po sklepach. Wiedziałam jednak też, że Lewandowski będzie się starał, więc musiałam mu to uprzykrzyć. Gorzej będzie, jak on wygra. Nie zamierzam go masować. Coś czuję, że to będzie ciekawy dzień...

_______________________________________________________________________________

Boże, przepraszam Was baaardzo, że tyle czasu nic nie dodawałam. Nie miałam kompletnie czasu. Wróciłam z jednego wyjazdu i szybko musiałam się spakować na następny i wyjechać. Jeszcze raz przepraszam :**

Przy okazji chciałam gorąco polecić pewnego bloga. Daje on niesamowicie pozytywnego kopa:
http://rememberaboutsmile.blogspot.com/