poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 24

Od tego pocałunku w samolocie minęło już kilka dni. W moich relacjach z Robertem jednak za dużo się nie zmieniło. Piłkarz przeprosił mnie jedynie za ten odruchowy gest i nadal jesteśmy przyjaciółmi. Owy mecz, na który się tak bardzo spieszyliśmy Borussia zaliczyła do wygranych. Robert strzelił nawet 2 bramki. Teraz znów siedzimy w samolocie, ale tym razem w klasie biznes, i lecimy do Polski. Szczerze powiedziawszy trochę obawiam się spotkania z rodzicami. Niby nie mam się czego bać. Co miesiąc przysyłam im pieniądze i opłacam czynsz za mieszkanie. Tak praktycznie, to w ogóle nie musieliby pracować. Przeczuwam też, że kiedy babcia mnie zobaczy, wygłosi co najmniej godzinne kazanie, dlaczego powinnam częściej ich odwiedzać. Pewnie nasłucham się, jaka to jestem wyrodna wnuczka. No, ale cóż, jakoś będę musiała to przeżyć. Z moich rozmyślań wyrwało mnie oparcie czyjejś głowy na moim ramieniu. No może nie czyjejś, tylko Roberta. Chłopak musi być zmęczony. Po meczu pół nocy przegadał z kumplami. Ja w tym czasie smacznie spałam. Teraz widać tego skutki. Zresztą nawet gdybym chciała nie zasnęłabym w tym momencie. Za bardzo się denerwuję, tylko w sumie nie mam aż tak wielkich powodów. Popatrzyłam na śpiącego Roberta i mimowolnie się uśmiechnęłam. Słodko wygląda kiedy śpi. Zawsze ma taki lekki uśmiech na twarzy. Przypomniało mi się jak byliśmy razem. Zawsze uwielbiałam patrzeć na niego, kiedy spał. Mimo iż nie miałam zbyt wielu okazji, bo nie byliśmy ze sobą jakoś bardzo długo, kochałam to robić. Wyciągnęłam z torebki aparat i zrobiłam nam zdjęcie. Sama nie wiem czemu. Taki impuls? Chciałam mieć jakąś pamiątkę? Mniejsza o to. Najchętniej zadzwoniłabym teraz do Asi. Zawsze mnie wysłucha i potrafi doradzić. Ale cóż, skoro nie można używać telefonów komórkowych podczas lotu nie będę ryzykowała. Spostrzegłam w plecaku Roberta kawałek wystającej gazety. Uznałam, że nie obrazi się jeśli ją poczytam. Wyciągnęłam rękę w kierunku owego przedmiotu i po chwili spoglądałam na okładkę. Nic nadzwyczajnego. Jakaś niemiecka gazeta plotkarsko-sportowa. Piszą tam o piłkarzach i ich rodzinach. Nie wiedziałam, że Robert czyta takie czasopisma. Kiedyś wspominał, że nienawidzi plotek na swój temat, które rozpuszczają media. No cóż, jak widać ludzie się zmieniają. Nie myśląc już dłużej zagłębiłam się w lekturze. Kończąc czytać artykuł o Podolskim i przewracając kolejną stronę moją uwagę przykuło zdjęcie. Ale nie jakieś byle jakie, tylko moje. Od razu powędrowałam na stronę z artykułem. Redakcja pisała w nim: „OWA PIĘKNOŚĆ, KTÓRA PODCZAS OSTATNIEJ KOLEJKI BUNDESLIGI SIEDZIAŁA W TRYKOCIE ROBERTA LEWANDOWSKIEGO, TO ZNANA MODELKA – KAMILA ZAWADZKA. DZIEWCZYNĘ MIELIŚMY OKAZJĘ OGLĄDAĆ NA MECZACH BORUSSI JESZCZE KILKA MIESIĘCY TEMU. PISALIŚMY WÓWCZAS O RZEKOMYM ROMANSIE PIŁKARZA Z MODELKĄ. WTEDY OKAZAŁO SIĘ JEDNAK, ŻE DZIEWCZYNA WRÓCIŁA DO STANÓW. CZYŻBY JEDNAK ZATĘSKNILI ZA SOBĄ I POSTANOWILI ODNOWIĆ KONTAKTY? TEGO JESZCZE NIE WIEMY, ALE Z CAŁEGO SERCA IM KIBICUJEMY.” I w tym momencie mnie zatkało. Czyli teraz niemiecki gazety piszą o mnie, jako jego dziewczynie? Dobrze, że nie było żadnego fotoreportera wtedy w samolocie. Gdyby udało im się uchwycić moment naszego pocałunku nie mielibyśmy życia. Przewracając kartki zobaczyłam jeszcze kilka innych naszych wspólnych zdjęć. Przejrzałam gazetę do końca i odłożyłam na miejsce. Przez chwilę nawet naszła mnie myśl, że Robert kupił tą gazetę, bo pisali w niej o nas, ale szybko ją od siebie odgoniłam. Spojrzałam na zegarek, który Robert miał na ręce. Wskazywał dopiero 12:32. Matko, tak wcześnie? Lecimy dopiero 20 minut, a ja myślałam, że zaraz będziemy lądować. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Uważałam, że czytanie zajęło mi więcej niż 40 minut, a tu niespodzianka. Oparłam wygodnie głowę i siedziałam bezczynnie.
Usłyszałam jakieś podniesione głosy z kabiny pilota. Owa wymiana zdań obudziła również Roberta i zainteresowała pozostałych pasażerów. Wszyscy byli ciekawi, co się tam dzieje. Po chwili wyszła stewardesa z nietęgą miną.
-Proszę państwa o uwagę! Niestety, ale mamy złe wieści. Wylatując były świetne warunki pogodowe, jednak w dość szybkim tempie diametralnie się pogorszyły. Zaczął padać siarczysty deszcz i wiać porywisty wiatr, przez co straciliśmy kontakt z polskim lotniskiem. Jednak to nie koniec złych wieści. Jeden z silników samolotu został uszkodzony. Nie będziemy w stanie normalnie lądować. Jeśli mają państwo ochotę proszę wykonać ostatnie telefony do bliskich – skończyła łamiącym się głosem i odeszła.

Nikt nie mógł w to uwierzyć. Każdy siedział jakby zaczarowany i patrzył się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała pracownica linii lotniczych. Spojrzałam na Roberta i się popłakałam. Nie chciałam żeby to się skończyło. Nie teraz, kiedy wszystko zaczęło się dobrze układać musiało spaść na nas coś takiego? Wtuliłam się w piłkarza, a on objął mnie swoimi silnymi ramionami i jeszcze mocniej przytulił. Żadne z nas nie miało nawet głowy żeby do kogoś dzwonić. Po chwili samolot zaczął się niebezpiecznie trząść, a potem była tylko czarna pustka.

_______________________________________________________________________________

Ehh, wiem - jestem okrutna. Po pierwsze rozdział miał się wcześniej pojawić, a po drugie miałam ich pogodzić. Uznałam jednak, że tak będzie ciekawiej. Przepraszam :) 
Z okazji zbliżającego się Nowego Roku życzę Wam wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń, pogody ducha i oby ten 2014 był jeszcze lepszy niż poprzedni :* 

wtorek, 24 grudnia 2013

Życzenia :)

Życzę Wam:
♥ aby te Święta były magiczne
♥ żebyście spędziły je w ciepłej, rodzinnej atmosferze
♥ aby żadna niepotrzebna kłótnia nie zakłóciła spokoju
♥ wielu uśmiechów
♥ udanych prezentów, mimo iż nie są one w świętach najważniejsze
♥ miłości
♥ aby ten 2014 rok był jeszcze lepszy
♥ aby spełniły się Wasze marzenia
♥ abyście podejmowały zawsze trafne decyzje
♥ abyście wytrwale dążyły do wyznaczonych celów
♥ abyście nadal były tak wspaniałymi kobietami, jakimi jesteście
♥ abyście nie przejmowały się błahostkami
♥ abyście po prostu były szczęśliwe :)

Wasza Kamila :*

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 23

Następnego dnia obudziłam się koło 9. Przynajmniej będę wyspana. Szybko podeszłam do szafy, wybrałam ubrania i udałam się do łazienki. Kiedy zeszłam na śniadanie ujrzałam uśmiechniętego Roberta zajadającego się płatkami śniadaniowymi. Ruchem ręki wskazał żebym podeszła. Z produktów dostępnych w menu skomponowałam swoje śniadanie i usiadłam obok piłkarza.
-Hej – przywitałam się.
-Cześć, cześć – uśmiechnął się – Jedz szybko i idź się pakować.
-Słucham? - zdziwiłam się.
-O 14 mamy samolot do Dortmundu – oznajmił.
-Coo? - prawie zakrztusiłam się swoim posiłkiem – Jak to MAMY?!
-No tak normalnie. Pakujesz się i jedziemy na lotnisko. To takie miejsce, gdzie przylatują i odlatują takie duże maszyny – zaśmiał się.
-Zamknij japkę Robert – powiedziałam – Wiem, co to jest lotnisko i samolot. Tylko dlaczego ja mam z tobą jechać??
-Bo potem jedziemy razem do Polski. Już zapomniałaś? Masz odwiedzić rodziców. Ja mam teraz jeszcze sezon. Czekają mnie 2 ważne mecze. Nie mogę ich sobie odpuścić. No już się najadłaś, idziemy – powiedział i pociągnął mnie za rękę.
-Nienawidzę cię – stwierdziłam w windzie.
-Tak, tak Zawadzka – zaśmiał się – Patrz, bo ci uwierzę.
Okej, może i Robert chce dobrze, ale czemu o wszystkim decyduje za mnie? Nienawidzę tego. Weszłam do pokoju i mimo niechęci spakowałam się. Chwyciłam jeszcze za telefon i zadzwoniłam do Asi. Poinformowałam ją, że jadę do Polski i wrócę dopiero za kilkanaście dni. Na wieść, że spotkałam Roberta zaczęła piszczeć tak głośno, że musiałam odsunąć komórkę od ucha. Na sam koniec życzyła mi szczęścia i wielu dzieci z Robertem. Dobre sobie. Spakowałam telefon do torebki i gotowa wyszłam z pokoju. Robert jak zwykle już na mnie czekał. Zamówiliśmy taksówkę i udaliśmy się na lotnisko. Kiedy podeszliśmy do okienka po bilety, okazało się, że nie ma już miejsc.
-Ale jak to nie ma miejsc? - powiedział Robert – Proszę pani, ja mam dzisiaj wieczorem mecz. Muszę na nim być. Inaczej trener się wścieknie.
-Przykro mi. W klasie biznes nie ma już miejsc, ale mamy za to kilka biletów na klasę ekonomiczną – powiedziała kobieta.
Robert spojrzał na mnie zdziwiony i kupił owe bilety. Kiedy staliśmy już w kolejce jakiś facet nadepnął mi na nogę,a inna kobieta walnęła torebką w brzuch. Czy ci ludzie normalnie chodzić nie potrafią?
-Zabiję cię. Jak można być takim DEBILEM i nie zarezerwować wcześniej biletów?! - zapytałam Roberta, a ten tylko głupio się uśmiechnął.
-Może nie będzie tak źle – powiedział i przeszliśmy przez wszystkie odprawy.
Czy Robert wspominał coś, że nie będzie tak źle?? Nie, wcale nie jest dobrze. Jest koszmarnie. Siedzę obok jakiegoś obleśnego faceta. Robert dostał miejsce kilka rzędów za mną. A wracając do tego faceta, to dłużej nie wytrzymam. Właśnie zaczął jeść kanapkę i ciamka tak, że umarłego by obudził. Wstałam i poszłam do łazienki. Po drodze zaczepił mnie Robert. Też nie miał najlepszego miejsca. Trafił na jakąś samotną dziewczynę, która klei się do niego i nie zamierza dać spokoju.
-Jak się siedzi? - zapytał.
-A jak myślisz, czemu idę do łazienki? Już wytrzymać z tym facetem nie mogę – powiedziałam zrezygnowana.
Nawet nie miałam ochoty się wkurzać i wykłócać. Kiedy weszłam do łazienki myślałam, że upadnę. Śmierdziało tam niemożebnie, a o poziomie czystości, to już nie wspomnę. Nie wytrzymałam nawet pół minuty i wróciłam na swoje miejsce. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy zamiast ciamkającego faceta ujrzałam Roberta.
-A co ty tutaj robisz? - zapytałam zdziwiona.
-Poprosiłem tego gościa żeby zamienił się ze mną miejscami.
-I zgodził się od tak?
-No nie do końca – zaśmiał się – Powiedziałem mu, że jesteś moją narzeczoną i chciałbym siedzieć koło ciebie. Wtedy się zgodził.
-To dobrze. Z dwojga złego wolę ciebie niż jego.
-Aż tak mnie nie lubisz? - spytał całkiem poważnie.
Praktycznie cały czas sobie dogryzaliśmy, ale nigdy nie brałam tego za poważnie. Uważałam, że jak powiem coś złośliwego, to Robert nie weźmie tego do siebie. A tu niespodzianka – Lewandowski się przejmuje.
-No coś ty. Oczywiście, że cię lubię – uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego błękitne tęczówki.
-Czyli troszkę ci jednak na mnie zależy? - spytał z lekkim uśmiechem.
-Tak – i tylko tyle zdołałam powiedzieć.

Robert objął moją twarz i delikatnie pocałował. Nie protestowałam. Przez ten rok brakowało mi go. Wtopiłam swoje dłonie w jego ciemne włosy i oddawałam każdy pocałunek.

__________________________________________________________________________

Oddaję w Wasze łapki kolejny rozdzialik. Bardzo krótki, za co przepraszam.

O matko. Pisałam wczoraj i dzisiaj egzaminy próbne. Masakra. Jeszcze jutro czeka mnie ostatni dzień męczarni. Zadania są tak powalone, że czytam 3 razy i nie rozumiem o co chodzi. Ja nie wiem, jak sobie poradzę na tym właściwym. Liczę na duuuużo szczęścia. 

Jak tam przygotowania świąteczne? Pieczecie coś albo gotujecie? Ja zamierzam upiec pierniczki miodowe, ciasteczka cynamonowe i jakieś ciasto, ale jeszcze nie wiem jakie. 
Może macie jakieś fajne przepisy na potrawy, niekoniecznie świąteczne? Jeśli tak, to podzielcie się. Bardzo chętnie spróbuję upichcić coś nowego. 
Życzeń Wam na razie nie składam, bo przed świętami postaram się jeszcze jakiś rodzialik naskrobać.

Trzymajcie się cieplutko w te mroźne zimowe dni. Buziaki :*  


piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 22

Robert jeszcze bardziej się przybliżył i w tamtym momencie błysnął flesz aparatu.
-No dobra kochani, myślę, że to już wszystko. Dziękuję wam bardzo za współpracę. Zdjęcia niedługo pojawią się w naszych reklamach – powiedział Dante i zaczął się zbierać.
Poszłam się przebrać w normalne ubrania. Stanęłam przed lusterkiem i sama nie wiedziała, co mam myśleć. Przez te pół roku brakowało mi Roberta. Wmawiałam sobie, że tak nie jest, ale w głębi serca potrzebowałam go. A teraz? A teraz kiedy go spotykam nie potrafię wydobyć z siebie ani słowa. No brawo. To się nazywa wysoka inteligencja. Popatrzyłam jeszcze przez chwilę w swoje odbicie i skierowałam się do wyjścia. Kiedy już wyszłam okazało się, że w końcu przestało padać, a zza chmur wyszło słońce.
-Kamila – podszedł do mnie Roberta – Masz dzisiaj czas?
I w tym momencie przez twoją głowę przebiega tysiąc myśli. Znasz to?
-Yyy... tak, tak, jasne. Mam – uśmiechnęłam się – A co?
-Spotkalibyśmy się? - zapytał.
-Możemy – powiedziałam i ustaliliśmy wszystkie szczegóły.
Okazało się, że tymczasowo mieszkamy w tym samym hotelu. Wróciliśmy razem taksówką i rozeszliśmy się do swoich pokojów. Kiedy weszłam do środka, szybko zamknęłam drzwi i opadłam na łóżko. Z jednej strony to cieszyłam się ze spotkania, a z drugiej, to nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Mogę liczyć na nie wiadomo co, a on chce tylko pogadać. No tak, czym ja się łudzę? Że przez pół roku nie znalazł sobie nowej dziewczyny? Haha, bujną masz wyobraźnię Zawadzka, nie ma co. Chociaż z drugiej strony, to chyba żadne gazety nic nie pisały o jakimś nowym związku Lewandowskiego. Nie zastanawiając się dłużej chwyciłam za laptopa i zaczęłam przeszukiwać portale plotkarskie. Czytając o najnowszej roli Anny Muchy uświadomiłam sobie, że powinnam zacząć się szykować. A tak właściwie nie zacząć, a być już prawie gotowa. Jak oparzona zamknęłam kartę internetową i poszłam do łazienki. Nawet nie miałam czasu, żeby móc zastanowić się, co nałożyć. Chwyciłam ubrania, które leżały na wierzchu i w mgnieniu oka stałam gotowa. Włosy zostawiłam rozpuszczone, jedynie delikatnie pofalowałam końcówki. Zabrałam klucze do pokoju i zeszłam na dół. Umówiłam się z Robertem na krótki spacer po Paryżu. Muszę przyznać, że to bardzo fajny pomysł. Będąc w windzie poprawiłam jeszcze włosy i po raz kolejny przejrzałam się w lustrze. 
-Matko, Zawadzka. Co ty robisz? Zachowujesz się jak nastolatka przed spotkaniem z najpopularniejszym chłopakiem w szkole – powiedziałam sama do siebie.
Kiedy mały ekranik w windzie zakomunikował, że jesteśmy na parterze i pora wysiadać serce zaczęło mi walić, jak młot. Niepewnie wyszłam z małego pomieszczonka i udałam się w stronę drzwi obrotowych.
-A może mnie przytrzasną i będzie spokój? Przynajmniej nie będę się musiała martwić o to spotkanie? - pomyślałam.
No, jednak drzwi mnie nie przytrzasnęły i wyszłam przed budynek cała i zdrowa. Robert już czekał na mnie na pobliskiej ławce.
-Hej – przywitałam się – Długo czekasz?
Przez chwilę patrzył na mnie nic nie mówiąc. Kurczę, to dobry, czy zły znak?
-Cześć – uśmiechnął się – Nie, nie. Tylko chwilę.
-Chwilę? Czyli pół godziny? - zażartowałam.
-No coś koło tego – zaśmiał się wstając z ławki.
-Przepraszam – uśmiechnęłam się – To gdzie idziemy?
-Szczerze?
-Yhym.
-Nie znam za dobrze Paryża. Myślałem żeby pójść gdzieś do centrum, a po drodze wstąpić do jakiejś restauracji. Nie mam konkretnych planów – powiedział napastnik BvB.
-Okej, w takim razie zobaczymy, gdzie nas nogi poniosą.
Przez jakiś czas szliśmy w kompletnym milczeniu. Nie wiedzieliśmy, o czym najpierw porozmawiać, więc w ogóle się nie odzywaliśmy. Zaszliśmy i zajęliśmy miejsce w małej przytulnej kawiarence. Po złożeniu zamówień, panującą dotychczas ciszę przerwał Robert:
-Zmieniłaś się.
-Taak, trochę tak. Zresztą ty też.
-Ja to mało – zaśmiał się – Przefarbowałaś włosy?
-Tak, na trochę ciemniejsze.
Czy my już na serio nie mamy żadnych tematów, że musimy o włosach gadać?
-A co tam u ciebie? Dawno nie gadaliśmy – powiedział napastnik.
-U mnie? A nic ciekawego. Mieszkam teraz z Asią w USA. Namówiłam ją, żeby spróbowała swoich sił w modelingu. I muszę przyznać, że dobrze jej idzie. Miałyśmy już nawet wspólną sesję. A co u ciebie?
-Co mam ci powiedzieć? Że jak odeszłaś, to... - zaczął, ale kelner akurat teraz musiał przynieść nasze zamówienia.
No świetnie. I teraz się nie dowiem, co chciał mi powiedzieć. Kelner jedynie uśmiechnął się promiennie w moim kierunku i zapytał przesłodzonym głosem:
-Ślicznotko, podać coś jeszcze?
-Nie, dziękuję – powiedziałam wkurzona.
Kiedy odszedł rzekłam:
-Uważaj żeby ci zęby nie wypadły od tego szczerzenia japy. I jeszcze ten cudny, słodki głosik. Chyba zaraz zwymiotuję.
Lewandowski popatrzył na mnie rozbawiony, a później zaczął się głośno śmiać.
-Haha, brakowało mi tego, wiesz? - powiedział, kiedy już trochę się opanował.
-Czego? Mojej szczerości? - zaśmiałam się.
-Hehe, tak – przyznał z uśmiechem – Wiesz, trochę okrutna jesteś. Chłopak się stara, jest miły. Ewidentnie cię podrywa, a ty go z błotem mieszasz. Nieładnie Kamilka, nieładnie.
-Daj spokój. I tak się z nim nie umówię. Nie w moim guście taki gostek – czyżby jakiś uśmiech, wyraz satysfakcji na twarzy Lewandowskiego? Niee, tylko mi się wydawało. A może?
Dojedliśmy nasze zamówienia, zapłaciliśmy, a tak właściwie to Robert zapłacił i wyszliśmy. Nie chcąc marnować czasu, od razu po wyjściu z kawiarenki udaliśmy się pod Wieże Eiffla. Była piękna. Stanęłam i wpatrywałam się, jak zaczarowana. Pomimo, że zwiedziłam już duużą część świata, to nie mogłam oderwać od niej oczu. Może jednym wydaje się, że to tylko kupa złomu i żelastwa, która nocą podświetlona jest przez kilkaset światełek, ale ja zdecydowanie jestem w drugiej grupie – osób zachwycających się budowlą. Nie na darmo mówią, że to cudowne miejsce. Stojąc tak, nagle zdajesz sobie sprawę, że świat na chwilę się zatrzymał. Nie wiem dlaczego? Może dlatego, że przychodzą tu zakochane osoby? Widać u nich szczęście z przebywania razem. Sama obecność drugiej osoby jest dla nich najważniejsza. Widząc „setki chodzących szczęść” sama zaczynasz czuć radość w sercu.
-Zrobić ci zdjęcie? - z moich rozmyślań wyrwał mnie stojący obok Robert.
-Co?? Aaa, tak. Jasne – stanęłam i uśmiechnęłam się w stronę aparatu.
Potem role się zamieniły i to ja cyknęłam fotkę piłkarzowi.
-Przepraszam, mamy małe pytanko – zaczepiła nas jakaś para – Zrobilibyście nam zdjęcie? Potem my cykniemy wam – uśmiechnęli się.
Przystaliśmy na tą propozycję. Po zrobionych zdjęciach usiedliśmy na pobliskiej ławeczce.
-To co tam u ciebie? Wtedy w restauracji ten goguś nam przerwał – uśmiechnęłam się.
-A u mnie nudy. Nic specjalnego się nie wydarzyło. Borussia przegrała w Lidze Mistrzów. Polskiej Reprezentacji też nie najlepiej idzie. Ale tak ogólnie jest ok.
-A co u Mileny i twojej mamy?
-Milena z Bartkiem zajmują się swoim synkiem, a mama chodzi cała w skowronkach. Już od dawna nie była taka szczęśliwa. A co u twoich rodziców?
-Ooo, to się cieszę. A szczerze, to nie wiem co u moich słychać. Od bardzo dawna nie miałam z nimi kontaktu.
-Czemu?
-Tata wiecznie jest zapracowany. Mama też do mnie nie dzwoni.
-A ty do niej zadzwoniłaś chociaż raz?
-Noo, kiedyś dzwoniłam, ale kontakt się nam urwał i tyle.
-Nie tęsknisz za nimi? - spytał zdziwiony.
-Może trochę.
-Słuchaj, zaraz skończy się sezon i będę jechał w odwiedziny do mamy. Jeśli masz ochotę, to możemy się razem wybrać do Polski.
-O nie, nie, nie. Kategorycznie odmawiam! Nie chcę jechać do Polski – powiedziałam zła.
-Ale czemu? Przecież chyba możesz na 2 dni pojechać odwiedzić rodzinę? Nikt cię tam nie zje – uśmiechnął się przyjaźnie.
-No, okej – powiedziałam po dłuższej chwili zastanowienia.
Chwilkę jeszcze posiedzieliśmy i popatrzyliśmy na piękne widoki, a później wróciliśmy do hotelu. Może i ten dzień nie skończył się, tak jakbym chciała, ale nie jest źle. W końcu gadamy z Robertem normalnie. Nie wyjaśniłam mu jeszcze sytuacji sprzed roku, ale po co? On teraz ma nowe życie, a ja nie będę się w nie wwalała z moimi Loubutinami.(od aut. Znana marka szpilek) Cieszę się z tego, jak jest. Zostaliśmy przyjaciółmi i to jest najważniejsze.

_______________________________________________________________________________

No, a więc po dłuugim okresie nieobecności dodaję nowy rozdział. Nie jest on idealny, ale cóż. Z góry mówię, że niestety, ale nie wiem, kiedy pojawi się następny. W ostatnich miesiącach cierpię na kompletny brak czasu. Ilość kartkówek, klasówek, prac domowych i innych zajęć jest zniewalająco duża. Nie mam praktycznie żadnej chwili wolnej dla siebie, a jeśli takowa się zdarzy, to chcę ją wykorzystać na odpoczynek. 

Wrzucam też adres mojego tumblr, jeśli ktoś ma czas i ochotę, to zapraszam :) 


środa, 30 października 2013

Zawieszenie

Wiem, znowu nawaliłam. Nie dodałam nowego rozdziału w terminie, za co baaardzo Was przepraszam. Jednak natłok nauki i zajęć nie pozwala mi na pisanie. Niestety, ale jestem zmuszona zawiesić bloga na pewnie czas. Nie wiem jeszcze na ile, ale na pewno nie na długo. Potrzebuję po prostu trochę czasu. Obiecuję, że wrócę niedługo i będę pisała regularnie. Jeszcze raz przepraszam. Trzymajcie się kochane. Buziaki :**

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 21

"Nowy Ty, nowa ja
Wszystko zdarzy się jeszcze raz
Tak jak na początku
Niech zauroczenie trwa
Nowy Ty, nowa ja
Talia nowych kart, nowa gra
Tak jak na początku
Poznać się raz jeszcze
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty,
Nowa ja,ja, nowy Ty,Ty"

No świetnie. Aktualnie siedzę na lotnisku i czekam na spóźniony samolot do Paryża. Jak się w ostatniej chwili okazało mam pozować z jakimś wypierdkiem mamuta. Nawet nie wiem, kto to będzie. Powiedzieli mi jedynie, że czeka mnie wspólna sesja z jakimś mężczyzną. No super. To teraz sobie na mnie trochę poczekają. Trudno, nie moja wina. Kiedy w końcu mogłam zając swoje siedzenie wyluzowałam się trochę. Teraz tylko kilkugodzinny lot i będę na miejscu. Wyjęłam z torby gazetę i zajęłam się czytaniem. Po 3 godzinach bezczynnego siedzenia udałam się do krainy Morfeusza i tak minął mi cały lot. Kiedy prawie lądowaliśmy obudziła mnie stewardessa. Zabrałam wszystkie rzeczy i udałam się na taksówkę. Podałam kierowcy adres i pojechaliśmy. Jak się dowiedziałam, będzie to sesja w parku nieopodal centrum. Zapłaciłam i wysiadłam z pojazdu. No ciekawe, jak to będzie podczas tej sesji?
*Oczami Roberta*
Siedzę tu już od kilku godzin. Okazało się, że ta sesja będzie jeszcze z jakąś dziewczyną. Świetnie. Teraz przez nią czekam tu bezczynnie i nie mam co robić. Pewnie, to jakaś zadufana w sobie laska, których wszystkich i wszystko ma w dupie. Powiedziałaby, że zamierza przyjechać później, to bym się wyspał. Nie znam jej, ale wiem, że już jej nie lubię. Ooo chyba idzie księżniczka, bo powstał jakiś szum. No nic, idę i sprawdzę z kim będę musiał się męczyć przez najbliższe kilka godzin. Podszedłem bliżej i szczęka mi opadła. Przede mną stała Kamila. Nie wiedziałem, co mam robić. Ale ona się zmieniła. Chyba jeszcze mnie nie zauważyła. Jednak po chwili podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. W tamtym momencie serce stanęło mi w miejscu. Stała tak chwilę i wpatrywała się we mnie. Chyba się mnie tu nie spodziewała.
*Oczami Kamili*
Kiedy już dotarłam na miejsce i zapoznałam się z całym sztabem zaniemówiłam. Przede mną stał sam Robert. Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Brakowało mi jego widoku, jego uśmiechu. Ale co, miałam się mu rzucić w ramiona? Po tamtym numerze, który mu wywinęłam, to pewnie nawet nie chce mnie znać. I nie dziwię się mu. Choć to nie moja wina, że musiałam wyjechać, to on o tym nie wiedział.
-Cześć – przywitał się niepewnie.
-Hej – odpowiedziałam.
-Dobra, do pracy – krzyknął ktoś za mną.
Zostałam pociągnięta w jedną stronę, a Robert w drugą. Jakieś dobre 40 minut byłam czesana, malowana i chyba z 3 razy przebierana. Kiedy w końcu mogłam powiedzieć, że jestem gotowa poszłam we wskazane miejsce. Robert już siedział i czekał na mnie. Podeszłam bliżej i usiadłam koło niego.
-Okej, a więc kochani plan jest następujący – zaczął fotograf – Dante – Najpierw chciałbym zrobić wam osobne zdjęcia. Jako pierwszej Kamili, potem tobie Robert. Na koniec chciałbym abyście wspólnie zapozowali. No, dość gadania. Trzeba się brać do roboty. Ślicznoto wstawaj – idziesz na pierwszy ogień – zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się do Roberta i podeszłam do Dantego. Miałam powoli biec, a on cykać mi fotki. Bułka z masłem. Był tylko jeden problem – zaczął kropić deszcz. Sesja w deszczu nie wchodziła w grę. Musieliśmy się gdzieś przenieść. W pobliżu było opuszczone metro. Dante zarządził, że tam dokończymy naszą pracę. Dostaliśmy wskazówki, gdzie mamy iść. Nie chciałam zmoknąć, więc postanowiłam pobiec.
-Słuchajcie, ja nie zamierzam moknąć. Pobiegnę, a wy dołączycie do mnie później – uśmiechnęłam się i wystartowałam.
Wydawało mi się, że biegnę dobrze. Taa, no właśnie wydawało mi się. No brawo Zawadzka – zgubiłaś się. A było się tak śpieszyć? Nawet jakbyś zmokła, to korona by ci z głowy nie spadła. Stanęłam zła i zaklęłam pod nosem. Usłyszałam cichy śmiech za sobą. Kiedy się odwróciłam ujrzałam Roberta. Na sam jego widok uśmiech sam pojawił mi się na twarzy.
-Zgubiłaś się? - zapytał.
-Jak widać, niestety tak. Chyba nie mam za dobrej orientacji – zaśmiałam się.
-Chodź ze mną – powiedział i zaczął biec.
Szybko go dogoniłam i przez dalszą część drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Kiedy dotarliśmy na miejsce nikogo jeszcze nie było. No prawie nikogo. Zeszłam na dół jako pierwsza. Szczerze? To tu było okropnie. Światło ledwo świeciło. Nagle zza rogu wyszedł jakiś gość. Na pierwszy rzut oka widać, że był bezdomnym amatorem napojów wysokoprocentowych.
-Ooo jaka śliczna dziewczynka – uśmiechnął się obleśnie – Dziecinko, co cię sprowadza w moje progi?
-Sesja zdjęciowa – odpowiedziałam – I przepraszam, czy ja panu wyglądam na małe dzieciątko?
-Hehe. Sesja, jasne, jasne. Mi nie musisz kłamać – uśmiechnął się po raz kolejny – na pewno przyszłaś się z chłopakiem poobściskiwać, bo nie chcecie żeby was ktoś zobaczył. To ja już zmykam i nie przeszkadzam. Mile spędzonego czasu wam życzę,a no i owocnego w duużo dzieci – powiedział i poszedł.
Stałam tam i wpatrywałam się chwilę w odchodzącą postać. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Odwróciłam się do Roberta z kamienną twarzą i popatrzyłam na niego dziwnie, po czym wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Robert dołączył do mnie i w tym momencie wszedł Dante i spółka. Spojrzał na nas i uśmiechnął się. Szybko ustawił potrzebne sprzęty i mogliśmy wznowić pracę. Strzelił mi jeszcze kilka fotek, a potem przyszedł czas na Roberta. Usiadłam na schodach i przyglądałam się mu. Matko, jak on jest cholernie przystojny. Już zapomniałam, jak mi się zawsze podobał. A ten jego uśmiech – zniewalający. Wreszcie przyszedł czas na wspólne zdjęcia. Najpierw były to tylko zdjęcia, na których staliśmy w pewnej odległości od siebie, ale na koniec przyszedł czas na te „bliższe”. Robert miał mnie objąć i mieliśmy patrzeć na siebie z pożądaniem. Dante chwilę nam tłumaczył, co i jak. Człowieku, nie produkuj się. Bez twojego gadania mogę zjeść Lewandowskiego wzrokiem. Stanęliśmy z Robertem blisko siebie i głęboko spojrzeliśmy w oczy. Robert jeszcze bardziej się przybliżył...

_________________________________________________________________________

Jak obiecałam, tak dodaję rozdział w ramach rekompensaty. Mam nadzieję, że się spodoba. Buziaki kochane moje :** 

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 20 + kilka ważnych spraw

Może nie powinnam teraz iść,
Czuję, że to nie czas by z Tobą być,
Wybacz mi to, że dzisiaj proszę Cię
O to byś beze mnie dalej szedł...!
Kiedyś odnajdziemy siebie
Jak to wytłumaczyć nie wiem.”

  Od mojego rozstania z Robertem minęło 8 miesięcy. Od tamtego czasu wiele się w moim życiu zmieniło. Mnóstwo spraw na lepsze. Mieszkam w Stanach razem z Aśką. Jest dla mnie jak siostra. Zawsze mogę na nią liczyć. Zresztą ona na mnie również. Odkąd pamiętam, zawsze brakowało mi kogoś takiego. Nie miałam osoby, z którą mogłabym pogadać o wszystkim, poprosić o radę. Większość osób była fałszywa. Zależało im jedynie na mojej sławie i pieniądzach. Jeśli zdradziłabym im sekret, to na drugi dzień przeczytałabym to zapewne we wszystkich magazynach plotkarskich. Asia jest na szczęście inna. Zrobiłyśmy razem remont w domu. To znaczy nie do końca my, bo ekipa remontowa. My wybierałyśmy tylko wszystkie dodatki. Początkowo próbowałyśmy swoich sił w malowaniu ścian, ale skończyło się tylko na brudnych ubraniach i masie śmiechu. Po tym zdecydowałyśmy, że lepiej będzie, jeśli ktoś zrobi remont za nas. Wciągnęłam również Aśkę w świat modelingu. Początkowo broniła się rękami i nogami, twierdząc, że to nie dla niej. Jednak po długich namowach uległa mi i poszła na pierwszy casting. Od tamtej pory jej kariera nabiera kolorów. Dostaje przeróżne propozycje. Nie jest jeszcze, tak znana, jak ja, ale jest na bardzo dobrej drodze w odniesieniu sukcesu. Z całego serca życzę jej jak najlepiej. Ostatnio nawet dostałyśmy propozycję wspólnej sesji. Usłyszałyśmy od fotografa, że praca z nami, to czysta przyjemność i wielka zabawa. Pewnie zastanawiasz się, jak moje sprawy sercowe? A więc do tej pory nie miałam żadnego chłopaka. Nie potrzebowałam nikogo. Zresztą każdego nowo poznanego chłopaka porównywałam z Robertem i niestety okazywało się, że nie ma z nim szans. No cóż, trudno. Kiedyś znajdę kogoś, kogo pokocham. Aśka również nie znalazła swojej drugiej połówki. No, ale nie tylko to zmieniło się w moim życiu. Mój wygląd również uległ małej zmianie. Przefarbowałam włosy na kasztanowe z rudymi refleksami. Z większym zmian, to chyba wszystko. Postanowiłam również, że dzisiaj wieczorem powiem Asi, co było powodem mojego rozstania z Lewandowskim.
-Asia! - krzyknęłam z salonu – Możemy pogadać?
-No jasne – blondynka zbiegła ze schodów i usiadła obok mnie – O czym?
-Pamiętasz, jak 8 miesięcy temu rozstałam się z Robertem?
-Pamiętam, pamiętam. Tak nagle zadzwoniłaś z wiadomością, że wyjeżdżasz.
-I potem nie chciałam ci powiedzieć dlaczego. Dzisiaj chcę ci powiedzieć prawdę, tylko za bardzo nie wiem, jak.
-Najprościej, jak się da – uśmiechnęła się.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam swoją opowieść. Z każdym moim słowem oczy Asi robiły się coraz większe. Kiedy skończyłam Aśka siedziała i wpatrywała się we mnie z ogromnym zdziwieniem.
-Żartujesz? - zapytała.
-Nie – spuściłam głowę.
-Nie, no ja nie wytrzymam. Zaraz pójdę i zabiję tego gnoja. Kama, on ci życie zniszczył. Rozwalił twój związek. Groził ci. Nie możesz tak tego zostawić. On nie może zostać bezkarny. Zgłoś to – powiedziała zła.
-Aśka, minął prawie rok. I co, tak nagle pójdę i zgłoszę sprawę?
-Tak. Jutro z rana idziemy na policję. Udupimy chuja – uśmiechnęła się.
-Wiesz, że cię kocham – zaśmiałam się.
I to kolejny dowód, że zawsze mogę na nią liczyć. W sumie, to Aśka ma rację. Nie mogę tak zostawić tej sprawy. Z samymi pozytywnymi myślami położyłam się spać.

~oczami Roberta~
Matko. Minął już prawie rok odkąd nie widziałem Kamili. Jest mi cholernie trudno bez niej żyć. Próbowałem się z nią skontaktować, ale bezskutecznie. Nie odbierała ode mnie telefonów. Nawet nie miałem chwili wolnego żeby do niej pojechać. Zresztą nawet nie znałem jej adresu. Nowy Jork jest ogromny, więc szukanie jej nie wchodziło w grę. Chciałbym móc się z nią zobaczyć, pogadać. Spróbować jeszcze raz. Od jej wyjazdu masa lasek się do mnie przystawiała i próbowała poderwać, ale wszystkie nie miały dla mnie znaczenie. Każdą z nich skutecznie odrzucałem. To Kamila zajmuje miejsce w moim sercu. Może kiedyś uda mi się z nią spotkać. Jeśli nie, to będę musiał się z tym pogodzić i znaleźć kogoś innego. Milena i mama bardzo mnie wspierały. Niestety moja forma znacznie spadła. Nie strzelam już tylu bramek. Czasem podczas meczu potrafię stanąć na środku boiska i kompletnie wyłączyć się z rzeczywistości. Nie widzę nawet co dzieje się wokół mnie. Mam wtedy jedynie nadzieję, że gdzieś tam na trybunach będzie Ona – Kamila. Jednak zawsze kończy się na niczym. Potem tylko kibice mają mi za złe, że nie włączam się do akcji i stoję, jak słup soli. Na zwykłych codziennych czynnościach również nie potrafię się normalnie skupić. Już sam ze sobą wytrzymać nie mogę. Zaczynam wariować. Wariować z miłości. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwoniący telefon.
-Tak, słucham? - odebrałem.
-Dzień dobry panie Robercie. Z tej strony kierownik firmy Nike. Mamy dla pana propozycję sesji zdjęciowej w Paryżu. Czy byłby pan zainteresowany? Obiecujemy duże wynagrodzenie.
Wahałem się. Za bardzo nie chciałem brać udziału w tej sesji, ale jestem w końcu ambasadorem Nike. Powinienem, więc się zgodziłem. Może chociaż na chwilę oderwę się od problemów?

~oczami Kamili~
Siedziałam w domu i przeglądałam pocztę. Było mnóstwo wiadomości. Większość, to reklamy. Nawet nie miałam siły ich wszystkich odczytywać. Jednak jedna przykuła moją uwagę. Mianowicie była to wiadomość od Nike z propozycją udziału w sesji zdjęciowej w Paryżu. Początkowo nie wiedziałam, co zrobić. Jednak po chwili zastanowienia odpisałam, że zgadzam się na udział. W końcu Paryż, to piękne miasto. Pozwiedzam trochę, kupię kilka pamiątek. Oby to był magiczny czas.

_________________________________________________________________________

A więc po pierwsze, to bardzo Was przepraszam za to opóźnienie. W tygodniu postaram się dodać coś w ramach rekompensaty. 
Po drugie, to mam małe pytanko: czy znalazłaby się tu jakaś dziewczyna, która zechce powysłuchiwać moich problemów i doradzić? Nie chcę o nich mówić nikomu z moich przyjaciół, bo zaraz by to rozgadali innym, a tego wolę uniknąć. Zawsze to robi się lżej, jak się komuś wygadasz :) 
Po trzecie, to mam propozycję. Zainspirował mnie ten blog: http://rememberaboutsmile.blogspot.com/. Pytałam już o to autorkę. Chciałabym założyć na fb stronkę z pozytywną energią i motywacją. Rozprzestrzeniajmy optymizm. Czy któraś z Was chciałaby wspólnie ze mną prowadzić takową stronkę?  :) 


niedziela, 6 października 2013

Przepraszam

Przepraszam, że nowy rozdział nie pojawił się w piątek. W ostatnim czasie miałam natłok zajęć. Musiałam nadrobić zaległości w szkole i do tego doszły jeszcze problemy rodzinne. Kompletnie nie miałam czasu i głowy do pisania. Przepraszam Was bardzo. W najbliższym czasie postaram się coś dodać :)

piątek, 27 września 2013

Rozdział 19

"Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć pozwo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu." 

Siedziałam na kanapie i rozmyślałam. Naprawdę nie miałam pojęcia, jak powinnam postąpić. Nagle dostałam sms z nieznanego numeru: „Jeśli chcesz żeby przeżył, to pakuj walizki. I nie waż się do nikogo zadzwonić.” Nawet Aśce nie mogłam nic powiedzieć. Zabukowałam bilet do Stanów i zadzwoniłam do przyjaciółki. Nic jej nie tłumaczyłam. Powiedziałam tylko, że chcę wyjechać i jeśli ma ochotę niech jedzie ze mną. Na szczęście zgodziła się. Wyjęłam walizki i zaczęłam pakować swoje ubrania. Kiedy byłam już spakowana do domu wrócił Robert. W momencie, kiedy zobaczył moje rzeczy w przedpokoju popatrzył na mnie zdziwiony.
-Wyjeżdżam – powiedziałam.
-Ale czemu? Kama, co się stało? Ja przepraszam. Naprawdę. W tym pubie... ona mi się nie podobała... uwierz mi – zaczął się tłumaczyć.
Nic nie powiedziałam tylko pocałowałam go po raz ostatni i wyszłam. Stał osłupiały w drzwiach i nie wiedział, co ma zrobić. Kiedy pierwszy szok minął dogonił mnie i próbował zatrzymać.
-Robert... - głos zaczął mi się łamać – Ja naprawdę muszę wyjechać. Kocham cię.
Pierwszy raz od kilkunastu lat głos mi się załamał. Kiedy już dotarłam na lotnisko Aśka czekała na mnie. Byłam jej wdzięczna, że tak szybko się spakowała. Przeszłyśmy przez odprawę i zajęłyśmy swoje miejsca. Wtedy już nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Boże, jak ja go kocham. Nienawidzę Matta. Wszystko było tak pięknie. Kiedy Aśka zobaczyła, że siedzę i ryczę przytuliła mnie.
-Kama, co się stało? Czemu tak nagle chciałaś wyjechać?
-Aśka, ja nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam.
-Kama, ale ja nikomu nie powiem – uśmiechnęła się.
-Asia, wiem. Ale po prostu nie mogę. Może za jakiś czas wytłumaczę ci to, ale na razie nie.
-Dobrze, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję kochana – uśmiechnęłam się przez łzy.
Przez resztę drogi próbowałam zasnąć. Skutki były marne, bo nie dałam rady. Ciągle myślałam o Robercie. Żeby zabić czas zamówiłam sobie i Aśce herbatę oraz kawałek ciasta. Nurtowała mnie jeszcze jedna rzecz – o czym mówił Robert, kiedy wychodziłam? Co się stało w tym pubie? Nie mam zielonego pojęcia i nie będę w to wnikała. Ta herbata chyba poskutkowała, bo obudził mnie głos stewardessy, że za chwilę lądujemy. Zabrałyśmy nasz bagaż podręczny i poszłyśmy do wyjścia. Po odebraniu walizek zamówiłam taksówkę. Kiedy dojechałyśmy do mojego domu Aśka stanęła, jak wryta.
-Ty tu mieszkasz? - zapytała.
-Poprawka – my tu mieszkamy – zaśmiałam się.
-Boże, dziewczyno. Toż to jest mega chata. My tu będziemy same?
-Tak. Tylko ty i ja – uśmiechnęłam się.
Weszłyśmy do środka, a tam Aśka nie wiedziała, w którą stronę ma iść. Oprowadziłam ją i pokazałam jej pokój. Postanowiłyśmy, że jak już się wyśpimy, to pójdziemy do sklepu i Asia wybierze sobie meble. Weszłam do swojego pokoju i od razu rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam w mgnieniu oka. Obudziłam się dopiero koło południa. Zeszłam na dół i zaparzyłam sobie kawę. Siedząc w kuchni podziwiałam widok z okna. Już zapomniałam, jak tu jest cudownie. Zwłaszcza nocą na dachu. Stamtąd jest idealny widok na oświetlone miasto. Muszę je dzisiaj Aśce pokazać. Kiedy tak siedziałam, w końcu obudziła się moja przyjaciółka.
-Jak się spało? - zapytałam – Kawy?
-Bardzo dobrze. A poproszę – uśmiechnęła się.
Podałam Cegielskiej kubek z czarnym napojem. Kiedy już naładowałyśmy akumulatory trzeba się było doprowadzić do ładu. Poszłyśmy do garderoby i zaczęłyśmy przeglądać ubrania. Tak, tak my zdecydowane kobiety. Chyba godzinę zajął nam wybór. Ubrałyśmy się w sumie podobnie. Ja w białą baskinkę i rurki, a Aśka w białą marynarkę i również rurki.
-Laska, jak wyjdziesz na miasto, to żaden nie przejdzie obok ciebie obojętnie – uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
-Kama, bez przesady – zaśmiała się.

Zabrałam kluczyki z szafki, co też było problemem, bo nie wiedziałyśmy , którym samochodem mamy pojechać. Dzięki Aśce mój humor znacznie się poprawił. Już nie myślałam tyle o Robercie. Jasne, że o nim nie zapomnę i zawsze będę miała go w sercu, ale nie będę przecież rozpaczała. Jestem silną kobietą. Swoje wypłakałam w samolocie i już jest lepiej. W meblowym był całkiem przystojny sprzedawca, który ewidentnie zarywał do każdej napotkanej klientki. Aśka postanowiła trochę się zabawić. Chyba z pół godziny ciągała go między lampami i nie mogła się na żadną zdecydować, a nasz biedny „kolega” musiał jej doradzać. Kiedy w końcu Aśka zdecydowała się na jedną widziałam ulgę na jego twarzy. Potem razem wybrałyśmy łóżko, szafę i inne meble. Dodatki zostawiłyśmy na sam koniec. Kiedy oglądałyśmy poszewki na poduszki dostałam sms: „No brawo kochana. Spisałaś się. Robercikowi już nic nie grozi.” Przeczytałam sms-a i schowałam telefon do torebki. W sumie, to trochę mnie uspokoił. Teraz wiem, że Robert jest bezpieczny i pewnie ułoży sobie z kimś innym życie. Ten drugi fakt już nie był taki pocieszający, ale cóż. Życie, to nie bajka i czasem trzeba umieć się rozstać. Może tak będzie lepiej? Robert będzie szczęśliwy z inną kobietą, a ja też ułożę sobie jakoś życie. Może kiedyś zostaniemy z Robertem przyjaciółmi? Nie wiem. Jak na razie damy sobie spokój.  

________________________________________________________________________

No wreszcie wyszło u mnie słońce. Szczerze powiedziawszy brakowało mi go. Aż boję się pomyśleć, co będzie zimą. Kilka szarych miesięcy. Brr. No, ale na razie trzeba się cieszyć, że jest nie najgorsza pogoda. Chociaż w sumie, to trudno mi coś powiedzieć, bo od tygodnia siedzę w domu, więc nawet nie wiem, jak jest na podwórku :) 

Zapraszam Was na: 
http://rememberaboutsmile.blogspot.com/ - ta stronka daje mega pozytywnego kopa. Na te szare, deszczowe dni jest idealna :) 
https://www.facebook.com/oddziszaczynamcwiczyc?ref=hl - jeśli, któraś z Was szuka motywacji do ćwiczeń, to znajdzie ją tutaj. Stronka dopiero się rozkręca, ale zapowiada się ciekawie. Myślę, że warto na nią zajrzeć :) 

środa, 25 września 2013

Rozdział 18

Milena już od kilku dni jest w domu. Jak na razie zaprzestała treningów. Jej chłopak jest przeszczęśliwy. Nie pozwala jej praktycznie nic robić. Nawet do łazienki początkowo nie chciał jej za często puszczać, ale po tym, jak Milena nawrzeszczała na niego, spuścił trochę z tonu. Muszę przyznać, że aż miło na nich patrzeć. Młodzi, zakochani i szczęśliwi. No, nie żebym ja nie była szczęśliwa. Jestem. I to bardzo. Dzisiaj mój Robercik ma mecz, więc od rana nie ma go w domu. Zostawił mi tylko swoją koszulkę z nazwiskiem i bilet. Właśnie się maluję i muszę wychodzić, bo umówiłam się z Aśką, że razem pójdziemy. Aa no właśnie. Zapomniałam wspomnieć. Jakiś czas temu poznaliśmy Aśkę z Marco. Naprawdę dobrze się dogadują. Nie zdziwiłabym się gdyby niedługo zostali parą. No, ale nic nie wiadomo. Jak na razie, to Marco zaprosił ją na mecz. Ale, jak to śmiał się Robert – od meczu się zaczyna. W sumie, to dobrze, bo Marco wydaje się być miłym chłopakiem. Tylko nie wiem, czy Aśka jest nim zainteresowana. No nic, jeszcze zobaczymy. Zabrałam swoją torebkę z szafki i zamknęłam drzwi. Zajechałam po Aśkę, która już na mnie czekała.
-No hej kochana – przywitała się.
-Cześć, cześć – uśmiechnęłam się – Widzę już się pani wyszykowała dla Marco.
-Nie dla Marco, tylko dla siebie – poprawiła mnie.
-Jane, jasne. Mi nie musisz ściemniać – zaśmiałam się.
-Ale ja nie ściemniam. Kama, lubię Marco, ale jako kumpla i nikogo więcej.
-No okej, okej. Ale wiesz, on wydaje się być miłym chłopakiem. No, ale zrobisz, jak uważasz.
-Bycie miłym nie wystarczy. Kama, ja go znam kilka dni. Nie mogę na razie nic o nim powiedzieć. Zobaczymy, co będzie później – uśmiechnęła się Asia.
Nie drążyłam dalej tematu Marco. Aśka jest mądrą dziewczyną. Zrobi, tak jak będzie uważała za słuszne. Dojechałyśmy pod stadion i weszłyśmy na trybuny. Po zajęciu miejsc Aśka kupiła sobie popcorn u jakiegoś gostka, który chodził pomiędzy wszystkimi sektorami. W czasie trwania meczu prawie nie gadałyśmy, bo byłyśmy zajęte oglądaniem. Po zejściu piłkarzy do szatni udałyśmy się w kierunku wyjścia. Nasi chłopcy wygrali 2-0. Byłam dumna z Roberta, bo strzelił jedną bramkę. Kiedy piłkarze wyszli przebrani pogratulowałyśmy im.
-Kochanie, bo jest sprawa – zaczął Robert – Chcieliśmy z kumplami wyjść dzisiaj do pubu świętować zwycięstwo.
-Spoko. Idź i baw się dobrze – pocałowałam go i poszłam do domu.
Kiedy siedziałam sobie spokojnie w salonie i przeglądałam internet ktoś zapukał do drzwi. Nie wiedziałam, kogo niesie o tej porze. Myślałam, że to Robert już wrócił. Jednak myliłam się. Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom ukazał się koszmarny widok.
-Matt?!! - krzyknęłam zła – A co ty tu robisz?! I skąd w ogóle znasz mój adres?!
-Przyszedłem tylko na chwilę. Mam do ciebie sprawę.
-Nie obchodzi mnie to!
-A powinno. Zajmę ci tylko 5 minut – powiedział i bez czekania na zgodę wszedł do środka.
Usiadłam na kanapie, a na stoliku obok na wszelki wypadek położyłam telefon.
-A więc króliczku – zaczął mój eks.
-Nie nazywaj mnie tak! - powiedziałam zła – Móc, co miałeś mówić i spadaj.
-A więc masz rzucić Roberta.
-Słucham?! No chyba cię pogięło?!
-Nie złotko. Nie pogięło mnie. Jeśli chcesz żeby twojemu kochasiowi nic się nie stało masz go zostawić.
On mi groził? Nie, no tego było za wiele. Chwyciłam za telefon i już chciałam dzwonić na policję, ale Matt mnie powstrzymał.
-Nie radzę – wyciągnął swój telefon i pokazał mi zdjęcie – Jeden fałszywy ruch i twój ukochany będzie w piachu.
Na tym zdjęciu wyraźnie było widać bawiącego się Roberta, a w kącie sali siedział jakiś zakapturzony mężczyzna – jakiś kolega Matta.
-I co ci to da, że go rzucę? Będziesz wtedy szczęśliwy? - nie rozumiałam, o co mu chodzi.
-Co mi to da? Hmm, pomyślmy. Aaa już wiem – zemstę – zaśmiał się Matt.
-Zemstę? Za co niby?
-Za to, że mnie z domu wyrzuciłaś.
-Bo mnie zdradzałeś. Należało ci się to.
-A teraz tobie należy się kara, że mnie źle potraktowałaś. Mogłaś dać mi drugą szansę, ale nie. Ty wolałaś być z tym piłkarzyną. No to teraz z nim nie będziesz. Dobrze ci radzę – zerwij z nim, a nic mu się nie stanie. Bo inaczej już go więcej nie zobaczysz. I pamiętaj – nikomu ani słowa – powiedział Matt i wyszedł.

Zostawił mnie z tysiącem myśli. Co ja mam robić? Jeśli z nim nie zerwę, Matt zrobi mu krzywdę. Ale ja go kocham i nie chcę się rozstawać. Nie mogę się też nikogo poradzić. A było już tak dobrze, a tu znowu problemy.

_________________________________________________________________________

A więc jestem chora i siedzę w domu. Mam więcej czasu, więc napisałam dodatkowy rozdzialik. Miłego czytania i komentowania :) 

Słyszałyście już, że od 2 stycznia Robert ma oficjalnie podpisać kontrakt z Bayernem? Zdziwiłam się, jak to przeczytałam. Myślałam, że podpisze go dopiero latem, a tu już za 3 miesiące. Masakra. I po co mu to? Źle mu w Borussi? 

Przy okazji zapraszam na bardzo ciekawe stronki: 

piątek, 20 września 2013

Rozdział 17

Na drugim końcu korytarza ujrzałam Matta. Kuźwa, co on tu robił? Nie miałam zielonego pojęcia. Matt w Polsce? Nawet ze mną nie chciał tu przyjechać. Nie wiem, po co tu jest, ale wiem jedno: nie chcę z nim gadać. Szybko usiadłam między Robertem, a panią Iwoną. Kobieta poszła jednak po coś do picia. Nagle moje buty stały się niezwykle interesujące. Schyliłam się i zaczęłam je niby czyścić. Robert popatrzył na mnie zdziwiony.
-Kochanie, co ty robisz? - spytał.
-Nic, nic. Tylko buty czyszczę – powiedziałam lekko zdenerwowana.
-Ejj, co się dzieje? Przecież widzę, że coś jest nie tak – powiedział czule.
-Ooo kogo ja widzę – podszedł do nas Matt.
Niee, a tak chciałam tego uniknąć. No trudno. Spławię go i po sprawie.
-Nie wiem kogo widzisz – powiedziałam z przekąsem – Co sam już nie wiesz, co widzisz? To może pora wybrać się do okulisty?
-Hehe, jaka miła – zaśmiał się i chciał mnie przytulić.
Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się i z całej siły przyłożyłam mu z liścia. To, jak kiedyś walnęłam Roberta było niczym w porównaniu z tym. Tego to się Matt raczej po mnie nie spodziewał. Zaczął rozcierać czerwony policzek patrząc na mnie zdziwiony. Robert wstał i objął mnie w pasie przyciągając do siebie.
-A to kto? - zapytał Matt.
-Mój chłopak – powiedziałam oschle.
-Oo szybko sobie nowego znalazłaś – zaśmiał się Matt.
W tym momencie Robert chyba zrozumiał, że stoi przed nami mój były.
-Możesz już się odwalić?! - powiedziałam zła.
-Oj księżniczko, nie denerwuj się tak – powiedział i chciał mnie przyciągnąć do siebie.
Robert wkurzył się niesamowicie i odepchnął mojego eks.
-Nie słyszałeś, co powiedziała?! Masz się odwalić! - powiedział zły, a wściekły Matt odszedł nic nie mówiąc.
Podeszłam do Roberta i się do niego przytuliłam. Ten nic nie mówił i tylko gładził mnie po głowie. Tego mi teraz było trzeba. Po chwili usiadłam na krześle, a Robert zaczął rozmowę:
-A więc, to był twój były?
-Taa, tylko nie wiem, co on tutaj robi – powiedziałam zła.
-Kotek, nie denerwuj się. On już sobie poszedł i nie wróci – uśmiechnął się.
Jego głos i uśmiech sprawiały, że w mgnieniu oka zapominałam o wszystkich problemach. Odwzajemniłam uśmiech, a z sali wyszedł lekarz. Szybko podeszliśmy do niego i zapytaliśmy o stan Mileny. Jaka była nasza ulga, gdy okazało się, że Mila jest w ciąży. Kiedy przyszła pani Iwona nie mogła posiąść się z radości. Nie mogliśmy tylko zrozumieć, jak można było początkowo pomylić ciążę z nowotworem? Tu pracują prawdziwi lekarze, czy dzieci z przedszkola? Jednak nie mieliśmy wtedy głowy na wykłócanie się z lekarzami. Pani Iwona i Robert poszli zapytać, kiedy Milena może wyjść, a ja przysiadłam na jednym z krzeseł obok łóżka ciężarnej .
-Noo, muszę przyznać, że mój braciszek ma dobry gust – zaśmiała się – Śliczna jesteś.
-Powiedziała ta, co niby brzydka jest – zażartowałam – Ale dziękuję.
Było mi miło, że rodzina Roberta ciepło mnie przyjęła, jednak dręczyło mnie jedno pytanie.
-Mila, mogę się ciebie o coś zapytać?
-Jasne. Wal śmiało – uśmiechnęła się.
-Kto jest ojcem tego dziecka?
Nastała chwila ciszy. Boże, to była tylko sekunda, a mi się wydawała, że to cała wieczność. Przez głowę przeszła mi najgorsza myśl – że to Matt jest ojcem. Na szczęście Milena rozwiała moje złe przeczucia.
-Bartek – powiedziała z uśmiechem.
Moja pytająca mina mówiła sama za siebie – nie wiedziałam, kto to.
-To mój narzeczony – wyjaśniła.
-A czemu go tu nie ma? - zdziwiłam się.
-Musiał wyjechać w sprawach zawodowych. Tak, jak ja jest siatkarzem. Ma teraz zawody.
-Aaa, to super – uśmiechnęłam się.
Początkowo zdziwiłam się, czemu ani pani Iwona ani Robert nie zapytali, kto jest ojcem, ale teraz już wiem dlaczego. Po chwili wrócili szczęśliwi Robert i jego mama. Powiedzieli, że Mila może wyjść już jutro. Pani Iwona została jeszcze chwilę, a my z Robertem wróciliśmy do domu. Wpadłam do domu, jak burza i szybko wzięłam prysznic. Przebrałam się i rzuciłam na łóżko. W sypialni czekał na mnie już przebrany Robert.
-Kamcia – zaczął bawić się moimi włosami – Mam do ciebie małe pytanko. Dlaczego dzisiaj, jak jechaliśmy do szpitala nie odzywałaś się do mnie i powiedziałaś, że wyjeżdżasz? Dopiero potem zaczęłaś być miła.
Zaczęłam się śmiać, jak wariatka.
-Bo.. widzisz.. ja... jestem... głupia – nie dałam rady nic powiedzieć, bo ciągle się śmiałam.
Po chwili się uspokoiłam i wytłumaczyłam wszystko Robertowi.
-Bo widzisz, ja nie wiedziałam, że Milena, to twoja siostra. Myślałam, że to jakaś twoja była dziewczyna i sądziłam, że nadal ją kochasz i chcesz do niej wrócić.
-Ale ty głupia jesteś – zaśmiał się Robert i poczochrał mnie po włosach – Haha, byłaś zazdrosna o moją siostrę. Ale przynajmniej wiem, że ci na mnie choć troszkę zależy.
Troszkę? Chłopie, cholernie mi na tobie zależy. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam głowę na jego umięśnionym brzuchu.
-A ten Matt to... - zaczął Robert.
-Jest brzydki i nic dla mnie nie znaczy. Wolę ciebie i tylko ciebie – zaśmiałam się.
-To dobrze. A ja jestem przystojny? - zapytał zaczepnie.
Pochyliłam się nad nim, szepnęłam: „Cholernie przystojny” i zaczęłam go namiętnie całować.


_______________________________________________________________________

Co tam u Was moje kochane? Mi niestety ta pogoda nie służy. Jestem chora i siedzę w domu :( 

sobota, 14 września 2013

Rozdział 16

Usiadłam na ławce i normowałam swój oddech. Robert usiadł obok i uśmiechnął się w moim kierunku. Nagle podszedł do nas ten znajomy Roberta ze sklepu z jakąś dziewczyną.
-Ooo, hej Robciu – przywitał się.
-Cześć Thomas – odpowiedział mało entuzjastycznie napastnik Borussi.
-A więc, to jest ta twoja nowa dupa? - zapytał – No, no, muszę przyznać, że w rzeczywistości jest jeszcze ładniejsza niż mi się wydawało. Masz gust stary.
-Taaa, dzięki.
-A to moja laska – wskazał na blondynkę obok – Nazywa się Sara.
Przywitaliśmy się z nią, ale nie miałam ochoty na dalszą rozmowę. Robert chyba też nie. Próbował go spławić, ale ten Thomas, czy jak mu tam, nie dawał za wygraną. Mówił jakie, to on laski w klubach wyrywa i temu podobne. Dziwię się, że Sara jeszcze z nim jest. Ja na jej miejscu już dawno bym go rzuciła, ale cóż. Nic na to nie poradzę. Wreszcie po jakimś czasie Robert nie wytrzymał i kazał mu spadać. Noo w końcu, Już myślałam, że nigdy go nie spławi. Czyżby to on był, to złą rzeczą, która miała się przytrafić? Oby. Wolnym truchtem wróciliśmy z Robertem do domu, po drodze zahaczając o sklep i robiąc zakupy. Zachowywaliśmy się trochę jak ktoś, kto pierwszy raz robi zakupy. Wygłupialiśmy się i żartowaliśmy. Już dawno nie miała tak dobrego humoru. Cały czas się śmiejąc wróciliśmy do domu i odstawiliśmy zakupy. Robert zaopatrzył nas w czerwone wino na wieczór. Chciał urządzić wieczór filmowy. Miło z jego strony. Aktualnie stałam pod prysznicem i wmasowywałam w ciało brzoskwiniowy żel. Szybko umyłam i wysuszyłam włosy, po czym udałam się na dół do Roberta. Siedział przed telewizorem i skakał po kanałach. Usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Siedzieliśmy w ciszy dopóki nie zadzwonił telefon Roberta. Piłkarz nie miał zamiaru odbierać, ale powiedziałam, że lepiej niech pogada, bo ten ktoś nam żyć nie da. Robert odebrał, a po chwili zmienił wyraz twarzy. Niesamowicie się zdenerwował i zaczął zadawać nieskładne pytania. Z tego, co wywnioskowałam coś się stało. Kiedy odłożył telefon spojrzałam na niego pytająco.
-Milena jest w szpitalu – powiedział.
Nie za bardzo wiedziałam, kto to jest ta cała Milena. Jakaś jego kochanka, czy kto?
-Boże, ale ja jestem głupi. Ostatnio się z nią pokłóciłem, a przecież ją kocham. A teraz co? Ona leży w szpitalu – powiedział załamany.
Wstałam z jego kolan. Czyli on kocha jakąś Milenę, z którą się ostatnio pokłócił. Czyli nic tu po mnie. Już chciałam pójść na górę, ale Robert przytrzymał mnie za rękę i zapytał:
-Pojedziesz ze mną do niej do szpitala?
-A po co ja tam? - zdziwiłam się.
-Proszę. Potrzebuję cię. Potrzebuję twojego wsparcia – rzekł patrząc na mnie błagalnie.
Niee! No to już jest szczyt wszystkiego! Mam jechać do jego kochanki i jeszcze go wspierać?! Może jeszcze szczęścia im życzyć? Jednak patrzył na mnie takim wzrokiem, że nie byłam w stanie mu odmówić. Zresztą był niezdolny do prowadzenia pojazdu. Nie chciałam żeby w nerwach spowodował wypadek. Przebrałam się szybko i zabrałam kluczyki z półki.  Wsiedliśmy do samochodu i ruszyłam. Robert chciał ze mną pogadać, ale miałam grobową minę i nie odzywałam się do niego.
-Jak tylko wrócimy, to szybko się spakuję i wyjeżdżam – oznajmiłam Robertowi.
-Co? Ale jak to? - zapytał zdziwiony.
Nie odpowiedziała mu, bo dojechaliśmy właśnie pod szpital i wysiadłam z samochodu. Robert chciał mnie złapać za rękę, ale szybko mu ją wyrwałam patrząc wściekła. Weszliśmy do środka i poszliśmy do recepcji.
-Dzień dobry – przywitała nas starsza recepcjonistka.
-Dzień dobry. Chciałbym się dowiedzieć, gdzie leży moja siostra Milena Lewandowska – powiedział Robert, a mnie zatkało.
Jaka siostra? To Milena jest jego siostrą? A nie kochanką? O matko. Ale ja jestem głupia. Robert pomyśli, że jestem chora psychicznie. Stałam tam i myślałam, a Robert zdążył już zacząć iść w kierunku windy. Szybko go dogoniłam i wbiegłam w ostatniej chwili zanim zamknęły się drzwi. Chwyciłam Roberta za rękę i posłałam pokrzepiający uśmiech. Wysiedliśmy na 3 piętrze i udaliśmy się pod wskazaną salę. Pod drzwiami ujrzałam jakąś kobietę. Widać było, że płakała. Robert szybko podbiegł do niej i przytulił.
-Hej mamciu – przywitał się.
Aha, czyli to jego mama. Chyba powinnam poczytać o nim więcej na internecie. Podeszłam do nich i stanęłam obok.
-Cześć Robert – powiedziała cicho – A co to za piękna młoda dama? - uśmiechnęła się do mnie
-To moja dziewczyna – Kamila – przedstawił nas sobie.

Okazało się, że nie wiadomo,co dolega Milenie. Żaden z lekarzy nie udzielił jak dotąd jakiejkolwiek informacji. Robert próbował się czegoś dowiedzieć, ale z marnym skutkiem Nie chciałam siedzieć bezczynnie, a więc sięgnęłam po swoją torebkę. Wyjęłam z niej czerwoną szminkę i szczotkę do włosów i poprawiłam swój wygląd. Przejrzałam się tylko szybko w małym lusterku i byłam gotowa. Robert spojrzał na mnie pytająco, ale ja nic nie odpowiedziałam. Z jakiejś sali akurat wyszedł lekarz, więc szybko wstałam i do niego podeszłam. Zaczęłam z nim flirtować. Robert siedział osłupiały i nie wiedział, co się dzieje. Pani Iwona chyba skumała, o co mi chodzi, bo powstrzymała Roberta przed podejściem do nas. Chwaliłam tego lekarza i kadziłam mu. Nie podobało mi się, ale czego się nie robi dla ukochanej osoby? Po zbajerowaniu lekarza dowiedziałam się, że Milena poczuła się gorzej podczas treningu. Miała w Dortmundzie zgrupowanie przed ważnym meczem siatkarskim. Pani Iwona przyjechała aby jej kibicować. Niestety Milena zasłabła. Zabrało ją pogotowie, a lekarze mają podejrzenie, że może to być jakaś ciężka choroba. Bałam się żeby, to nie był nowotwór, ale niestety nic nie wiadomo. Nie zdążyli zrobić jej jeszcze dokładnych badań, z których mogliby coś wywnioskować. Podziękowałam lekarzowi i wróciłam do Lewandowskich. Robert od razu wstał, przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Pani Iwona zaczęła się tylko cicho śmiać z zazdrości syna. Kiedy już się ode mnie oderwał opowiedziałam wszystko, czego się dowiedziałam. Myślałam, że gorzej już być nie może, ale na końcu korytarza ujrzałam...  

_________________________________________________________________________

No, to potrzymam Was troszkę w niepewności, kogo ujrzała Kamila. Jak myślicie, kto to może być? :)  

