piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 9

Wpadłam do tego szpitala, jak burza. Podbiegłam do recepcjonistki i zapytałam, w której sali leży Robert. Czym prędzej udałam się pod wskazane pomieszczenie. Nie pukając wbiegłam do środka. Myślałam, że zastanę tam jakiś drastyczny widok. Na szczęście nie. Chociaż nie wiem, czy to dobrze, bo to może oznaczać, że on może być na coś poważnie chory. Kiedy mnie zauważył mocno się zdziwił. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że stoję trzymając jedną ręką drzwi i jestem lekko pochylona do przodu z dziwną miną. Z boku pewnie wyglądało to dość zabawnie.
-Kamila? Przyjechałaś do mnie? - spytał.
-Boże Robert! Co się z tobą dzieje? Jesteś na coś chory??! Miałeś wypadek?? Musisz przejść jakąś operację?? Umrzesz?? Wiesz, jak ja się martwiłam, jak się dowiedziałam, że leżysz w szpitalu?! Człowieku, co ci jest?! - spytałam cała zdenerwowana.
-Kamila, nie denerwuj się. Nic poważnego mi nie dolega. Mogę cię zapewnić, że przeżyję – zaśmiał się – Miałem mały wypadek. Pielęgniarka powiedziała, że musi poinformować kogoś bliskiego. Nie chciałem martwić mamy albo kumpli, więc uznałem, że ty i tak się tym nie przejmiesz, więc powiedziałem żeby zadzwoniła do ciebie. Przepraszam, nie wiedziałem, że aż tak się mną przejmiesz, ale muszę przyznać, że aż mi się miło zrobiło – uśmiechnął się.
-Lewandowski!! Ja cię zabiję!! Jak ci te szybkie nóżki powyrywam z dupy, to się nie pozbierasz!! Człowieku, ja myślałam, że na zawał padnę!! Przyleciałam tu bez żadnych ubrać. Tak jak stałam, tak poleciałam. Martwiłam się, a ty mi tu mówisz, że nic ci nie jest?! Ja z tobą nie wytrzymam – opadałam na krzesło.
-Pani Kamilo – powiedziała wchodząca do sali pielęgniarka – Mogę panią prosić na chwilę?
-Tak, już idę – powiedziałam i wyszłam za nią.
-A więc na szczęście panu Robertowi nic nie dolega.
-A co mu się w ogóle stało? Jak on tu trafił?
-Miał mały wypadek. Jechał drogą i nagle zza krętu wyjechał inny samochód. Niestety kierowcom nie udało się wyhamować na czas i zderzyli się. Musieliśmy ich zabrać na badania.
-Dobrze, rozumiem. A kiedy Robert będzie mógł wyjść? I od kiedy wznowić treningi?
-Wyjść będzie mógł jutro, a trenować nie powinien przez najbliższy tydzień.
-Dobrze – powiedziałam i wróciłam do Lewandowskiego.
-Jutro wychodzisz, a trenować będziesz mógł za tydzień – powiedziałam – Słuchaj, to skoro nic ci nie jest, to ja się będę zbierała.
-Ale gdzie ty chcesz iść? - spytał piłkarz.
-No jak, to gdzie? Do domu. Pojadę na lotnisko i polecę najbliższym samolotem.
-Ej no. Skoro już tu jesteś, to zostań na trochę. Co masz lepszego do roboty? Prześpisz się u mnie – widząc moją zniesmaczoną minę szybko dodał – Mam dużo pokojów. Wolne łóżko się na pewno znajdzie, bo jak mniemam po twojej minie, spanie ze mną ci się nie uśmiecha – zaśmiał się.
-No nie za bardzo, ale i tak nie wiem, czy powinnam zostać. Ja tu nie mam żadnych ubrań – westchnęłam.
-Oj tam, pójdziemy jutro do galerii i coś sobie kupisz. Teraz będę miał tydzień wolnego, więc coś razem porobimy.
-Yhym, jasne. Pójdziemy do klubu? - powiedziałam ironicznie.
-Nie, do klubu nie. Albo tak, ale będę tańczył tylko z tobą – uśmiechnął się.
-Zobaczymy. Na razie, to suń dupę, bo chcę cię położyć, bo od kilkunastu godzin jestem na nogach.
Lewandowski szybko wykonał polecenie i przesunął się udostępniając mi miejsce obok siebie. Zdjęłam szpilki i położyłam się obok niego. No może szczyt marzeń, to to nie był, żeby leżeć koło niego w szpitalu, ale trudno. Mmm, ale muszę przyznać, że perfumy ma ładne. Już prawie zasypiałam, kiedy poczułam, że Robert coś mi robi.
-Lewandowski, co ty robisz? - spytałam zaspana.
-Nic, bawię się twoimi włosami. Ładne są. Zresztą ty cała jesteś ładna – uśmiechnął się.
-Ja nie wiem, co oni ci tu dają do picia i jedzenia, ale stanowczo powinni przestać – zaczynasz już bredzić. Lepiej też się prześpij, bo jak jutro wyjdziesz, to ja ci żyć nie dam – zaśmiałam się i w mgnienia oku zasnęłam.
Następnego dnia obudziła nas wchodząca do sali pielęgniarka. Spojrzała na nas i się uśmiechnęła. Dopiero teraz zrozumiałam, że leżę na torsie Roberta, a on obejmuje mnie w pasie. Chyba oboje, to dopiero zauważyliśmy, bo szybko się od siebie odsunęliśmy.
-Dzień dobry – przywitała nas – Przyniosłam tu pana wypis. Proszę tylko o podpis i może pan wracać z dziewczyną do domu.
Robert podpisał jakiś papierek, przebrał się i był gotowy do wyjścia. Niestety żadne z nas nie miało samochodu, więc musieliśmy poczekań na taksówkę. Szczerze powiedziawszy, to nie wiedziałam, czy dobrze robię jadąc do niego. Niby, jak dotąd się nie zabiliśmy, ale co będzie później, tego nikt nie wie. Kiedy dotarliśmy pod wskazany adres, moim oczom ukazał się ogromny dom. Kiedy weszłam do środka oniemiałam. Myślałam, że zastanę widok porozrzucanych po całym domu skarpetek, brudnych ubrań, a tu nic. Tylko porządek. Stałam tam chyba już dłuższą chwilę, bo Robert przyglądał mi się z rozbawieniem.
-Co tak patrzysz? - spytał uśmiechnięty.
-Bo spodziewałam się jakiegoś wielkiego pobojowiska, a tu zastaję porządek. No nie wiedziałam, że Lewandowski dba o czystość.
-Ohoho wypraszam sobie. Ja się codziennie myję, a ty co myślałaś? – zaśmiał się – A tak na serio, to nie lubię mieć w domu za dużego burdelu.
-Bo się dziwki zalęgną – mruknęłam pod nosem.
Chociaż nie wiem, czy już tego nie zrobiły. No, ale tą kwestię pozostawię niewyjaśnioną.
-Co tam gadasz? Mów głośniej. Chyba, że chcesz żebym sobie aparat słuchowy kupił.
-Lepiej nie kupuj, bo usłyszysz podczas meczu te wszystkie wyzwiska i gwizdy skierowane na twoją osobę, kiedy nie strzelisz bramki.
-Ohoh widać wraca cięty języczek panny Zawadzkiej. Przypominam ci, że jestem chory i powinnaś się mną zajmować – powiedział i zaczął kierować się schodami na górę.
Stałam tam chwilę i nie wiedziałam, co robić. Jednak po chwili zdjęłam buty i podbiegłam do piłkarza.
-Ty chory? Na co? Na głowę?
-Jakbyś zapomniała, leżałem w szpitalu.
-Oo tego, to nigdy nie zapomnę, jak jechałam do ciebie myśląc, że coś się stało, a ty jesteś cały zdrowy.
-Oj już się nie denerwuj. Złość piękności szkodzi – powiedział, wszedł do sypialni i położył się na łóżku – Chociaż ty jesteś taka ładna, że ci odrobinka złoszczenia się nie zaszkodzi.
-Przymknij się już. I co ty w ogóle robisz?
-Leżę – uśmiechnął się.
-I może jeszcze na masaż czekasz? - zakpiłam.
-A żebyś wiedziała – powiedział i położył się na brzuchu.
-Chyba śnisz. Nie zrobię ci żadnego masażu.
-No to załóżmy się o coś.
-O co?
-Hmm? Ooo, jak wytrzymam z tobą cały dzień w sklepie, to zrobisz mi masaż i podasz kolację do łóżka.
-Haha, nie wytrzymasz, więc umowa stoi. Szykuj już sobie fartuszek kuchenny, bo na kolację życzę sobie same wykwintne potrawy – zaśmiałam się.
-Jeszcze się zdziwisz. Wytrzymam.

