Właśnie wylądowałam na lotnisku w
Dortmundzie. Odebrałam bagaże i udałam się w stronę wyjścia.
Przy drzwiach ujrzałam dobrze znaną mi sylwetkę. Wsiadłyśmy z
Aśką do taksówki i udałyśmy się do jej mieszkania. Pomogłam
jej dopakować ostatnie rzeczy i sprawdzić, czy aby na pewno niczego
nie zapomniała. Podzieliłam się z nią moimi wątpliwościami, co
do meczu.
-Aśka, ja nie wiem, czy powinnam tam
iść. To chyba głupi pomysł.
-Laska, przestań tak gadać. Obiecałaś
mu? Obiecałaś, więc teraz dotrzymaj słowa. Przecież nikt cię
tam nie zje. Usiądziesz sobie na trybunach posiedzisz 2 godzinki i
wrócisz do domu. Jak nie będziesz chciała, to nie musisz z nim
nawet gadać. No chyba nie po to czytałaś o piłce nożnej przez
ten tydzień żeby teraz zrezygnować? Idź do łazienki i przebieraj
się migusiem – uśmiechnęła się.
Zabrałam swoją torebkę i udałam się
do wskazanego pomieszczenia. Założyłam Robertową koszulkę i
poprawiłam makijaż. Włosy tylko delikatnie przeczesałam i byłam
gotowa. Kiedy wyszłam zaniemówiłam. Aśka stała w żółto-czarnej
koszulce i uśmiechała się. Posłałam jej pytające spojrzenie, na
co ta odpowiedziała:
-Wiesz, może ten twój Robert to
trochę cham, ale dał mi bilet na mecz.
-Serio? To super, że idziesz ze mną –
ucieszyłam się.
Wow, nie spodziewałam się tego. W
sumie, to dobrze. Przynajmniej nie będę tam sama.
Na Signal Iduna dotarłyśmy w 20
minut. Przed wejściem roiło się od kibiców zarówno Borussi, jak
i Bayernu. Minęłyśmy ich i udałyśmy się do bocznego wejścia
dla VIP-ów. Robert załatwił nam chyba najlepsze miejsca. Stąd
wszystko było idealnie widać. Usiadłyśmy wygodnie i gadałyśmy o
naszych planach. W pewnym momencie stadion wypełnił się po brzegi,
a na murawę wybiegli piłkarze. Wśród „pszczółek” dojrzałam
Roberta. Był inny niż przed moim wyjazdem. Wtedy tryskał energią
i dobrym humorem. Nie wiedziałam, co spowodowało u niego taki
ponury nastrój. No chyba nie mój wyjazd? Nie, na pewno nie.
Zawadzka, nawet tak nie myśl. Nie łudź się dziewczyno. Sędzia
zagwizdał i mecz się rozpoczął. Po około 10 minutach jeden z
Bawarczyków sfaulował Hummelsa. Wkurzyłam się niesamowicie.
-Kurwa! Co to jest?!! Faul był!!
Stara, łysa pało, ślepy jesteś?! Kartkę mu daj! - wydarłam się
po polsku.
Chyba zrobiłam to ciut za głośno, bo
nawet stojący na murawie Robert, to usłyszał. Kiedy spojrzał w
naszą stronę i mnie ujrzał uśmiechnął się, a potem wybuchnął
śmiechem. Usiadłam już spokojniejsza na krzesełku i sama zaczęłam
się z siebie śmiać.
-Wariatka – mruknęła uśmiechnięta
Aśka.
-Oj tam, cicho bądź.
Dalsza część meczu była ekscytująca
dla kibiców obu drużyn. Było wiele sytuacji pod bramkami. W pewnym
momencie monachijski obrońca sfaulował Lewandowskiego. I po raz
kolejny się wkurzyłam, ale też przejęłam. Nie chciałam żeby
coś mu się stało. Na szczęście tym razem sędzia zareagował i
podyktował rzut wolny. Robert podszedł do piłki, spojrzał w moją
stronę, a potem była już tylko radość kibiców. Po pierwszej
połowie wygrywaliśmy 1-0. Ostatecznie mecz zakończył się
wynikiem 3-2 dla Borussi, z czego to Robert był zdobywcą dwóch
goli. Ze stadionu wychodziłyśmy z Aśką prawie ostatnie, bo panna
Cegielska musiała porobić zdjęcia.
-Może jeszcze zrobisz fotkę dla
każdego siedzenia? - spytałam znudzona czekaniem na nią.
-Świetny pomysł Zawadzka, cudowny –
zaśmiała się – A tak na serio, to jestem tu pierwszy raz, a
mieszkam w Dortmundzie od kilku lat. Zresztą dzisiaj wyjeżdżam,
chcę mieć pamiątkę.
Cyknęłyśmy sobie jeszcze kilka fotek
i wreszcie udałyśmy się do wyjścia. Pod stadionem była jeszcze
tylko grupka kibiców, która czekała na autografy. Ominęłam mały
tłumek i szłam powoli dalej. Daleko nie doszłam, ponieważ
poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam
Roberta.
-Cześć Kama – powiedział
uśmiechając się.
-Hej.
-Dziękuję, że przyszłaś.
-Nie ma za co. Skoro obiecałam, to
przyszłam – wymusiłam uśmiech.
-Ale nie musiałaś. Może w ramach
podziękowania dasz się zaprosić na jakiś deser? - uśmiechnął
się, a pode mną kolana się ugięły.
Kompletnie nie wiedziałam, co mam
robić. Z jednej strony brakowało mi go, a z drugiej nie chciałam
mieć z nim nic wspólnego.
-Sorki Robert, ale nie mam kiedy. Jutro
z rana wracam z Aśką do Stanów. Muszę się wyspać i pomóc Asi z
dokończeniem pakowania – powiedziałam.
Wprawdzie, to już pomogłam Aśce z
pakowaniem, ale coś mu musiałam powiedzieć.
-Kamcia, ale ja sobie poradzę – no
tak, zapomniałam, że Aśka stoi koło mnie – Tak naprawdę, to
już prawie jestem spakowana, więc idź.
Spojrzałam na nią wzrokiem, który
zabija. Halo, przecież sama jeszcze niedawno mówiła, że to dupek,
a teraz wysyła mnie na spotkanie z nim? Ona tylko uśmiechnęła się
i poszła do domu.
-Kama, ja wiem, że nawaliłem i nie
chcesz mnie znać, ale daj mi szansę się wytłumaczyć –
powiedział napastnik.
-Nie musisz mi nic tłumaczyć – w
tamtym momencie podszedł do nas Jan Kirchhof, ten który sfaulował
Roberta.
-Jak tam? Nóżka nie boli? - spytał z
wrednym uśmiechem – Biedna ciamajda Robercik szuka teraz
pocieszenia? Dziewczyno, chodź lepiej z nami, a nie z nim się
zadajesz. Toż to jest debil, który o piłce wie mniej niż 2-letnie
dziecko.
W tamtym momencie wkurzył mnie
niemiłosiernie. Zamachnęłam się i z całej siły przyłożyłam
mu z liścia.
-Posłuchaj mnie uważnie lalusiu.
Nigdzie z tobą nie pójdę. Baywrn to klub debili, niedorozwiniętych
dzieci, które myślą, że są fajne choć wcale tak nie jest.
Jesteś nic nieznaczącym dupkiem, który może mi stopy lizać.
Jeśli chcesz wrócić do domu w jednym kawałku, to lepiej spieprzaj
i nie wracaj. Nie obrażaj więcej Roberta jeśli chcesz jeszcze
pożyć.
Gościa kompletnie zatkało. Wrócił
do swoich kumpli z drużyny, a zawodnicy Borussi lali ze śmiechu.
-Kama, my cię wykupimy na naszego
ochroniarza – zaśmiał się Kuba.
-Haha, nikt jeszcze mu tak nie
powiedział – stwierdził Marco – Jesteś pierwszą osobą, która
mu tak dowaliła.
Postaliśmy jeszcze chwilę, ale
wszyscy zaczęli się rozchodzić aż zostałam tylko ja i Robert.
Zaczęłam iść w nieznaną mi stronę, a Robert szybko mnie dogonił
i powiedział:
-Czyli jednak ci trochę na mnie
zależy, skoro go pobiłaś – uśmiechnął się.
-Ktoś musiał go sprowadzić do pionu.
-Jasne, rozumiem. A gdzie idziesz? -
spytał nadal głupio się uśmiechając.
No tak, jest noc, a ja jestem w
nieznanym mi miejscu. Kompletnie nie wiem, gdzie ma iść. Aśka,
zabiję cię. Byłam zdana tylko na Lewandowskiego.
-Przed siebie. Nie widać? -
powiedziałam pewna siebie.
-Aaa, okej. To ja ci nie będę
przeszkadzał. To pa – powiedział i zaczął odchodzić.
Okej, a więc zostałam sama. Nie wiem,
w którą stronę mam iść i nawet nie mam, jak kogoś zapytać, bo
nie zabrałam telefonu. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Robert
jeszcze daleko nie odszedł. Nagle podszedł do mnie jakiś pijak i
zaczął coś gadać.
-Cześć maleńka. A co ty tu robisz
sama o tej porze? - spytał ledwo stojąc na nogach.
-Spadaj dziadu!
-Nie bądź taka nerwowa – powiedział
i zaczął mnie dotykać.
-Puszczaj mnie żulu! - zaczęłam się
wydzierać.
W tamtym momencie podbiegł Robert, a
tamten gościu momentalnie zniknął gdzieś w oddali. Lewandowski
nic nie mówił, tylko mnie przytulił. Zdecydowanie wolałam jego
dotyk, niż tego pijaka.
-Przepraszam – szepnął.
-Za co?
-Że cię teraz samą zostawiłem i za
to, że wtedy w sklepie tak powiedziałem. Nie chciałem żeby tak
wyszło. Mi naprawdę na tobie zależy. Temu kumplowi powiedziałem
takie rzeczy, bo tylko to go interesowało. Przepraszam.
Nie mu nie odpowiedziałam. Nie
wiedziałam co. Tak szczerze, to w tamtym momencie już mu
wybaczyłam.
-Kocham cię – szepnął.
-Co? - odsunęłam się na chwilę od
niego.
-Kocham cię – powtórzył patrząc
się w moje oczy – Powiedz, mam u ciebie jakieś szanse?
-Posłuchaj, od początku cię nie
lubiłam. Uważałam cię za zadufanego w sobie gogusia, który nie
ma uczuć..
-Ale – zaczął.
-Nie przerywaj mi -powiedziałam –
Oceniłam cię, nawet cię nie znając. Wkurzałeś mnie na każdym
kroku. Ale powiem jedno: jestem idiotką, bo zakochałam się takim
dupku.
______________________________________________________________________________
Zgodnie z obietnicą dodaję rozdział, bo było ponad 10 komentarzy. Dziękuję kochane :*
A na zbliżający się rok szkolny życzę Wam samych dobrych ocen, małej ilości kartkówek, wielu uśmiechów i pozytywnej energii każdego dnia :)