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 15

Robert popatrzył na mnie zdziwiony. Takiej wypowiedzi z moich ust się pewnie nie spodziewał. W sumie, to mu się nie dziwię. Kiedy zrozumiał, co do niego powiedziałam podszedł do mnie, objął delikatnie w pasie i czule pocałował. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nic mi nie grozi.
-Idziemy do domu? - zapytał z uśmiechem.
-Jasne – odwzajemniłam uśmiech i poszliśmy do niego trzymając się za ręce.
Robert poszedł pod prysznic, a mnie poprosił żebym zrobiła sałatkę. Uff, dobrze, że sałatkę, a nie jakieś owoce morza albo coś gorszego. Od dłuższego czasu nie gotowałam. Albo Susane robiła za mnie wszystko, albo jadłam na mieście. W kuchni nie przebywałam dłużej niż pięć minut, a teraz przychodzi mi się gotować. W sumie, to jak byłam mała, to zawsze pomagałam mamie gotować na święta. I sprawiało mi, to ogromną frajdę. Kroiłam tak ogórki rozmyślając aż poczułam czyjeś dłonie oplatające mnie dookoła. No może nie czyjeś, a mianowicie Roberta.
-Do twarzy ci w tej koszulce – mruknął mi do ucha.
No tak, nie przebrałam się jeszcze z jego koszulki meczowej.
-Taa, żółty mi bardzo pasuje – zaśmiałam się.
-A wiesz, jak pasuje ci moje nazwisko? - uśmiechnął się i obrócił mnie przodem do siebie.
Mimo, że byłam modelką, więc mój wzrost nie był taki mały, to przy Robercie i tak byłam niska. Stał teraz patrząc na mnie z góry i nadal się uśmiechał.
-Zawadzka też mi pasuje – droczyłam się z nim.
-Lewandowska bardziej.
-Chciałbyś - powiedziałam i nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej, bo szanowny pan piłkarz pocałował mnie namiętnie, nie dając dojść do słowa.
Nie protestowałam, bo podobało mi się to. Robert zaczął się przemieszczać w kierunku schodów. Wiedziałam dokąd zmierza - do sypialni. Delikatnie położył mnie na łóżku i zabrał się za pozbywanie  mojej garderoby. Nie chciałam być gorsza, więc również zabrałam się za jego ubrania. Po raz kolejny dzięki niemu poczułam się, jak najważniejsza na świecie kobieta. Wiedziałam, że jestem bezpieczna i kochana. Czułam, że komuś na mnie w końcu zależy. Leżąc w silnych ramionach Roberta byłam chyba najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Zasnęłam w mgnieniu oka. Następnego dnia obudziło mnie delikatne łaskotanie na szyi. Owym łaskotaniem okazały się czułe pocałunki Roberta, który już nie spał. Uśmiechnęłam się i powoli otworzyłam swoje oczy.
-Hej słonko – pocałował mnie.
-Cześć przystojniaku.
-Jak się spało? - zapytał.
-Cudownie – uśmiechnęłam się do niego.
-Wiesz co? Kocham się budzić koło ciebie i widzieć twój uśmiech.
-A wiesz, że to ty jesteś powodem tego uśmiechu?
-Naprawdę? Jeśli tak, to baaardzo mi miło – mruknął i zaczął całować mój dekolt – bardzo, bardzo miło.
W tamtym momencie obojgu nam było przyjemnie. Niestety nasze miłe chwile przerwał dzwoniący telefon Roberta. Ten jednak nawet nie zamierzał podnosić ani sprawdzić, kto dzwoni. Spojrzałam na niego pytająco, a ten tylko odpowiedział: „Ty jesteś ważniejsza”. W tamtym momencie przytuliłam go z całej siły i nie miałam zamiaru szybko puścić. Nikt nigdy wcześniej nie powiedział mi czegoś takiego. Zawsze znajdowało się coś ważniejszego. U Matta było wiele spraw, które stawiał ponad mnie. A teraz ten Robert, którego uważałam za kompletnego dupka stał się najważniejszą częścią mojego życia.
-Wariatko, udusisz mnie – zaśmiał się.
-Kocham cię – powiedziałam czule.
W sumie, to pierwszy raz powiedziałam mu to tak szczerze. Niby wcześniej powiedziałam, że jestem w nim zakochana, ale to nie było to samo. Wtedy najpierw wyzwałam go od dupków, a teraz powiedziała, to całkiem szczerze. Prosto z serca. Bez zbędnych ceregieli.
-Mam propozycję skarbie – powiedział – Co ty na to, żebyśmy razem dzisiaj pobiegali?
-Bardzo chętnie – uśmiechnęłam się – O kurde Robert. Ja do Aśki zadzwonić muszę. Kompletnie o niej zapomniałam. Miałam z nią dzisiaj do Stanów wyjechać. Ja nie wiem, jak to teraz będzie.
-To zadzwoń do niej teraz – powiedział i podał mi telefon do ręki.
Wykręciłam numer przyjaciółki i czekałam aż odbierze. Robert w tym czasie zszedł do kuchni i tłukł się garnkami. Jak mniemam próbował coś ugotować na śniadanko.
-Hej Kamcia – usłyszałam radosny głos Cegielskiej.
-Hej Asia – powiedziałam cała rozradowana – Słuchaj, bo jest taka sprawa.
-Zostajesz w Dortmundzie, tak? - zaśmiała się.
-Yy, a skąd wiesz? - zdziwiłam się.
-Hehe, intuicja – zażartowała – No, a tak na serio, to gadałam wcześniej z Robertem. Wyjaśnił mi wszystko. Powiedział, że będzie o ciebie walczył. Już wtedy wiedziałam, że nasz wyjazd do Stanów nie wypali. Ale ja się nawet cieszę. Przyzwyczaiłam się do Dortmundu. Zresztą dzięki tobie zmieniam mieszkanie. Przyjęłaś mnie na swoją asystentkę, więc dostałam podwyżkę. Teraz stać mnie na coś większego niż moje dotychczasowe lokum.
-O jeny Aśka, kochana jesteś. Przepraszam, że tak wyszło.
-Oj głupku, nie przepraszaj już. No ja wam nie przeszkadzam gołąbeczki. Bawcie się dobrze, a jeśli zostanę ciocią to od razu do mnie dzwoń – zaśmiała się i rozłączyła.
Aha, czyli oni to zaplanowali. W sumie, to może dobrze. Nie, wróć. To bardzo dobrze. Usiadłam na łóżku i czekałam aż Robert wyjdzie z łazienki. Trochę sobie porozmyślałam o Aśce i Robercie aż dałam swojej chorej psychice nasunąć mi przeróżne myśli. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że dzisiaj wydarzy się coś złego. Tylko co? Z moich rozmyślań wyrwał mnie wchodzący do pokoju Robert. Był już przebrany w dresy, a w ręce trzymał talerz ze śniadaniem. Szybko zjadłam i przebrałam się w sportowe ubrania. Robert zamknął za nami drzwi i zaczęliśmy robić krótką rozgrzewkę w ogrodzie. No powiedzmy rozgrzewkę. Kiedy tylko zaczęłam się rozciągać Robert podszedł do mnie, objął z tyłu i pokazywał niby, co powinnam robić. A może raczej nie pokazywał, a po prostu mnie przytulał. Okej, nie będę kłamała – podobała mi się taka rozgrzewka. Zawsze uważałam, że mam nie najgorszą kondycję. Wystartowaliśmy i początkowo biegliśmy równo. Jednak po czasie zaczęłam trochę wymiękać. Nie oszukujmy się on codziennie ma trening, na którym biega. A ja? Ja biegam sobie rekreacyjnie. Żeby dobrze wyglądać i czuć się świetnie. Nie robię tego zawodowo. Zwolniłam trochę żeby się nie przemęczyć. W pewnym momencie Robert stanął przy jednej z ławek i poczekał aż do niego dołączę.
-No, no Zawadzka. Muszę przyznać, że masz świetną kondycję. Jeszcze nikt nigdy tak długo nie wytrzymał biegania ze mną. Gratulacje – zaśmiał się.
-Miło, to słyszeć – uśmiechnęłam się.

Jednak po głowie ciągle chodziła mi myśl, że może stać się coś złego...

___________________________________________________________________________

Uff, pierwszy tydzień szkoły za nami. Ja jakoś żyję, a Wy?? Już nam pozadawali masę prac domowych. Pisałam dzisiaj 3 kartkówki - z matmy, historii i biologii. No, ale nie ma co narzekać. Jeszcze niecałe 10 miesięcy i znowu wakacje :) Nie mogę się doczekać dzisiejszego meczu z San Marino. Choć z góry wiadomo, że raczej wygramy, to i tak emocje będą. Szkoda tylko tej przegranej z Czarnogórą. Zasługiwaliśmy na zwycięstwo, no ale cóż poradzić. Następnym razem będzie lepiej :)   

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 14

Właśnie wylądowałam na lotnisku w Dortmundzie. Odebrałam bagaże i udałam się w stronę wyjścia. Przy drzwiach ujrzałam dobrze znaną mi sylwetkę. Wsiadłyśmy z Aśką do taksówki i udałyśmy się do jej mieszkania. Pomogłam jej dopakować ostatnie rzeczy i sprawdzić, czy aby na pewno niczego nie zapomniała. Podzieliłam się z nią moimi wątpliwościami, co do meczu.
-Aśka, ja nie wiem, czy powinnam tam iść. To chyba głupi pomysł.
-Laska, przestań tak gadać. Obiecałaś mu? Obiecałaś, więc teraz dotrzymaj słowa. Przecież nikt cię tam nie zje. Usiądziesz sobie na trybunach posiedzisz 2 godzinki i wrócisz do domu. Jak nie będziesz chciała, to nie musisz z nim nawet gadać. No chyba nie po to czytałaś o piłce nożnej przez ten tydzień żeby teraz zrezygnować? Idź do łazienki i przebieraj się migusiem – uśmiechnęła się.
Zabrałam swoją torebkę i udałam się do wskazanego pomieszczenia. Założyłam Robertową koszulkę i poprawiłam makijaż. Włosy tylko delikatnie przeczesałam i byłam gotowa. Kiedy wyszłam zaniemówiłam. Aśka stała w żółto-czarnej koszulce i uśmiechała się. Posłałam jej pytające spojrzenie, na co ta odpowiedziała:
-Wiesz, może ten twój Robert to trochę cham, ale dał mi bilet na mecz.
-Serio? To super, że idziesz ze mną – ucieszyłam się.
Wow, nie spodziewałam się tego. W sumie, to dobrze. Przynajmniej nie będę tam sama.
Na Signal Iduna dotarłyśmy w 20 minut. Przed wejściem roiło się od kibiców zarówno Borussi, jak i Bayernu. Minęłyśmy ich i udałyśmy się do bocznego wejścia dla VIP-ów. Robert załatwił nam chyba najlepsze miejsca. Stąd wszystko było idealnie widać. Usiadłyśmy wygodnie i gadałyśmy o naszych planach. W pewnym momencie stadion wypełnił się po brzegi, a na murawę wybiegli piłkarze. Wśród „pszczółek” dojrzałam Roberta. Był inny niż przed moim wyjazdem. Wtedy tryskał energią i dobrym humorem. Nie wiedziałam, co spowodowało u niego taki ponury nastrój. No chyba nie mój wyjazd? Nie, na pewno nie. Zawadzka, nawet tak nie myśl. Nie łudź się dziewczyno. Sędzia zagwizdał i mecz się rozpoczął. Po około 10 minutach jeden z Bawarczyków sfaulował Hummelsa. Wkurzyłam się niesamowicie.
-Kurwa! Co to jest?!! Faul był!! Stara, łysa pało, ślepy jesteś?! Kartkę mu daj! - wydarłam się po polsku.
Chyba zrobiłam to ciut za głośno, bo nawet stojący na murawie Robert, to usłyszał. Kiedy spojrzał w naszą stronę i mnie ujrzał uśmiechnął się, a potem wybuchnął śmiechem. Usiadłam już spokojniejsza na krzesełku i sama zaczęłam się z siebie śmiać.
-Wariatka – mruknęła uśmiechnięta Aśka.
-Oj tam, cicho bądź.
Dalsza część meczu była ekscytująca dla kibiców obu drużyn. Było wiele sytuacji pod bramkami. W pewnym momencie monachijski obrońca sfaulował Lewandowskiego. I po raz kolejny się wkurzyłam, ale też przejęłam. Nie chciałam żeby coś mu się stało. Na szczęście tym razem sędzia zareagował i podyktował rzut wolny. Robert podszedł do piłki, spojrzał w moją stronę, a potem była już tylko radość kibiców. Po pierwszej połowie wygrywaliśmy 1-0. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 3-2 dla Borussi, z czego to Robert był zdobywcą dwóch goli. Ze stadionu wychodziłyśmy z Aśką prawie ostatnie, bo panna Cegielska musiała porobić zdjęcia.
-Może jeszcze zrobisz fotkę dla każdego siedzenia? - spytałam znudzona czekaniem na nią.
-Świetny pomysł Zawadzka, cudowny – zaśmiała się – A tak na serio, to jestem tu pierwszy raz, a mieszkam w Dortmundzie od kilku lat. Zresztą dzisiaj wyjeżdżam, chcę mieć pamiątkę.
Cyknęłyśmy sobie jeszcze kilka fotek i wreszcie udałyśmy się do wyjścia. Pod stadionem była jeszcze tylko grupka kibiców, która czekała na autografy. Ominęłam mały tłumek i szłam powoli dalej. Daleko nie doszłam, ponieważ poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam Roberta.
-Cześć Kama – powiedział uśmiechając się.
-Hej.
-Dziękuję, że przyszłaś.
-Nie ma za co. Skoro obiecałam, to przyszłam – wymusiłam uśmiech.
-Ale nie musiałaś. Może w ramach podziękowania dasz się zaprosić na jakiś deser? - uśmiechnął się, a pode mną kolana się ugięły.
Kompletnie nie wiedziałam, co mam robić. Z jednej strony brakowało mi go, a z drugiej nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
-Sorki Robert, ale nie mam kiedy. Jutro z rana wracam z Aśką do Stanów. Muszę się wyspać i pomóc Asi z dokończeniem pakowania – powiedziałam.
Wprawdzie, to już pomogłam Aśce z pakowaniem, ale coś mu musiałam powiedzieć.
-Kamcia, ale ja sobie poradzę – no tak, zapomniałam, że Aśka stoi koło mnie – Tak naprawdę, to już prawie jestem spakowana, więc idź.
Spojrzałam na nią wzrokiem, który zabija. Halo, przecież sama jeszcze niedawno mówiła, że to dupek, a teraz wysyła mnie na spotkanie z nim? Ona tylko uśmiechnęła się i poszła do domu.
-Kama, ja wiem, że nawaliłem i nie chcesz mnie znać, ale daj mi szansę się wytłumaczyć – powiedział napastnik.
-Nie musisz mi nic tłumaczyć – w tamtym momencie podszedł do nas Jan Kirchhof, ten który sfaulował Roberta.
-Jak tam? Nóżka nie boli? - spytał z wrednym uśmiechem – Biedna ciamajda Robercik szuka teraz pocieszenia? Dziewczyno, chodź lepiej z nami, a nie z nim się zadajesz. Toż to jest debil, który o piłce wie mniej niż 2-letnie dziecko.
W tamtym momencie wkurzył mnie niemiłosiernie. Zamachnęłam się i z całej siły przyłożyłam mu z liścia.
-Posłuchaj mnie uważnie lalusiu. Nigdzie z tobą nie pójdę. Baywrn to klub debili, niedorozwiniętych dzieci, które myślą, że są fajne choć wcale tak nie jest. Jesteś nic nieznaczącym dupkiem, który może mi stopy lizać. Jeśli chcesz wrócić do domu w jednym kawałku, to lepiej spieprzaj i nie wracaj. Nie obrażaj więcej Roberta jeśli chcesz jeszcze pożyć.
Gościa kompletnie zatkało. Wrócił do swoich kumpli z drużyny, a zawodnicy Borussi lali ze śmiechu.
-Kama, my cię wykupimy na naszego ochroniarza – zaśmiał się Kuba.
-Haha, nikt jeszcze mu tak nie powiedział – stwierdził Marco – Jesteś pierwszą osobą, która mu tak dowaliła.
Postaliśmy jeszcze chwilę, ale wszyscy zaczęli się rozchodzić aż zostałam tylko ja i Robert. Zaczęłam iść w nieznaną mi stronę, a Robert szybko mnie dogonił i powiedział:
-Czyli jednak ci trochę na mnie zależy, skoro go pobiłaś – uśmiechnął się.
-Ktoś musiał go sprowadzić do pionu.
-Jasne, rozumiem. A gdzie idziesz? - spytał nadal głupio się uśmiechając.
No tak, jest noc, a ja jestem w nieznanym mi miejscu. Kompletnie nie wiem, gdzie ma iść. Aśka, zabiję cię. Byłam zdana tylko na Lewandowskiego.
-Przed siebie. Nie widać? - powiedziałam pewna siebie.
-Aaa, okej. To ja ci nie będę przeszkadzał. To pa – powiedział i zaczął odchodzić.
Okej, a więc zostałam sama. Nie wiem, w którą stronę mam iść i nawet nie mam, jak kogoś zapytać, bo nie zabrałam telefonu. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Robert jeszcze daleko nie odszedł. Nagle podszedł do mnie jakiś pijak i zaczął coś gadać.
-Cześć maleńka. A co ty tu robisz sama o tej porze? - spytał ledwo stojąc na nogach.
-Spadaj dziadu!
-Nie bądź taka nerwowa – powiedział i zaczął mnie dotykać.
-Puszczaj mnie żulu! - zaczęłam się wydzierać.
W tamtym momencie podbiegł Robert, a tamten gościu momentalnie zniknął gdzieś w oddali. Lewandowski nic nie mówił, tylko mnie przytulił. Zdecydowanie wolałam jego dotyk, niż tego pijaka.
-Przepraszam – szepnął.
-Za co?
-Że cię teraz samą zostawiłem i za to, że wtedy w sklepie tak powiedziałem. Nie chciałem żeby tak wyszło. Mi naprawdę na tobie zależy. Temu kumplowi powiedziałem takie rzeczy, bo tylko to go interesowało. Przepraszam.
Nie mu nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Tak szczerze, to w tamtym momencie już mu wybaczyłam.
-Kocham cię – szepnął.
-Co? - odsunęłam się na chwilę od niego.
-Kocham cię – powtórzył patrząc się w moje oczy – Powiedz, mam u ciebie jakieś szanse?
-Posłuchaj, od początku cię nie lubiłam. Uważałam cię za zadufanego w sobie gogusia, który nie ma uczuć..
-Ale – zaczął.

-Nie przerywaj mi -powiedziałam – Oceniłam cię, nawet cię nie znając. Wkurzałeś mnie na każdym kroku. Ale powiem jedno: jestem idiotką, bo zakochałam się takim dupku.

______________________________________________________________________________

Zgodnie z obietnicą dodaję rozdział, bo było ponad 10 komentarzy. Dziękuję kochane :* 

A na zbliżający się rok szkolny życzę Wam samych dobrych ocen, małej ilości kartkówek, wielu uśmiechów i pozytywnej energii każdego dnia :) 

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 13

A więc obecnie siedzę w moim domu w Stanach. Co robię? Właściwie, to nic. Minęło już kilka dni od mojego wyjazdu z Niemiec. Szczerze powiedziawszy, to nie mogę znaleźć sobie miejsca w domu. Zdążyłam się już przyzwyczaić do zasypiania w ramionach Roberta. Brakuje mi go. Brakuje mi jego perfum, uśmiechu, żartów. Ale po tym, co usłyszałam wtedy w sklepie znowu powraca moja nienawiść do niego. Cieszę się, że mam tu Susane, z którą mogę pogadać. Inaczej siedziałabym teraz sama, jak palec i patrzyła się przez okno. Idę z nią dzisiaj na zakupy. Ledwo udało mi się ją wyciągnąć. Broniła się rękami i nogami. Stwierdziła, że jestem gwiazdą i nie powinnam się pokazywać w jej towarzystwie. Okej, jestem gwiazdą, ale mam prawo chodzić gdzie chcę i z kim chcę. Podeszłam do szafy i przebrałam się w letnią sukienkę.  Susane, jak na tak młodą dziewczynę miała dość staromodny styl. Zawsze nakładała szerokie spodnie i bluzki, które wyglądały jakby dostała je w spadku po babci. I nie była, to kwestia braku pieniędzy, bo naprawdę dobrze jej płaciłam. Po prostu miała taki gust. Tylko, że w takim stroju, to chłopaka nie wyrwie. Wiem, że nie wygląd powinien być najważniejszy, ale zanim kogoś poznasz, to nie oszukujmy się, patrzymy na to w co jest ubrany. Praktycznie, to cały dzień zleciał nam na zakupach. Susane chciała zapłacić za swoje zakupy, ale popukałam ją w czoło i kazałam schować portfel. Dla niej, to jednak większy wydatek, a dla mnie, to tak jakbym poszła bułki do sklepu kupić. Wieczorem namówiłam ją na mały wypad na miasto. Zaszłyśmy do jednej ze restauracji, gdzie złapała mnie kobieta. Była z portalu plotkarskiego. Coś w rodzaju polskiego „pudelka”. Chciała przeprowadzić ze mną wywiad. Nie chciałam udzielać odpowiedzi na te wszystkie kretyńskie pytania, zwłaszcza, że jutro idę na inny wywiad, więc odmówiłam jej. Próbowała mnie jeszcze jakoś namówić, ale nic to nie dało.

~Robert~

Boże, czemu ona wyjechała? Zaczęło nam się tak dobrze układać, a ona wyskoczyła, że bajka się skończyła. Ale jaka bajka? Ja myślałem, że zostanie ze mną. Chociaż do końca swoich wakacji. Nie wiem tylko, co było powodem jej wyjazdu. Od kilku dni nie mogę sobie znaleźć miejsca w domu. Chodzę z kąta w kąt. Zasypiam sam, choć wolałbym żeby Kamila była obok. Teraz chodzę po parku bez większego sensu. Zaraz, zaraz. Czy to nie jest Asia – ta przyjaciółka Kamili? Tak, to ona! Muszę z nią pogadać. Przyspieszyłem kroku i dogoniłem ową dziewczynę.
-Cześć Asia – przywitałem się.
-Hej – rzuciła oschle.
-Co tam u ciebie?
-Nic ciekawego – mówiła takim tonem, jakby nie miała ochoty na rozmowę.
-Asia, poczekaj. Usiądźmy na ławce i pogadajmy chwilę. Proszę – powiedziałem.
Na szczęście dziewczyna się zgodziła. Usiedliśmy na pobliskiej ławce i zaczęliśmy rozmowę. A właściwie, to ja zacząłem.
-Asia, wiem, że jesteś najlepszą przyjaciółką Kamili. Dlaczego ona wyjechała? Na pewno ci mówiła. Powiedz mi, proszę. Ja już zaczynam fiksować.
-Haha, ty się jeszcze pytasz czemu wyjechała?! Zabawiłeś się z nią przez kilka dni!
-Słucham? - byłem naprawdę zdziwiony – O czym ty mówisz?
-Mam ci odświeżyć pamięć? „Zawsze wyrywam panienki, które są dobre w łóżku”. Teraz już wiesz, czemu jej tu nie ma.
-Kurwa – zakląłem pod nosem – Ona to słyszała? Ale jak?
-Byłyśmy wtedy w sklepie. Kupowałyśmy wodę. Ty naprawdę jesteś idiotą i Kamila od początku tak mówiła. Miała rację.
-Ale Asia mi na niej naprawdę zależy. Tamten facet ze sklepu, to mój były kumpel. Spotkałem go przypadkiem. Zaczęliśmy rozmawiać i jakoś tak mi się powiedziało. Gdybym powiedział, że Kama ma fajny charakter wyśmiałby mnie.
-I co z tego? Nawet jak by cię wyśmiał, to korona z głowy by ci nie spadła.
-Aśka wiem, jestem kretynem. Ale ona nawet mi nie powiedziała, co się stało. Inaczej spróbowałbym jej to wytłumaczyć. Udowodniłbym jej, że jest dla mnie bardzo ważna.
-Nie martw się – dotknęła mojego ramienia – Jeszcze kiedyś się spotkacie.
Asia odeszła, a ja posiedziałem jeszcze chwilę na ławce i również wróciłem do domu.
~Kamila~
Od rana chodzę po domu i szukam odpowiednich ubrań na wywiad. Chcę dobrze wyglądać. Chociaż ja zawsze dobrze wyglądam. Postawiłam na sukienkę w morskim kolorze i beżowe szpilki. 
Pomalowałam się i rozpuściłam włosy. Wyglądałam bosko. Wiem, wiem, jestem bardzo skromna. Zabrałam jeszcze torebkę z szafki i byłam gotowa do wyjścia. Na miejscu dowiedziałam się, że wywiad przeprowadzi ze mną dość młoda dziewczyna. Usiadłam wygodnie na kanapie i czekałam na pierwsze pytanie. Na początku było lajtowo. Pytania o modę, projektantów i inne sprawy związane z modelingiem. Jednak potem zaczęło się robić coraz bardziej pod górkę – zaczęły się pytania z życia prywatnego.
-Ostatnio była pani widziana w Dortmundzie w towarzystwie jednego z najlepszych napastników, z Robertem Lewandowskim. Co państwa łączy? - spytała.
-Jesteśmy znajomymi.
-A jak się państwo poznali?
-Kiedy prowadziłam zajęcia z dziewczynami z programu. Odbywały się one na stadionie i właśnie tam się poznaliśmy.
-Będziecie parą? Magazyny plotkarskie już okrzyknęły was najpiękniejszą parą showbiznesu.
-Jak już wcześniej wspominałam – jesteśmy TYLKO ZNAJOMYMI.
-Dobrze, widzę, że nic więcej z pani nie wyciągnę. W takim razie dziękuję za wywiad.
Wyszłam stamtąd wściekła. Najpiękniejsza para showbiznesu??!! Coś im się pomieszało!

Przez kolejne kilka dni nie robiłam nic konkretnego. Spędzałam czas z Susane, ćwiczyłam i gadałam przez telefon z Aśką. A dzisiaj mam wylot do Dortmundu. Nie wiem, czy dobrze robię lecąc tam, ale obiecałam Aśce, że przyjadę, więc słowa dotrzymam. Robertowi też obiecałam, że będę na meczu. Aktualnie pakuję jego koszulkę, w której jeszcze niedawno u niego spałam. Czy to dobry pomysł? Nie wiem. Ale wiem jedno, kiedy coś obiecuję, to dotrzymuję słowa. Zastanawiam się tylko, co będzie jak już go zobaczę? I kolejne pytanie z odpowiedzią „nie wiem”. No nie zaprzątam sobie tym głowy. A nie wspominałam jeszcze o jednym. Przez te kilka dni czytałam o Borussi i innych klubach piłkarskich. No w końcu idę na mecz i nie chcę potem wyjść na idiotkę, która nic nie wie. Tak więc w temacie piłki nożnej już trochę wiem. Spakowałam do końca walizkę i ruszyłam w stronę lotniska. Kierunek – Dortmund. Ciekawe, co mnie tam czeka?  

__________________________________________________________________________

Jeny, już prawie koniec wakacji. Straszne. Chociaż ja podchodzę do tego optymistycznie. Rok szkolny szybko minie i znowu będą wakacje. 

Mam dla Was małą propozycję. Tak normalnie, to 14 rozdział powinien się tu pojawić już w roku szkolnym, ale jeśli będzie ponad 10 komentarzy, to dodam go wcześniej. Chociażby dzisiaj :)