Wiedziałam, że Robert nie wytrzyma. Żaden facet nie był w stanie łazić ze mną po sklepach. Wiedziałam jednak też, że Lewandowski będzie się starał, więc musiałam mu to uprzykrzyć. Gorzej będzie, jak on wygra. Nie zamierzam go masować. Coś czuję, że to będzie ciekawy dzień...

_______________________________________________________________________________

Boże, przepraszam Was baaardzo, że tyle czasu nic nie dodawałam. Nie miałam kompletnie czasu. Wróciłam z jednego wyjazdu i szybko musiałam się spakować na następny i wyjechać. Jeszcze raz przepraszam :**

Przy okazji chciałam gorąco polecić pewnego bloga. Daje on niesamowicie pozytywnego kopa:
http://rememberaboutsmile.blogspot.com/

4 komentarze:

  1. Rozdział super!
    Kamila leci przez pół świata, a tu Lewandowskiemu nic nie jest xD No to te ich zakupy fajnie się zapowiadają :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genualny rozdział. Coś mi się wydaję, że podczas pobytu Kamil w Niemczech między nią a Robertem coś zaiskrzy :D czekam z niecierpliwością na następny. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Bardzo się cieszę że wróciłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest boski.
    haha...ona myślała że coś mu jest a on zdrowy.
    czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń